Zestrzelenie przez Turcję rosyjskiego samolotu bojowego wprowadza zupełnie nową dynamikę do stosunków turecko-rosyjskich. Dotychczas obie strony nie wchodziły sobie zbytnio w paradę, rozwijając obopólnie korzystną wymianę handlową. Rosja dostarcza importowanego przez Turcję gazu, a Ankara rozwija program budowy elektrowni jądrowych we współpracy z rosyjskimi firmami. Biorąc pod uwagę niepokrywające się interesy oraz różnice wynikające z posiadanej siły (power), Turcja całkiem zgrabnie ułożyła sobie relacje z Rosją. Teraz może to ulec zmianie. Podsumujmy ostatnie wydarzenia i ich konsekwencje w kilku punktach:
- Znając Rosję, Rosjan i rosyjskie siły zbrojne można założyć, że naruszenie tureckiej przestrzeni powietrznej przez Su-24 jest prawdopodobne. Jednak teraz spotkało się z odpowiedzią, jakiej Rosjanie się nie spodziewali. Naruszali już przecież przestrzeń powietrzną wielu innych państw NATO i uchodziło im to płazem. Sądzili, że latając nad Syrią są w pełni bezpieczni – w końcu ISIS/Państwo Islamskie, ani inne ugrupowania biorące udział w syryjskiej wojnie domowej, nie dysponują lotnictwem ani zaawansowanymi systemami obrony przeciwlotniczej.
- Zestrzelenie samolotu przez Turków to sygnał, żeby traktować Ankarę i jej interesy w Syrii poważnie. Oczywiście śpiewka o obronie mniejszości turkmeńskiej, którą miały od kilku dni bombardować rosyjskie samoloty da się obronić, to jednak trzeba spojrzeć na sprawę szerzej. Rosja wkroczyła do Syrii jak po swoje, burząc dotychczasowy status quo i nie oglądając się na reakcje pozostałych aktorów trwającego od marca 2011 r. konfliktu. Co więcej, Rosja stanęła na przeciwnym biegunie – wspierając Assada, którego odejścia domagają się Turcy.
- Zarówno Turcja, jak i Rosja, podjęły walkę z ISIS/Państwem Islamskim po znacznym czasie od przejęcia przez tą organizację kontroli nad znacznymi obszarami Syrii i Iraku. Są dość świeżymi gośćmi na trwającym w Syrii przyjęciu – oczywiście bezpośrednio, bo pośrednio angażowali się dość intensywnie już od dłuższego czasu. Najpierw Turcja, a potem także i Rosja postanowiły jednak ogłosić swego rodzaju krucjatę przeciwko ISIS/Państwu Islamskiemu, budując w ten sposób wizerunek na arenie międzynarodowej, a w rzeczywistości realizując własne partykularne interesy – Turcja zaczęła bowiem bombardować pozycje zajmowane przez kurdyjskich bojowników, natomiast Rosjanie skupili się na antyassadowskiej opozycji wspieranej przez kraje zachodnie. I Turcja i Rosja zdecydowaną większość bomb zrzuciły na cele nienależące do ISIS/Państwa Islamskiego. Oba kraje prowadzą swoje wojny, wykorzystując do tego pretekst wojny domowej w Syrii.
- Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że Turcja wspiera ISIS/Państwo Islamskie, z którym rzekomo prowadzi wojnę, w sposób systemowy: umożliwia bezpieczny tranzyt bojowników i broni przez swoje granice, pomaga sprzedawać ropę z kontrolowanych przez islamistów pól naftowych, leczy bojowników w swoich szpitalach, być może nawet szkoli bojowników. Rozmaite pogłoski wskazują na bardziej daleko idące zaangażowanie Turcji po stronie ISIS/Państwa Islamskiego, a całą „wojnę” z tą organizacją nakazują określać jako „śmiech na sali”. Wsparcie dla islamistów wynika zarówno z przekonań władców Turcji, jak też logicznej kalkulacji – nie chcemy Assada, nie chcemy Iranu i Hezbollahu (szyici), nie chcemy żeby ISIS/Państwo Islamskie zajmowało się nami u nas (w Turcji).
