Prawo międzynarodowe a prawo silniejszego

Ogłoszenie przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze opinii doradczej w sprawie niepodległości Kosowa znalazło miejsce na czołówkach wielu mediach na całym świecie. Skutki tego wydarzenia celnie opisał na swoim blogu Patryk Gorgol, stąd ja skupię się na innym aspekcie – na wartości prawa międzynarodowego jako takiego.

Jakie znaczenie ma opinia ws. Kosowa?

Wspomniany powyżej trybunał jest głównym organem sądowym Organizacji Narodów Zjednoczonych, a wszyscy członkowie ONZ są ipso facto stronami statutu trybunału, stanowiącego zresztą część Karty Narodów Zjednoczonych. Można powiedzieć, że MTS jest najważniejszym autorytetem w kwestiach związanych ze sporami dotyczącymi prawa międzynarodowego. Dlatego też, choć orzeka rzadko i w niewielu sprawach, jego wyroki są przyjmowane z ogromną atencją, a media nagłaśniają je w odpowiedni sposób.

Warto przy tym przypomnieć, że w sprawie niepodległości Kosowa trybunał nie wydał wyroku, a tylko opinię doradczą. Opinia nie ma zaś żadnej mocy prawnej, jest tylko interpretacją danej sytuacji prawnej przez MTS. Serbia nie może pogodzić się z suwerennością swej niegdysiejszej prowincji. Co więcej, prowincji, w której znajduje się miejsce uważane przez Serbów za kolebkę ich państwowości. Haski trybunał stwierdził w opinii, że ogłoszenie przez Kosowo niepodległości nie było niezgodne z prawem międzynarodowym. Innymi słowy, było zgodne z prawem międzynarodowym. Mieszkańcy Kosowa mieli prawo ogłosić niepodległość.

Z prawnego punktu widzenia opinia trybunału wyjaśnia sprawę. Niestety, sprawa od samego początku była przedmiotem rozgrywki politycznej, stąd prawne wyjaśnienie sprawy wcale jej nie wyjaśnia. Przeciwnicy ogłoszenia przez Kosowo niepodległości, m.in. Rosja, Chiny, Cypr czy Hiszpania, najpewniej nadal nie zdecydują się uznać kosowskiego rządu. Natomiast zwolennicy suwerennego Kosowa zacierają ręce. Liczą też, że opinia MTS sprawi, że niezdecydowane kraje postanowią uznać Kosowo za niepodległe państwo.

Kto stoi za nowo-powstałymi państwami?

Największym patronem państwa Kosowarów (kosowskich Albańczyków) były Stany Zjednoczone. Premier Kosowa Hasim Thaci świętował pomyślną dla siebie opinię haskiego trybunału właśnie w Waszyngtonie. Bez silnego wsparcia Ameryki, a przede wszystkim bez militarnej interwencji sił NATO pod koniec ubiegłego wieku, Serbowie mogli spacyfikować Kosowo dokonując tam czystek etnicznych i zmuszając Albańczyków do opuszczenia Kosowa. Kampania nalotów sił NATO, głównie amerykańskich, zmusiła Serbów do wycofania swoich sił z prowincji. Po kilku latach trwania w stanie tymczasowym, Kosowo ogłosiło niepodległość w lutym 2008 roku.

Podpierając się prawem międzynarodowym, promotorzy niepodległości Kosowa (USA, Niemcy czy Francja) dopięli swego, tworząc słabe, ubogie, ale jednak niepodległe państwo. Rosjanie nie posiadali się ze złości, tym bardziej, że rzecz dotykała tradycyjnie bliskich im Serbów. Bardziej boli ich jednak tryumf prawa do samostanowienia nad integralnością terytorialną państwa. W Rosji mieszka wystarczająco wiele narodów, by na Kremlu obawiali się o spoistość potężnej federacji.

Z drugiej strony, ci sami Rosjanie z radością uznali niepodległość powstałych po sierpniowej wojnie z Gruzją w 2008 roku państewek – Abchazji i Osetii Południowej. Niedługo przed ogłoszeniem przez Kosowo niepodległości, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział z resztą co następuje: „Rosja będzie musiała wziąć pod uwagę proklamację niepodległości przez Kosowo, w swojej polityce wobec Abchazji i Osetii Południowej„. Gdy potrzebne było osłabienie wrogiej Gruzji, obawy o integralność terytorialną nie zaprzątały specjalnie głów moskiewskich decydentów. Obserwując narastające kłopoty Rosji na Kaukazie, w tym ostatnie zamachy na strategiczną infrastrukturę, można postawić tezę, że postawa Moskwy ws. integralności terytorialnej nie jest najbardziej rozsądna. Więcej o rosyjskiej polityce ws. Kosowa w artykule z lutego 2008 r.

Prymat państw nad prawem, które tworzą

Kosowarzy, Abchazi oraz Osetyjczycy z Południa są jednak wyjątkowymi szczęściarzami. Wstawili się za nimi potężni protektorzy. Niepodległość Kosowa, Abchazji i Osetii to dzieło USA i Rosji, nie zaś prawa międzynarodowego czy jakiejkolwiek jego interpretacji. Inne narody, najlepszym przykładem są tutaj Kurdowie, nie mają takiego szczęścia. I dopóki nie znajdzie się wystarczająco potężny patron, nowe państwo czy państewko nie ma szans na powstanie.

Prawo międzynarodowe nie stoi ponad państwami. To państwa tworzą prawo międzynarodowe i decydują, kiedy korzystniej jest poddać się jego normom, a kiedy większe zyski przyniesie nadużycie bądź złamanie tegoż prawa. Wystarczająco silne państwa mogą pozwolić sobie na zachowanie wbrew normom prawa międzynarodowego i być pewne swej bezkarności. Któż bowiem zdyscyplinuje Stany Zjednoczone, Rosję, Chiny, Indie czy Francję? Słowne potępienie to maksymalny wymiar kary. Niewiele, jeśli w grę wchodzi interes narodowy, prawda?

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż prawo międzynarodowe (mam tu na myśli umowy pomiędzy państwami) najczęściej jest zupełnie bezzębne. Brakuje silnych instytucji, które miałyby możliwość wymuszenia na państwach stosowania się do postanowień traktatów. Tylko słabi byliby gotowi poprzeć silniejsze instytucje – wiadomo przecież, że na własną rękę nie są w stanie wiele zdziałać. Wielcy nie chcą zaś, by cokolwiek krępowało ich ruchy, stawiają na pełną swobodę działania. Tak działa prawo silniejszego, tak działa świat.

Piotr Wołejko

Share Button