Najsłabszy wynik od 1949 r. zanotowały zarówno chadeckie CDU/CSU, jak i socjaldemokraci z SPD. Populiści z Alternatywy dla Niemiec (AfD) po raz pierwszy zasiądą w Bundestagu i będą trzecią siłą polityczną w Niemczech. W parlamencie zasiądą także liberałowie z FDP, Zieloni oraz Lewica (Die Linke). Co wynika z wyników exit polls, które poznaliśmy o g. 18.00?
Sukces AfD może zostać ograniczony przez manewr Schultza
O tym, że wybory wygra kanclerz Merkel (choć wtedy wydawało się, że z lepszym wynikiem swojej koalicji CDU/CSU), pisałem in extenso tutaj. Dziś dowiedzieliśmy się, że poparcie dla dwóch głównych partii (rodzin partyjnych w przypadku chadeków) spada i to w istotny sposób. Po deklaracji lidera socjaldemokratów Martina Schultza wiemy, że SPD szykuje się do przejścia do opozycji. W takiej sytuacji roli głównej partii opozycyjnej nie będą pełnić populiści z AfD. Ich wejście do parlamentu to duży sukces dla relatywnie nowego ugrupowania, ale nie ma co tego przeceniać. Lewica (Die Linke) kilkanaście lat temu też dość szybko odniosła wyborczy sukces. Jestem ciekaw, czy AfD nie podzieli losu Ligi Polskich Rodzin, która również była eurosceptyczna i populistyczna, szybko zdobyła duże poparcie (i dobry wynik w wyborach do europarlamentu), a następnie równie szybko uległa dekompozycji. Populizm zdecydowanie lepiej sprawdza się poza instytucjami władzy.
Koniec „wielkiej koalicji”. Chyba, że…
Krajobraz powyborczy w Niemczech został zatem wyklarowany – na dziś Angela Merkel wydaje się być zmuszona do rozpoczęcia negocjacji koalicyjnych z liberałami z FDP oraz Zielonymi. Taki układ koalicyjny zapewni spokojną przewagę kilkudziesięciu głosów w Bundestagu. W układ rządzący bez Merkel trudno wierzyć – musiałyby się na to zdobyć wszystkie ugrupowania za wyjątkiem AfD, gdyż z tą partią nikt nie chce współpracować. Czy koalicja SPD, FDP, Lewicy i Zielonych jest możliwa? Tak samo jak silne opady śniegu w środku wakacji. Mimo dość twardej deklaracji lidera SPD Schultza, nie przekreślałbym całkowicie szans na kontynuację „wielkiej koalicji” chadeków z socjaldemokratami. Gdyby układ CDU/CSU z FDP i Zielonymi z jakichś powodów nie wypalił, dwie główne partie zapewne wykażą się odpowiedzialnością i wrócą do wspólnych rządów. Problem w tym, że dla obu ugrupowań byłby to problem – wyniki wyborów pokazały, że ta koalicja cieszy się coraz mniejszym poparciem. Bez „wielkiego” partnera oba bloki polityczne zyskają na wyrazistości i liczą na przyciągnięcie utraconych w tym roku wyborców.
Negocjacje koalicyjne mogą potrwać kilka czy nawet kilkanaście tygodni. Nowy rząd pod starym kierownictwem Angeli Merkel będzie z grubsza kontynuował dotychczasową politykę, choć może położyć nacisk na inne punkty programu. Kanclerz Merkel może zrobić ukłon w stronę partnerów i silniej akcentować prowzrostowe rozwiązania gospodarcze oraz transformację energetyczną ku odnawialnym źródłom energii. Wielkim wyzwaniem nadal będzie temat imigrantów, lecz z SPD w opozycji krzyki populistów z AfD nie zdominują debaty publicznej.
Czy wielkie partie tracą grunt pod nogami także w Niemczech?
Już dziś warto zastanowić się nad tym, kto poprowadzi główne bloki polityczne (CDU/CSU i SPD) w wyborach za cztery lata (albo wcześniej, gdyby trójczłonowa koalicja okazała się niezbyt spójna). Wątpliwe, by chadekom przewodziła Angela Merkel – chyba, że sondaże byłyby lepsze od aktualnego wyniku wyborczego. W SPD niepewna jest przyszłość Martina Schultza. Były szef europarlamentu poniósł dotkliwą porażkę, którą poprzedziły trzy klęski w wyborach na szczeblu landów. Dziś zapowiedział co prawda kontynuację walki o lepszy wynik SPD, lecz na horyzoncie nie widać racjonalnych powodów, dla których los partii miałby się pod jego kierownictwem odmienić. Kolejne słabe wyniki w landach mogą doprowadzić do zmiany przywództwa. Dwie główne siły polityczne muszą też znaleźć odpowiedź na pytanie, czy znaczący spadek poparcia dla nich to jednorazowy wybryk (w postaci sukcesu AfD), czy początek negatywnego trendu. W wielu państwach Europy tradycyjne partie (sprawujące rządy przez dekady od połowy ubiegłego stulecia) tracą głosy elektoratu. W efekcie sceny polityczne stają się chaotyczne i nieprzewidywalne, a siły skrajne mogą liczyć na udział w rządzeniu.
Piotr Wołejko