Były minister obrony Gruzji – Irakly Okruaszwili – wycofał swoje oskarżenia, które skierował pod adresem prezydenta Micheila Saakaszwiliego. Okruaszwili, o czym doniosła agencja ITAR-TASS, wyszedł dzisiaj na wolność za kaucją w wysokości 6 milionów dolarów.
Oskarżenia ex-ministra wstrząsnęły Gruzją pod koniec ubiegłego miesiąca. Okruaszwili został wkrótce aresztowany, a w centrum Tbilisi, gruzińskiej stolicy, przez kilka dni odbywały się wielotysięczne manifestacje przeciwników prezydenta. Demonstranci domagali się ustąpienia głowy państwa oraz przedterminowych wyborów parlamentarnych.
Kłopoty Saakaszwilego natychmiast wykorzystali Rosjanie, czyniąc z Okruaszwilego – używając słów Gerharda Schroedera – „czystego jak łza demokratę”, który jest wiktymizowany przez autorytarnego prezydenta i jego obóz. Prezydent Putin od razu wyśmiał gruzińską demokrację, stawianą Rosji za wzorzec. Mówiąc krótko, Kreml nie posiadał się z radości, a sytuacja polityczna w Gruzji stała się bardzo poważna.
Jak się jednak okazuje, Okruaszwili wycofał wszystkie oskarżenia i stwierdził, że miały one na celu wyłącznie skompromitowanie prezydenta. Zwolniono go za kaucją. Co to wszystko oznacza? 28 września pisałem, że Rosja miesza w Gruzji. Jeśli moje podejrzenia się sprawdzą, Moskwa maczała palce w prowokacji przeciwki znienawidzonemu prezydentowi Saakaszwilemu. Tbilisi jest jak drzazga w stopie rosyjskiego niedźwiedzia i trzeba niepokorną Gruzję „załatwić” – takie jest myślenie Kremla. Jak jest naprawdę? Ciężko powiedzieć, gdyż mamy do czynienia z bardzo spektakularnymi zwrotami akcji. Czemu Okruaszwili tak szybko i w taki sposób przyznał się do kłamstwa? Może go zmuszono? Może czymś zaszantażowano? A może uznał, że jego protektorzy nie zapewnią mu bezpieczeństwa? Za dużo znaków zapytania, za mało odpowiedzi.
Piotr Wołejko