Rosja miesza w Gruzji

Polityczna gra w Rosji związana z grudniowymi wyborami parlamentarnymi i marcowymi wyborami prezydenckimi nabiera coraz większej dynamiki. Jak to w ostatnich latach bywało, rosyjskie kierownictwo szuka wrogów na zewnątrz, aby skonsolidować wokół siebie naród. W obecnej kampanii wyborczej na celowniku znalazła się Gruzja, najbardziej prozachodni kraj na Kaukazie. Ostatnie wydarzenia zdają się potwierdzać powyższą tezę.

Kilka tygodni temu Gruzja podniosła larum, że na jej terytorium wdarł się rosyjski bombowiec i zrzucił bombę, która jednak nie wybuchła. Rosjanie kategorycznie zaprzeczyli, jednak pokazane przez Tbilisi dowody były jednoznaczne. To podgrzało atmosferę, ale było zaledwie wstępem do dalszej części „rozgrywki”. W ostatnim czasie miały miejsce incydenty na granicy gruzińsko-abchaskiej oraz gruzińsko-południowo-osetyjskiej – nastąpiła wymiana ognia między Gruzinami a separatystami. Kolejna odsłona starcia Kremla z prozachodnim prezydentem Gruzji nastąpiło w zeszłym tygodniu – gruzińskie siły specjalne zabiły w lasach Abchazji człowieka, który – jak się później okazało – był rosyjskim oficerem. Saakaszkwili pytał o podpułkownika rosyjskich wojsk podczas swojego wczorajszego wystąpienia na 62 sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych – „Co robił podpułkownik rosyjskiej armii w gruzińskich lasach? Może organizował i przewodził grupie uzbrojonych rebeliantów w trakcie misji terrorystycznej?” – powiedział, dodając: „Chcę zapytać naszych rosyjskich przyjaciół – czy nie ma wystarczająco dużo terytorium w Rosji? Czy nie ma wystarczająco dużo lasów w Rosji dla rosyjskich oficerów, żeby nie umierali na gruzińskim terytorium, w gruzińskich lasach?„.

Rosjanie zareagowali oburzeniem i podnieśli niebywałe larum. Rosyjski ambasador przy ONZ stwierdził, że śmierć rosyjskiego żołnierza to morderstwo, że oficer najpierw został pojmany, a następnie strzelono mu w głowę. Jego zdaniem, zdarzenie to „doskonale obrazuje politykę władz gruzińskich” a jest to polityka „stwarzania coraz to nowych napięć”. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow stwierdził, komentując śmierć wojskowego, że „było to brutalne morderstwo„. Doświadczony dyplomata dodał, że akcja gruzińskich sił specjalnych ma być czytelnym przesłaniem dla Rosjan, że Gruzini będą w przyszłości postępować podobnie. Wczorajsze spotkanie Ławrowa z Gelim Beżuaszwilim, swoim gruzińskim odpowiednikiem, które miało miejsce w Nowym Jorku, z pewnością nie spowodowało zmniejszenia napięcia.

A nawet jeśli chwilowo ta trudna sztuka została osiągnięta, zozstała zniweczona przez aresztowanie Irakly’ego Okruaszwili [na zdjęciu]- byłego ministra obrony narodowej Gruzji i bliskiego sojusznika prezydenta Micheila Saakaszwilego. Okruaszwili od kilku miesięcy stawał się coraz potężniejszą figurą opozycyjną, a niedawno zaczął oskarżać prezydenta o poważne naruszenia prawa, m.in. o zlecenia zabójstw politycznych konkurentów oraz niewygodnych biznesmenów. Ex-minister został aresztowany wczoraj wieczorem. Prokuratura zamierza postawić mu zarzuty korupcyjne, a – być może – również zarzut zdrady stanu. Uważa się, że Okruaszwili jest inspirowany przez Rosję i że to rosyjscy mocodawcy stoją za jego szokującymi oskarżeniami. Tymczasem, w reakcji na aresztowanie lidera niedawno założonej partii „For the United Georgia”, w stolicy Tbilisi zgromadziło się – o czym na czołówce donosiła nawet dziś rosyjska agencja ITAR TASS – ok. 4 tysięcy ludzi. Dziś protestujących było prawie cztery razy tyle, a dołączyli do nich inni byli sojusznicy prezydenta. Niektórzy z nich zapowiadają, że pozostaną na centralnym placu stolicy aż do skutku, czyli ogłoszenia przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Sam Saakaszwili w tej chwili znajduje się w Nowym Jorku, a przed powrotem do domu odwiedzi jeszcze Grecję.

W obliczu poważnego kryzysu politycznego w Gruzji Rosjanie zacierają ręce. Prezydent Putin z powagą mówi, że „liczy, iż protesty w Gruzji pozostaną pokojowe, a strony sporu okażą dojrzałość i polityczną mądrość”. Putin z nieskrywaną radością wbija szpilę w znienawidzoną Rewolucję Róż, która w 2003 roku zmiotła nieudolnego i spolegliwego wobec Kremla Eduarda Szewardnadze. Rosyjski prezydent stwierdził bowiem co następuje: „Nasi przyjaciele często wspominają o demokratycznej transformacji w byłych republikach sowieckich i wskazują na przykłady, m.in. ten gruziński, jako wzorzec dla nas. (…) Niech Bóg nas broni przed takimi wzorcami„.

Władimir Putin wraz ze swoją ekipą czekistów może szczycić się już jednym poważnym sukcesem – efektywnym zdławieniem Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, gdzie obóz prozachodni podzielił się i zwalcza zacieklej, niż uważaną (czy słusznie to temat na inną dyskusję) za forpocztę Rosji w tym kraju Partię Regionów. Teraz wiele zdaje się wskazywać na to, że Putin wbił wreszcie klin w obóz Różanej Rewolucji. Czy skutecznie – okaże się w najbliższych dniach, może tygodniach. Wyraźnie jednak widać, że droga do Kremlowskich salonów dla następcy Putina prowadzi przez Gruzję. Oby nie w taki sposób, jak czeczeńska droga byłego szefa FSB doprowadziła go do prezydentury. A wojny nikt nie jest w stanie wykluczyć, gdyż separatyści – z błogosławieństwem i czynnym poparciem Rosji – prężą muskuły, a Saakaszwili nie jest politykiem, który schowa głowę w piasek. Rosyjskiego mieszania w Gruzji ciąg dalszy.

Piotr Wołejko

Share Button