Od wyborów parlamentarnych w lutym br. sytuacja prezydenta Pakistanu Perveza Musharrafa nie jest godna pozazdroszczenia. Popierające generała ugrupowania, zwłaszcza Pakistańska Liga Muzułmańska (Q), poniosły klęskę, a zdecydowaną większość mandatów w Zgromadzeniu Narodowym (izbie niższej parlamentu) zdobyły wrogie prezydentowi partie opozycyjne – Pakistańska Partia Ludowa (PPP) oraz Pakistańska Liga Muzułmańska (N).
Dwie ostatnie partie zostały skazane na współpracę i współrządzenie, choć poza sprzeciwem wobec Musharrafa i rządów wojskowych więcej je dzieli, niż łączy. Od samego początku koalicja była trudna, a sporów nie brakowało. Głównym powodem konfliktów w łonie koalicji okazała się kwestia przywrócenia do pracy sędziów Sądu Najwyższego, usuniętych przez prezydenta Musharrafaw po wprowadzeniu przez niego stanu wyjątkowego w listopadzie ub.r.
Z tego właśnie powodu doszło do rozłamu w rządzie i wyjścia z koalicji Nawaza Sharifa i jego partii PML (N). Sharif, ex-premier obalony w 1999 r. przez ówczesnego szefa sztabu armii gen. Perveza Musharrafa (zarazem mający chrapkę na objęcie funkcji premiera po raz kolejny), postawił sprawę przwyrócenia sędziów na ostrzu noża, wyprowadzając swoich ministrów z gabinetu. Partia Sharifa miała popierać rząd PPP, ale nie uczestnicząc w rządzeniu.
W czerwcu do akcji wkroczyli prawnicy, którzy Musharrafa szczerze nienawidzą i rozpoczęli akcję protestacyjną. Presja na PPP i jej liderze, wdowcu po Benazir Bhutto Asifie Zardarim rosła. Sam Zardari nie zamierzał jednak dopuścić do radykalnych posunięć i doprowadzić do natychmiastowego przywrócenia wyrzuconych przez Musharrafa sędziów [a prezydent wyrzucił ich, zastępując swoimi marionetkami, aby Sąd Najwyższy zatwierdził ważność wyborów prezydenckich, w których Musharraf bezproblemowo wygrał. Istniały jednak poważne wątpliwości prawne, czy wybory mogły w ogóle się odbyć].
Minęło kilka tygodni i temat przywrócenia sędziów, a także impeachmentu (modne ostatnio w Polsce sformułowanie) powracają ze zdwojoną siłą. Toczą się rozmowy pomiędzy Zardarim, Szarifem i liderami innych partii antymusharrafowskich, których owocem może być złożenie wniosku o odwołanie prezydenta przez Zgromadzenie Narodowego. Jak stanowi konstytucja, do przegłosowania wniosku o impeachment głowy państwa potrzebna jest większość 2/3 członków Zgromadzenia. Zdaje się, że przeciwnikom Musharrafa uda się taką większość zdobyć.
W ciągu najbliższych godzin ma odbyć się konferencja prasowa, na której Zardari i Sharif ogłoszą, że złożą wniosek o odwołanie Musharrafa, o ile prezydent sam nie zrezygnuje z pełnionego urzędu. Sukcesem zakończą się także rozmowy dotyczące przywrócenia do pracy sędziów, choć – znowu – Zardari i PPP nie chcą dokonywać tego natychmiast, niemalże z dnia na dzień. Prezydent Musharraf próbował wbić klin pomiędzy Zardariego i Sharifa, decydując o przywróceniu do pracy sędziów Sądu Najwyższego prowincji Sindh, ale zadziałało to tylko na krótką metę.
Musharraf zapowiada, że nie podda się bez walki. Prezydent konsultuje się z doradcami, prawnikami oraz najbliższymi współpracownikami. Musharraf uzyskał także wsparcie gubernatorów dwóch prowincji – Sindh i Pendżab, co może się liczyć w walce z rządem.
Tymczasem w Rawalpindi rozpoczęło się spotkanie najwyższych dowódców pakistańskiej armii, której szefem sztabu jeszcze w listopadzie był Musharraf. Pod koniec tego miesiąca „zrzucił on mundur” i przeszedł do cywila, oddając swoje stanowisko zaufanemu człowiekowi – gen. Asfaqowi Parvezowi Kayaniemu (byłemu szefowi wywiadu ISI). Musharraf także inne wysokie stanowiska w armii obsadził swoimi ludźmi. Oczywiście nikt oficjalnie nie powie, że generałowie będą dyskutować o sytuacji politycznej i zagrożeniu dla Musharrafa, bądź co bądź „swojego człowieka”. Jednak wątpię, aby temat odwołania prezydenta nie pojawił się w agendzie spotkania wojskowych.
Wcześniej co prawda gen. Kayani zapowiadał, że nie ma mowy o wtrącaniu się armii do bieżącej polityki, jednak ostrzegał jednocześnie przed próbami zaburzenia istniejącego porządku instytucjonalnego. Czy armia, znana z ingerowania w politykę i mająca długą historię rządów w państwie, tym razem pozostanie w barakach? Czy Kayani pozwoli na odwołanie Musharrafa? Czy wojsko stanie z boku w obliczu nadchodzącej politycznej awantury, która z pewnością wywoła chaos i zdestabilizuje kraj?
Wybór Musharrafa na prezydenta najpewniej nie nastąpił zgodnie z prawem. Wybrał go ustępujący parlament, zamiast nowego, a także sam Musharraf powinien odejść do cywila przed głosowaniem. Gdyby nie było stanu wyjątkowego i czystki w Sądzie Najwyższym, wybory zostałyby uznane za nieważne. Jednak czy odwoływanie Musharrafa ma w tej chwili jakikolwiek większy sens? Prezydent siedzi teraz cicho jak mysz pod miotłą i nie wtrąca się za bardzo w rządy nieprzychylnej mu większości parlamentarnej. Uprawnienia głowy państwa są potężne, ale Musharraf zdaje sobie sprawę z obecnej sytuacji i prowadzi politykę nie przeszkadzania.
Rozpoczęcie procesu impeachmentu z pewnością doprowadzi do ogromnej awantury i może potrwać o wiele dłużej, niż Sharif i Zardari sobie wyobrażają. W obliczu narastającego chaosu politycznego w kraju znów będzie o wiele niebezpieczniej. Co gorsze, do gry może włączyć się armia i skończyć, zaledwie półroczne, rządy cywilne. A tego politycy powinni uniknąć. Jest cała masa o wiele bardziej palących problemów do rozwiązania od prezydentury Perveza Musharrafa.
Piotr Wołejko