Ostatnie tygodnie nie były najlepsze dla rosyjskiej giełdy (RTS). Główny indeks giełdowy spadł do najniższego poziomu od dwóch lat. Przyczyną nie jest tylko wojna z Gruzją, która pozwoliła „urealnić” ryzyko polityczne związane z inwestowaniem w Rosji, ale także przypominające klimat rozprawienia się z Jukosem wypowiedzi premiera Putina dotyczące firmy Mechel.
Mechel to średniej wielkości firma zajmująca się wydobywaniem węgla, rudy żelaza oraz produkcją stali. Do momentu werbalnego ataku Putina kapitalizacja spółki przekraczała 15 miliardów dolarów. Kiedy główny akcjonariusz Mechela Igor Zjuzin nie stawił się na spotkaniu z Putinem, wykręcając się chorobą, Putin stwierdził krótko – być może należy wysłać do niego doktora i załatwić wszystkie problemy, wspominając coś o nasłaniu na Mechel prokuratury oraz służb antymonopolowych.
Słowa te padły 24 lipca. Mechel stracił wtedy 5 miliardów dolarów ze swej kapitalizacji. Kilka dni później Putin posunął się dalej, oskarżając Mechel o zawyżanie cen, unikanie płacenia podatków oraz podwyższanie inflacji (przez spekulacje cenowe), co uderza w zwykłych ludzi. Ponowny atak Putina miał miejsce ledwie kilka godzin po uspokajających słowach doradcy prezydenta Miedwiediewa, który starał się załagodzić spór i zapewniał, że Mechel współpracuje z właściwymi służbami. Koncyliacyjny ton doradcy prezydenta został zagłuszony przez atak Putina – a Mechel stracił jedną trzecią wartości. Akcje spółki na NYSE Euronext są warte obecnie niecałe 21 dolarów – ich najwyższa wartość w tym roku wyniosła prawie 59 dolarów w połowie maja.
Na wartości traciły praktycznie wszystkie spółki notowane na rosyjskiej giełdzie, z Rosnieftem czy Gazpromem włącznie. Gigantom naftowym i gazowym i nie pomagają spadki cen ropy naftowej do poziomu najniższego od czterech-pięciu miesięcy. Nie pomagają także wypowiedzi ministra ds. energii Aleksieja Kudrina, który stwierdził, że firmy naftowe nie powinny spodziewać się dalszych obniżek podatków. Wraz ze spadkiem cen ropy w dół lecą ceny innych surowców, co w oczywisty sposób wpływa na spadek wartości firm wydobywczych.
Klimat inwestycyjny w Rosji zdecydowanie się pogorszył. Atak na Mechel pokazał, że państwo bez żadnych zahamowań może karcić, a nawet niszczyć prywatne firmy. Inwazja na Gruzję natomiast sprawiła, że inwestorzy dostrzegli wreszcie ryzyko polityczne związane z pompowaniem kapitału w rynek rosyjski. Część analityków ostrzega nawet, że Rosja stoi wobec największego kryzysu finansowego od 1998 r. Następuje ucieczka kapitału zagranicznego, a bank centralny wyprzedaje waluty obce celem powstrzymania spadku kursu rubla.
Wszystko to oczywiście nie sprawi, że zagraniczni, głównie zachodni inwestorzy nagle porzucą Rosję. Teraz jest chwilowy dołek, ale w krótkim czasie wszystko wróci do normy. Można nawet stwierdzić, że teraz jest idealna okazja do zarobienia wielkich pieniędzy – kupując akcje przecenionych spółek, które z pewnością pójdą w górę. Ryzyko inwestycyjne jest duże, ale zyski jeszcze większe. Z takiego założenia wychodzą chociażby StatoilHydro i Total, które razem z Gazpromem mają zająć się eksploatacją potężnych sztokmańskich złóż gazu.
Syndrom sztokmański, o którym pisałem rok temu, nadal trwa. Jednak w dobie narastającego nacjonalizmu surowcowego, dostęp do złóż, nawet mocno ograniczony przez państwo, jest niezwykle cenny. Ryzyko duże – ale kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.
Piotr Wołejko