Unia Europejska ogrywa Rosję

Wyśmiewana, a co najmniej traktowana z przymrużeniem oka, Europejska Służba Działań Zewnętrznych baronessy Ashton, w praktyce rodzi sobie całkiem nieźle. Dobrym przykładem są relację z Rosją, w szczególności na tle niedawnego szczytu Unia – Rosja. I wcale nie mam na myśli bliskiej nam kwestii wraku Tupolewa. Przedświąteczny szczyt, który w Polsce zaistniał medialnie jedynie dzięki części agendy spotkania – pod nazwą Any Other Business, co można przetłumaczyć jako sprawy różne – nie był specjalnie przełomowy, ale dobrze pokazuje stan relacji pomiędzy Unią a Moskwą.

Obraz tych relacji jest nieco inny niż ten kreowany w naszym kraju. Dominującym przekazem w Polsce są lamenty nad naiwnymi Europejczykami, którzy w niewyjaśniony sposób (a raczej po kilku wspólnych wizytach z rosyjskimi premierami/prezydentami na bani w bani), dają się zwodzić chytrym Rosjanom. Co gorsza, wcale nie chcą się słuchać rad bardziej doświadczonych kolegów znad Wisły. Realia są zdecydowane bardziej prozaiczne, co udało mi się nawet dostrzec w polskiej prasie, choć moją radość burzy użycie w tym tekście czasu przyszłego zamiast przeszłego, bo opisywany bój właśnie się skończył.

Unia ogrywa Rosję

Nikt nie ma wątpliwości, że przegranym w tym boju jest Moskwa, a porażka nie dotyczy jedynie kwestii energetycznych. Brzmi to zadziwiająco dla polskiego czytelnika, ale w relacjach Bruksela-Moskwa dominującym podmiotem jest stolica Belgii.

Europa pozwala budować Gazpromowi gazociągi gdzie i jak sobie życzy, nie pozwala jednak na swobodę kształtowania cen gazu. Europejczycy bezceremonialnie wykorzystali zmianę koniunktury na rynku gazu zmuszając Gazprom do obniżki cen. Sukces ten dotarł i do nas (co było szeroko komentowane) dotyczył jednak całego biznesu Gazpromu w Europie – co dość dobrze podsumowano na blogu.

Warto podkreślić, że w końcowym momencie tych negocjacji rzucono do walki unijną biurokrację, która okazała się dość skuteczna. Już we wrześniu Gazprom poinformował, że spełni wszystkie wymogi prawa unijnego.

Niestety, w zasadzie tylko ten fragment relacji na linii Moskwa-Bruksela przebił się do naszych mediów. Sama obniżka ceny nie jest wielkim sukcesem. Nawet uzyskanie jej w czasie minionych wojen gazowych, tj. na początku zimy i sezonu grzewczego, nie jest jakimś specjalnym newsem. Prawdziwym sukcesem strony unijnej jest to, że Moskwa właściwie nie  dostała nic w zamian.

Ani po prośbie, ani po groźbie

Najważniejszym postulatem Moskwy były ułatwienia wizowe dla Rosjan odwiedzających Unię. Putin został jednak potraktowany dość brutalnie. Przewodniczący Barroso zamiast umowy o ruchu bezwizowym przywiózł na spotkanie trochę danych statystycznych, tradycyjnie zaprosił rosyjskie firmy do działania na wspólnym rynku, ale na brukselskich warunkach. Prezydentowi Federacji Rosyjskiej pozostała na szczycie rola godna statysty, czyli czytanie na spotkaniu porozumienia o współpracy z 1990 roku.

grafika

Relacje wcale nie są tak przyjacielskie, jak na załączonym obrazku (źródło: http://ec.europa.eu)

Krótka powtórka z historii nie zrobiła na unijnych dyplomatach większego wrażenia. Nie zrobiły też, uprzednio artykułowane, groźby wypowiadane przez Moskwę wprost. Większą ofiarnością niż urzędnicy unijni wykazały się aktywistki Femenu, prezentując swoje wdzięki podczas szczytu. Brak porozumienia wizowego ma bardziej znaczenie ekonomiczne niż polityczne. Moskwa bardzo liczy na medialny (i gospodarczy) sukces olimpiady w Soczi w 2014 roku. Reżim wizowy na granicy z Unią skutecznie zmniejszy nie tylko rozmiar igrzysk, ale i wpływy z tej imprezy, na które liczy rosyjski budżet.

Nie jest to jedyny prztyczek w nos, jaki sprzedano Moskwie w ostatnim czasie. Okazało się bowiem, iż Unia niezbyt chętnie widzi udział Rosji w ratowaniu strefy euro. Oczywiście mile widziane są pieniądze, ale na Brukselskich warunkach. Warto podkreślić, iż Cypr bardzo liczył na rosyjską pożyczkę. Nie chodziło jedynie o pieniądze, a o możliwość wynegocjowania lepszych warunków pomocowych z Brukseli.  Okazało się to ułudą, bo główny donator pomocy w ramach eurogrupy – Niemcy – szybko wykorzystał brutalną argumentację, a 21 grudnia ustalono, że Rosja może pożyczyć Nikozji pieniądze, lecz najpierw musi wcześniej ustalić warunki pożyczki z Unią czyli z… Berlinem.

Z punktu widzenia Putina, spotkanie z baronessą Ashton było dość upokarzającą porażką, bo nie dano Rosji w zasadzie nic, biorąc co się chce, a korekty cenowe dostarczonego już gazu (!) to kilkanaście miliardów euro mniej w rosyjskich kieszeniach.

Słaba Rosja

Czy można uznać to spotkanie za coś wyjątkowego w relacjach na linii Bruksela–Moskwa? Raczej nie. Jest to klasyczny business as usual. Relacje te są bowiem nierównoprawne w obszarze gospodarczym z bardzo prozaicznej przyczyny – Rosja ma, w porównaniu do całej Unii, niewielką gospodarkę i mało do zaoferowania. Stąd po drugiej stronie skłonność do ustępstw jest niewielka.

Brutalizując zagadnienie można powiedzieć, że Rosja nie ma za bardzo czym przyłożyć Unii jako całości. W pewnym sensie jest nawet w gorszej sytuacji niż kraje arabskie, które przynajmniej raz zakręciły Zachodowi kurek z ropą. Zakręcenie kurka z gazem jest trudne do wykonania z technicznego punktu widzenia, a do tego szybko doprowadziłoby do bankructwa Rosji.

Silna Unia

Wyraźnie widać tutaj użyteczność projektu europejskiego, który zwielokrotnia siłę uczestniczących w nim państw. Gdyby z Putinem spotykała się np. Kanclerz Merkel „pod flagą” Bundesrepubliki, zapewne wynegocjowałaby podobne rabaty na gaz, ale koszt tych rabatów byłby większy. Moskwa musiałaby dostać coś w zamian. Być może ułatwienia wizowe, a może preferencyjne traktowanie Gazpromu – co stanowiłoby groźny precedens nawet dla Niemiec. Morał dla mniejszych graczy jest taki, że czasami można coś dostać z pańskiego (negocjacyjnego) stołu (vide tańszy gaz), a sporadycznie i coś na niego wrzucić.

Problem polega na tym, że na stole stojącym pomiędzy kluczowymi graczami naszego świata akceptuje się „wrzutki” o wartości adekwatnej do politycznej wagi zasiadających przy nim graczy.

Marek Bełdzikowski, Czytelnik bloga Dyplomacja

Share Button