Podsumowanie 2017 r. i prognoza na 2018 r.

Koniec roku tuż tuż, czyli wszędzie znajdziecie podsumowania i prognozy. Jest to przesądzone tak samo jak Last Christmas na miesiąc przed Świętami. Kto nie słyszał w tym roku, łapka do góry i klik tutaj. Nie mogę zatem odbiegać od normy i wpis podsumowująco-prognozujący też musi powstać. W tym roku najpierw rozliczę się z prognozy na 2017 r., którą stawiałem ostatniego dnia 2016 r. Będzie się to przeplatało z bardziej ogólnym podsumowaniem mijającego roku. Na koniec to, co tygryski lubią najbardziej – prognozy na 2018 r. Gotowi? Startujemy!

Jak sprawdziła się kryształowa kula?

Prognozy na 2017 r. dotyczyły m.in. kwestii wyborczych. Tutaj skuteczność przewidywań wynosi 2/3. We Francji nie wygrał Fillon (mimo 20% poparcia nie przeszedł do drugiej tury), a Marine Le Pen nie wprowadziła do parlamentu zbyt wielu deputowanych. Bezapelacyjny sukces osiągnął polityczny nowincjusz Emmanuel Macron i jego La Republique En Marche! (Naprzód Republiko!). W ten sposób Macron przełamał duopol gaullistowsko-socjalistyczny, który przez dekady rządził Francją. Nowy prezydent poczyna sobie śmiało, realizuje swój program (m.in. reformuje prawo pracy), a poprzez kłopoty Angeli Merkel ze sformowaniem nowego rządu, wyrósł na lidera Unii Europejskiej. W Niemczech trudno było nie przewidzieć, że w wyborach na Angelę Merkel zwycięży Angela Merkel. Z kolei wybory prezydenckie w Iranie wygrał ponownie umiarkowany Hassan Rouhani. Nie przeszkadza to w niczym Donaldowi Trumpowi, który dąży (i jak sądzę, dopnie w końcu swego) do zerwania atomowego dealu z Teheranem. Być może nastąpi to już w 2018 r., destabilizując jeszcze mocniej i tak gorący punkt na mapie świata. Wyborów we Włoszech nie było, odbędą się w 2018 r., a Ruch Pięciu Gwiazd może odnieść w nich sukces – wątpię jednak, by mógł je wygrać.

Zgodnie z przewidywaniami chiński przywódca Xi Jinping wzmocnił swoją pozycję w partii (a więc i w państwie), a brak wyznaczenia następcy (zerwanie z ustanowionym nie tak dawno precedensem) może świadczyć o chęci przedłużenia kadencji u steru azjatyckiego mocarstwa. Mimo licznych napięć, w szczególności dynamicznych postępów w programie atomowym Korei Północnej (liczne próby atomowe i rakietowe), relacje chińsko-amerykańskie udało się utrzymać na całkiem dobrym poziomie. Donald Trump ma z Chinami kłopot, bo z jednej strony najchętniej wypowiedziałby im wojnę handlową (ogromny deficyt w wymianie handlowej to dla niego oznaka oszukiwania Amerykanów przez Chiny), z drugiej zaś jego kluczowi podwładni zwracają uwagę – i słusznie – że bez Chin nie sposób rozwiązywać problemy na Dalekim Wschodzie.

W Syrii i Iraku pokonano Państwo Islamskie, a główną rolę odegrały wspierane przez Iran szyickie bojówki, rosyjskie siły powietrzne oraz zachodnie naloty, operacje sił specjalnych oraz wsparcie wywiadowcze. Kolejność przypadkowa, można debatować nad tym, co odegrało większą, a co mniejszą rolę. Udało się to osiągnąć bez wysyłania do walki zbyt wielu amerykańskich żołnierzy. Jednocześnie Ameryka została niemalże wypchnięta z rozmów o przyszłości sytuacji politycznej w Syrii. Ta rozgrywka toczy się w trójkącie Moskwa-Ankara-Teheran i przynajmniej chwilowo zakończy się pozostawieniem na stanowisku prezydenta Syrii Baszara Assada.

Strefa Schengen szczęśliwie przetrwała i ma się dobrze. Jeśli nie nastąpi druga fala wielkiej migracji, Schengen zostanie utrzymane.

Na koniec rozliczenia z przewidywań czas na Brexit – zgodnie z przewidywaniami parlamentarne głosowania sprawiają rządowi pewne problemy. Nie sposób było przewidzieć tego, że premier Theresa May zdecyduje się na gambit wyborczy, który doprowadzi do utracenia przez jej rząd samodzielnej większości. W efekcie tego May musi polegać w głosowaniach na północnoirlandzkich unionistach, a jednocześnie trzymać w ryzach posłów z tylnych ław, którzy zwyczajowo sprawiają premierom spore problemy.

