Wyścig o Biały Dom (X): Romney liczy na debaty

Po dwóch konwencjach partyjnych w USA i po trudnym dla USA tygodniu – śmierć ambasadora Stevensa wywołała szok w Ameryce – Obama jest faworytem walki o prezydenturę. Mitt Romney ma już tylko jedną szansę na dokonanie przełamania w kampanii – debaty. Pierwsza z nich odbędzie się 3 października.

Sondaże nie pozostawiają wątpliwości. Po udanej, bardzo mocnej i sprawnie przeprowadzonej konwencji w Charlotte prezydent Obama objął prowadzenie w wyścigu o Biały Dom. W najnowszym badaniu NYT/CBS wygrywa z Romneyem 49 do 46. W sondażach trackingowych (robionych codziennie) wygrywa z kandydatem Republikanów. Po konwencji dostał sondażowy „bounce” – który, mimo lekkiego rozmycia nadal się utrzymuje. Co ważniejsze, w badaniach w poszczególnych stanach, np. szeroko komentowanym Marist/NBC/WSJ Obama wygrywa w Ohio, Wirginii i na Florydzie (odpowiednio ma 7pp i po 5 pp więcej). Sondaże pokazują także, że Romney traci przewagę jeśli chodzi o kwestie gospodarcze. W oczach wyborców polityka Obamy zaczyna przynosić efekty, mimo utrzymującego się wysokiego bezrobocia.

To wszystko kombinacja wielu czynników. Podstawowy – na konwencji w Tampa Republikanie poświęcili najwięcej czasu na krytykę prezydenta oraz na „humanizację” Mitta – pokazanie, że jest on dobrym, ciepłym rodzinnym człowiekiem. Ale zabrakło czasu na pokazanie jasnej wizji Ameryki i konkretnych rzeczy, które Romney zmieni jako prezydent. Co gorsza,  konwencja Republikanów została przyćmiona przez dziwaczne wystąpienie Clinta Eastwooda, który w czasie ostatniej, najważniejszej nocy konwencji rozmawiał przez kilka minut z pustym krzesłem, gdzie miał siedzieć wyimaginowany Obama.

Demokraci nie popełnili na konwencji żadnych błędów. Żona Obamy mówiła o jego charakterze i walce z przeciwnościami losu. Bill Clinton, w błyskotliwej mowie, przez ponad 45 minut punkt po punkcie zbijał ataki Republikanów i przekonywał, że żaden prezydent w cztery lata nie mógłby wyciągnąć USA z tak głębokiego kryzysu, jaki Obama zastał na początku kadencji. Wreszcie sam prezydent – w nietypowym, chłodnym i mało wybitnym pod względem oratorskim przemówieniu – jasno nakreślił wybór jaki stoi przed USA: albo droga naprzód, albo cofnięcie się w czasie czyli Romney/Ryan.

To wystarczyło. Romney od tego czasu nie był w stanie złapać wiatru w żagle. Taktyczne wpadki spotęgowały ilość negatywnych tekstów o jego kampanii w mediach. A próba zbicia politycznego kapitału na tragedii w Libii została fatalnie odebrana nawet przez Republikanów. Kandydat GOP jest ustawicznie atakowany za brak konkretnych propozycji programowych – zwłaszcza przez konserwatywne media.

Teraz Romneyowi zostały już tylko debaty. To właśnie wtedy będzie próbował dokonać przełomu. Jeśli mu się nie uda, to tylko duży kryzys międzynarodowy lub gospodarczy będzie stał na drodze Obamy do reelekcji.

Michał Kolanko*

 

*Michał Kolanko – członek redakcji portalu 300polityka.pl

 

Wcześniejsze artykuły z cyklu Wyścig o Biały Dom 2012:

Share Button