- Prowadzone przez kraje zachodnie naloty na pozycje ISIS to już prawdziwy śmiech na sali. Przeprowadzono ich już tysiące, zrzucając dziesiątki tysięcy ton bomb. I co? I nic. Naprawdę? Naprawdę. A może raczej „naprawdę” (z przymrużeniem oka). I te tłumaczenia o celach, które rzekomo zniszczono. Ile ISIS/Państwo Islamskie może mieć centrów dowodzenia, centrów szkolenia, magazynów broni etc.? Mamy do czynienia z najbardziej nieskuteczną kampanią powietrzną w historii, albo to wszystko ściema dla ubogich. Naloty może i są, lecz od bombardowania pustyni nikt żadnej wojny jeszcze nie wygrał. Tym bardziej, jeśli wszystko wygląda na to, że nie chce jej wygrać. Zachodnie agencje wywiadowcze nie są głupie, wiedzą co się dzieje i po jakiej stronie opowiedziała się Turcja. Skoro naloty przeprowadzane są także z terytorium Turcji, to nie po to, żeby skrzywdzić wspieranych przez Turcję bojowników.
- Oczywiście Rosja też nie chce zrobić ISIS/Państwu Islamskiemu większej krzywdy. Przynajmniej na razie. To przecież sojusznik Rosji, Assad, od lat wspierał i nadal wspiera ISIS. I już prawie udało mu się dopiąć swego, a więc przedstawić wojnę w Syrii nie jako rebelię społeczeństwa przeciwko jego dyktaturze, lecz jako wojnę z terroryzmem. Dlatego Assad oddał pół kraju i pozwalał masakrować swoich obywateli, a czasem także żołnierzy, mordercom z ISIS – chciał skruszyć serca Zachodu i zmusić jego przywódców do współpracy. Oni byli oporni, umywali ręce. Wtedy do gry weszła Rosja, a po zamachach w Paryżu z 13 listopada Zachód prawie rzucił się do pomocy. Pomocy Assadowi i Rosji. Turcja te plany, przynajmniej chwilowo, pokrzyżowała.
- Być może jednak Turcy szybko pożałują swojej decyzji. Rosjanie wcale nie muszą odpowiadać ostro i natychmiast. Wystarczy, że rozlokują w swoich syryjskich bazach rakietowy system obrony powietrznej S-400. Poczytajcie o jego możliwościach. Brzmi jak game-changer? To może zbyt daleko idące przypuszczenia, natomiast skutki dla regionalnego bezpieczeństwa są ogromne – Rosjanie mając S-400 w Syrii mogliby zestrzeliwać samoloty prowadzące naloty w Syrii (tureckie i zachodnie), a nawet samoloty izraelskie. Izrael co prawda bardzo stara się nie angażować w syryjską wojnę domową (lepszy był dla niego Assad – stary, dobrze znany i w gruncie rzeczy spacyfikowany wróg, niż różnej maści opozycja bądź islamiści z ISIS/Państwa Islamskiego), lecz należy spojrzeć dalej niż wojna w Syrii. Jeśli rosyjski sprzęt broni części syryjskiego nieba, swoboda działania izraelskiego lotnictwa zostaje ograniczona. Dla Izraela to zupełnie nowa sytuacja, bo na przestrzeni pomiędzy granicami Turcji i Arabii Saudyjskiej Izraelczycy mogli robić niemalże wszystko.
Co z tego wszystkiego wynika? Rosjanie dostali po łapkach, lecz w dłuższym terminie Turcja może tego pożałować. Mimo wzrostu gospodarczego i podbijania nacjonalistycznego bębenka, Turcja nie gra w tej samej lidze, co Rosja. Natomiast słowa prezydenta Putina o ciosie w plecy ze strony wspólników terrorystów rzuciły światło na skrywaną (lecz znaną zorientowanym w temacie) rolę Turcji w Syrii, czyli wspieranie ISIS/Państwa Islamskiego. Paradoksalnie kraje zachodnie, które przynajmniej w retoryce (bo nie poprzez nieskuteczne naloty, patrz pkt. 5 wyżej) chcą walczyć z ISIS/Państwem Islamskim, mają więcej wspólnego z Rosją, niż ze swoim sojusznikiem z NATO – Turcją. Skomplikowane? Dlatego nie spodziewajmy się w Syrii żadnego rozwiązania.
Piotr Wołejko