Jak wyszło? Myślę, że całkiem nieźle. Czasem zatem na podsumowanie 2017 r.!

Podsumowanie 2017 r.

Trudno nie zacząć od pierwszego roku prezydentury Donalda Trumpa. Uff, przez ten rok sporo się działo – nie tylko na jego koncie na Twitterze – ale udało się to przetrwać. Co prawda Trump zabił transpacyficzne porozumienie handlowo-inwestycyjne (TPP), zostawiając na lodzie pozostałych sygnatariuszy, a także rozpoczął proces renegocjacji NAFTA (umowy o wolnym handlu w Ameryce Północnej), ale w międzyczasie zawarto szereg innych porozumień (UE z Kanadą, UE z Japonią), co nie pozwoliło triumfować protekcjonizmowi. Trump i jego administracja przez cały czas pogrążeni są w dochodzeniach ws. wpływu Rosjan na kampanię wyborczą, co doprowadziło do powołania specjalnego prokuratora (w tej roli były wieloletni szef FBI Robert Mueller) i oskarżenia bliskich współpracowników Trumpa z czasu kampanii – ex-szefa tejże kampanii Paula Manaforta oraz krótkotrwałego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Mike’a Flynna. Ciąg dalszy zdecydowanie nastąpi. Z ciekawszych inicjatyw zagranicznych należy zwrócić uwagę na wycofanie się USA z klimatycznego porozumienia zawartego w Paryżu, a także uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela.

Istotnym wydarzeniem w 2017 r. było pokonanie Państwa Islamskiego/ISIS, odbierając radykałom kolejne terytoria. Tak zwany kalifat jest teraz bytem wirtualnym, co nie oznacza, że mniej groźnym. Ważniejsze od kontroli terytorium jest bowiem to, że idea stojąca za Państwem Islamskim żyje i cały czas może być atrakcyjna dla potencjalnych rekrutów. Co więcej, tysiące bojowników ISIS, którzy przybyli na pustynie Syrii i Iraku walczyć w imię kalifatu, teraz może wrócić do swoich domów – w Europie, Rosji, Azji Centralnej, krajach Zatoki Perskiej czy Maghrebu. Stanowią oni wielkie zagrożenie i właściwe służby będą miały ręce pełne roboty, by trzymać mieć nad tymi ludźmi kontrolę. Doświadczenia zamachów terrorystycznych w Europie z lat 2015-2016 uczą, iż europejskie służby mają z tym problem, a gdy w grę wchodzi współpraca transgraniczna, robi się jeszcze bardziej krucho.

O licznych ofiarach konfliktów w Syrii, Iraku, Meksyku, Jemenie i Afganistanie pisałem w osobnym tekście. Warto podkreślić narastającą spiralę przemocy w Meksyku, gdzie ginie ok. 2 tysiące osób miesięcznie. W roku 2018 w Meksyku odbędą się wybory prezydenckie, a faworytem do ich wygrania jest lewicowy Andres Manuel Lopez Obrador. Proponuje on nowe podejście do wojny z kartelami narkotykowymi – pewnego rodzaju amnestię w zamian za wstrzymanie przemocy. W Kolumbii, co prawda po wielu dekadach, ale jednak podobnie postąpiono w przypadku FARC.

Europa dwukrotnie w 2017 r. wstrzymywała oddech z powodu wyborów: we Francji i w Niemczech. O  tym pisałem już w części dotyczącej rozliczenia z prognoz za 2017 r. Warto wspomnieć o trudnej sytuacji w Katalonii, gdzie najpierw doszło do nielegalnego głosowania w ramach „referendum” niepodległościowego – które dość nieudolnie próbował spacyfikować rząd w Madrycie. Następnie liderzy partii niepodległościowych znaleźli się w areszcie i na ławie oskarżonych (albo uciekli do Belgii). Madryt szybko rozpisał nowe wybory, które odbyły się tuż przed Bożym Narodzeniem i ponownie przyniosły podobne rezultaty – niewielką większość w parlamencie regionalnym mają zwolennicy niepodległości, choć najwięcej głosów z poszczególnych ugrupowań zdobyli opowiadający się za pozostaniem w Hiszpanii centryści z partii Ciudadanos. Katalonia jest rozdarta i podzielona, a rząd w Madrycie ma nadal ból głowy. Ktoś musi zmienić taktykę, w innym przypadku możliwe są kolejne manifestacje pro-niepodległościowe.

