Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że traktat lizboński przepadł z kretesem. Przy frekwencji sięgającej 40 procent prawdopodobnie aż 36 z 43 okręgów wyborczych odrzuciło traktat, którego rodowód sięga początku tysiąclecia i szczytu w Laeken. Niepoprawni euroentuzjaści już opowiadają, że w razie niewielkiej przewagi głosów na „nie” można rozważać powtórkę głosowania, a Komisja Europejska zachęca państwa członkowskie do dokończenia procesu ratyfikacji bez względu na wynik referendum w Irlandii.
Choć jestem gorącym zwolennikiem Unii Europejskiej oraz polskiego w niej członkostwa, z wielką ulgą przyjmuję wiadomość o sukcesie „nie” w referendum. Traktat reformujący oraz eurokonstytucję wielokrotnie krytykowałem (vide Traktat bez legitymacji, Eurokonstytucja musi być, bo musi) zarzucając dokumentom bełkotliwość, przegadanie oraz brak legitymacji. Proces wprowadzania traktatu był pozbawiony udziału obywateli – gdyż europejscy przywódcy przestraszyli się głosu własnych narodów po klęsce eurokonstytucji w Holandii i we Francji w 2005 roku.
Nie można dopuścić do zmuszenia Irlandii do ponownego głosowania. Traktat reformujący, o ile pogłoski o wynikach referendum się potwierdzą, powinien wylądować w koszu. Jeśli Europa potrzebuje nowego traktatu, powinien on być przygotowany w zupełnie inny sposób. Nie za drzwiami, w ukryciu, podczas zakulisowych negocjacji. Aby Europa była bliżej obywateli, proces przygotowania traktatu musi odzwierciedlać potrzeby Europejczyków. Give Europe a say , pisał swego czasu tygodnik The Economist.
Tymczasem, Unia wcale nie potrzebuje nowego traktatu na gwałt. Histeria na temat fatalnego sposobu działania jest w ogromnym stopniu fikcją. Nowy traktat powinien w sposób jasny, zwięzły i zrozumiały dla przeciętnego obywatela wyjaśniać mechanizmy funkcjonowania wspólnoty. Niestety, spodziewam się bicia na alarm nad kryzysem unii oraz całej ferajny narzekaczy, którzy zakrzyczą zdroworozsądkowe głosy krytyków traktatu. Cieszą się bowiem także eurosceptycy, ale do nich mam bardzo proste pytanie – co, jeśli nie Unia Europejska?
UPDATE: Ponad 53 procent Irlandczyków przy frekwencji ponad 53-procentowej głosowało na „nie”. Wątpię, aby możliwe było wymuszenie na Dublinie powtórki referendum.
Piotr Wołejko