Po 37 latach sprawowania władzy do dymisji zmuszony został Robert Mugabe, prezydent Zimbabwe. Stery państwa przejął jego były zastępca Emmerson Mnangagwa – jego usunięcie ze stanowiska przyczyniło się do zakończenia rządów Mugabe. W stronę Zimbabwe zmierza natomiast Kenia, gdzie sąd najwyższy najpierw unieważnił wyniki wyborów prezydenckich z powodu licznych nieprawidłowości, lecz powtórka głosowania była o wiele gorsza od oryginału. Uhuru Kenyatta zdobył 98% głosów, a jego główny rywal nawet nie stanął z nim w szranki. Sąd najwyższy tym razem nie mógł się wypowiedzieć, bo z różnych powodów zabrakło kworum… Bardzo wątpliwe było także głosowanie ws. poprawek do konstytucji w Turcji, zmieniających ustrój z parlamentarnego na prezydencki. Kampania przedreferendalna oraz samo głosowanie odbywały się w atmosferze stanu wyjątkowego, a każda krytyka prezydenta Erdogana – pod którego skrojone były poprawki do ustawy zasadniczej – była wykorzystywana do prześladowania i aresztowania opozycjonistów. Głosowanie odbiegało od standardów demokratycznych, a niewielka przewaga głosów popierających zmiany wzbudziła wątpliwości co do wiarygodności referendum. Nawet gdyby wszystko odbyło się zgodnie z procedurami, Turcja jest rozdarta na pół. Dlatego też prezydent Erdogan cały czas zaostrza retorykę i dokręca śrubę.

Na innym biegunie znalazły się wybory parlamentarne w Japonii. Wygrało je konserwatywne ugrupowanie premiera Shinzo Abe, co powinno pozwolić mu na dokonanie zmian w konstytucji – wreszcie armia będzie nazywana armią, a nie Siłami Samoobrony. Chiny i Korea Południowa nie będą zadowolone.

Prognozy na 2018 r.

W wyborach na Władimira Putina zwycięży Władimir Putin. Ciekawsze jest to, czy rosyjski prezydent zdecyduje się dopuścić do udziału w wyborach Aleksieja Nawalnego, najbardziej znanego aktualnie opozycjonistę. Status na dziś: nie może on kandydować, gdyż ma na koncie wyroki sądowe. Obstawiam, że Putin wybierze bezpieczny wariant i Nawalny nie będzie mógł sprawdzić ilu przeciwników ma obecny prezydent.

We Włoszech poparcie traci rządząca lewicowa Partia Demokratyczna, a na czoło peletonu wysuwa się populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd. Może on wygrać wybory, ale ciężko będzie mu sformować rząd. Silne poparcie powinna otrzymać skrajnie prawicowa Liga Północna, a ponownie na fali znajduje się nieśmiertelny Silvio Berlusconi i to on może być rozgrywającym w trakcie negocjacji koalicyjnych. Czy w Italii wybory przyniosą parlament niezdolny do stworzenia stabilnego rządu? To dość prawdopodobny scenariusz.

Nie można wykluczyć, że do powtórki wyborów dojdzie w Niemczech. W styczniu może się rozstrzygnąć, czy dojdzie do przedłużenia dotychczasowej „wielkiej koalicji” chadeków z socjaldemokratami. Ci drudzy po wrześniowym głosowaniu wykluczali taki scenariusz. Zarówno CDU/CSU, jak i SDP straciły wielu deputowanych na rzecz mniejszych ugrupowań. Nie jest przesądzone, że kanclerzem pozostanie Angela Merkel – być może jej partia zdecyduje się na wymianę przywódcy i nowe otwarcie, licząc na pokazanie wyborcom odświeżonej platformy wyborczej. Jeszcze rok temu wydawałoby się to nieprawdopodobne, jednak dziś nie brzmi to już jak political fiction.

Wybory także w Stanach Zjednoczonych – niemalże w połowie kadencji Donalda Trumpa sprawdzona zostanie jego popularność. Politycy Partii Republikańskiej będą mieli dylemat – czy zabiegać o poparcie prezydenta i liczyć na głosy radykalnej bazy, czy unikać skojarzeń z lokatorem Białego Domu w celu pozyskania głosów z centrum? Wydaje się, że Demokraci mogą pozbawić Republikanów kontroli nad Kongresem, choć gerrymandering okręgów wyborczych stawia Republikanów w uprzywilejowanej pozycji. Jeśli ostatnie wybory na wolne miejsca w Senacie czy na gubernatorów uznać za prognostyk na 2018 r., to Demokraci mogą przełamać monowładzę prawicy. Stanowiłoby to poważne ograniczenie dla prezydenta Trumpa w polityce krajowej, gdyż Demokraci najpewniej zastosują taką samą obstrukcję wobec Trumpa, jaką Republikanie stosowali wobec prezydenta Obamy. Była to w zasadzie wojna totalna.

W takiej sytuacji Trump może kierować swoją uwagę ku sprawom zagranicznym. Na jego celowniku może znaleźć się NAFTA (Meksyk i Kanada nie są skore do większych ustępstw na rzecz USA), atomowy układ z Iranem (ile jeszcze generałowie Mattis i McMaster mogą powstrzymać Trumpa przed zerwaniem umowy?) lub Korea Północna (a pośrednio Chiny). Nie sposób przewidzieć, co zrobi Trump – jeśli jednak zrealizuje obietnice wyborcze (co z grubsza robi), to NAFTA i deal z Iranem mogą nie przetrwać. W tle cały czas będzie pobrzmiewać śledztwo Roberta Muellera – prezydent Trump może też go odwołać, tak jak zwolnił szefa FBI.

Ciekawie będzie w Ameryce Południowej, gdyż wybory odbędą się w Kolumbii (parlamentarne i prezydenckie) i Wenezueli (prezydenckie). W przypadku Kolumbii stawką wyborów może być utrzymanie historycznego porozumienia pokojowego z lewicową organizacją terrorystyczną FARC. Natomiast Wenezuela pogrąża się w ekonomicznym chaosie. Pozycja prezydenta Maduro jest jednak na tyle mocna, że mimo protestów opozycji udało mu się ubezwłasnowolnić parlament oraz przejąć większość kluczowych stanowisk w administracji na szczeblu regionalnym. Wydaje się, że wprowadzony przez Hugo Chaveza „socjalizm XXI w.” dogorywa, ale jest to śmierć rozłożona w czasie. Maduro zapewne wygra „wybory” i dotrwa do końca roku. Dla jego kraju i obywateli oznacza to kolejny stracony rok.

Przygotowując ten wpis zwracam uwagę na to, co dzieje się w Iranie. Niezadowoleni z sytuacji gospodarczej obywatele wyszli na ulicę i wyrażają swój sprzeciw wobec władzy kasty duchownej. Trudno oczekiwać, by efektem tych demonstracji były poważne zmiany polityczne. Trzeba mieć jednak na uwadze to, że najwyższy przywódca Ali Chamenei jest już dość wiekowy, a jego stan zdrowia od lat nie jest najlepszy. Oczywiście sposób wyboru oraz grono dokonujące wyboru przywódcy są impregnowane na reformatorskie głosy, to okoliczność zmiany na szczycie władzy mogłaby zostać wykorzystana przez tych, którzy domagają się korekty kursu, w szczególności zmian ustrojowych. Przewidywanie takich zmian jest obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia, jednak zawsze musimy mieć na uwadze to, że nawet najbardziej trwała dyktatura nigdy nie jest tak mocna, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Być może Irańczykom przejada się już religijna dyktatura.

Na aspekt społeczno-religijny wypada zwrócić uwagę także w Królestwie Arabii Saudyjskiej. Tam też wahabicki konserwatyzm jest stopniowo rozwadniany. Są to zmiany, które muszą być powolne, jednak ich skutki będą długofalowe. To wahabizm (skrajna odmiana sunnizmu) w dużej mierze napędza islamski terroryzm.

Na sam koniec wróćmy do Europy i Brexitu. Będzie to bowiem rok negocjowania przyszłych relacji gospodarczych pomiędzy UE a w pełni już suwerennym Londynem. Jakie będą efekty zerwania „brukselskich kajdan” z brytyjskich rąk? Unia okazuje się twardym i skutecznym negocjatorem, tymczasem po brytyjskiej stronie dominuje chaos i brak merytorycznego przygotowania do rozmów. Brakuje też rzetelnych analiz skutków Brexitu. W efekcie Londyn akceptuje w większości stanowisko Brukseli, co oczywiście doprowadza do szału zwolenników tzw. twardego Brexitu. Rzeczywistość okazała się dla Brytyjczyków bardzo bolesna, o czym kampania na rzecz opuszczenia UE nie informowała.

Jaki będzie 2018 r.? Najlepiej jakby był nudny, gdyż ostatnie dwanaście miesięcy przyniosło aż nadto emocji. Nie można jednak na to liczyć. W obliczu strukturalnego wycofywania się Stanów Zjednoczonych zapewne niektóre państwa będą sprawdzać limity własnej siły i potęgi, a wyzwania na skalę globalną (bezpieczeństwo, cyberprzestrzeń, ochrona środowiska, handel etc.) bez wątpienia będą się pojawiać – i wymagać współpracy. To z kolei oznacza dyplomację, a o niej zawsze możecie czytać na Blogu Dyplomacja.

Piotr Wołejko

Share Button