Nie minęły nawet dwa tygodnie od wszczęcia procedury impeachmentu, a prezydent Pervez Musharraf postanowił ustąpić z urzędu. Niegdysiejszy pan i władca Pakistanu pozostał osamotniony na placu boju i nie chcąc dać się usunąć, sam zrezygnował.
Jesienią 1999 roku, kiedy ówczesny szef sztabu generalnego gen. Pervez Musharraf przejmował władzę w kraju, obalając cywilny gabinet premiera Nawaza Sharifa, The Economist napisał:
The instinct to support democrats and condemn military coups is correct, yet it is worth remembering that not all elected leaders are democrats and not all generals are villains. It is regrettable that the army should be the instrument of change in Pakistan, but the departure of the government of Nawaz Sharif (after Mr Sharif had tried to secure General Musharraf’s departure) may well bring an improvement to the country’s fortunes. Whether in fact it turns out that way depends entirely on what General Musharraf does now. He has the power to make his country a better place, or to destroy it.
Tłumacząc na polski:
Instynktowne popieranie demokratów i potępianie wojskowych zamachów stanu jest właściwe. Jednakżę, warto pamiętać, że nie wszyscy wybrani liderzy są demokratami, a nie wszyscy generałowie są łajdakami. Smutne jest, że armia musi być instrumentem zmiany w Pakistanie, ale odejście rządu Nawaza Sharifa (po tym, jak Sharif próbował wymusić odejście generała Musharrafa) może przynieść pozytywną zmianę w kraju. Czy tak będzie, zależy całkowicie od tego, co zrobi teraz generał Musharraf. Ma wystarczającą siłę, aby przekształcić swój kraj w lepsze miejsce, albo zniszczyć go.
Obalony rząd Sharifa nie zasługiwał na nazwanie go demokratycznym. Lider Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej skupiał się głównie na własnych interesach, niszcząc osoby i instytucje, które stanęły mu na drodze. Mało kto pamięta, ale Sharif także zmusił do ustąpienia szefa Sądu Najwyższego. Wymusił również zmianę na stanowisku szefa sztabu generalnego i chciał wymusić drugą, pozbawiając władzy gen. Musharrafa.
Animozje pomiędzy Sharifem a Musharrafem odżyły na nowo po klęsce ugrupowań proprezydenckich w wyborach parlamentarnych z lutego br. Od tego czasu czarne chmury zbierały się nad prezydentem, który w wątpliwy prawnie sposób zapewnił sobie w listopadzie 2007 reelekcję, rozpędzając Sąd Najwyższy i wprowadzając stan wyjątkowy.
Nowa większość, opierająca się na świeckich i opozycyjnych wobec Musharrafa Pakistańskiej Partii Ludowej oraz Pakistańskiej Lidze Muzułmańskiej, była otwarcie wroga wobec prezydenta i z mniejszym lub większym natężeniem wzywały go do rezygnacji, grożąc impeachmentem. Kiedy na początku sierpnia wszczęto odpowiednią procedurę, Musharraf zapowiadał, że ani myśli o rezygnacji i zapowiadał walkę ze swoimi przeciwnikami politycznymi.
Zdaje się jednak, że Musharraf przeliczył się albo blefował. Decyzja o rezygnacji oznacza, że żaden ośrodek władzy nie zdecydował się go poprzeć. Nawet armia nie chciała stanąć w jego obronie – a przecież Musharraf osobiście mianował najwyższych dowódców tuż przed ustąpieniem z funkcji szefa sztabu generalnego, którą sprawował aż do złożenia przysięgi prezydenckiej w ub. r.
Nowy szef sztabu gen. Kayani nie stanął po stronie Musharrafa. Pozwolę sobie przytoczyć fragment mojego artykułu z 28 grudnia ub.r., który może wyjaśniać postawę Kayaniego:
Jest to niezwykle interesująca postać – zastępca sekretarza obrony w pierwszym rządzie Benazir Bhutto, który na stanowisko szefa sztabu trafił bezpośrednio z wywiadu ISI, którego był dyrektorem. Z jednej strony jest więc postacią, która była teoretycznie bliska pani Bhutto (w obliczu układów Musharrafa z Bhutto kandydatura Kayaniego zdawała się logiczna); z drugiej, Inter-Services Intelligence jest uznawana za zinfiltrowaną przez radykałów. ISI w czasach sowieckiej inwazji na Afganistan wspierała ruchy mudżahedinów, w tym wiele fundamentalistycznych ugrupowań. W latach 90. uwaga wywiadu skupiła się na popieraniu ruchu Talibów, radykalnych studentów madras z pogranicza pakistańsko-afgańskiego, który przejął władzę nad Afganistanem.
Wycofanie się Musharrafa diametralnie zmienia oblicze Pakistanu. W niebyt odchodzi ostatni element starej, istniejącej od 1999 roku, układanki. Następcą Musharrafa chwilowo będzie przewodniczący Senatu, a nowe wybory prezydenckie odbędą się w ciągu 30 dni. Nie ma jeszcze oficjalnych kandydatów, ale mówi się o Asifie Zardarim – szefie współrządzącej Pakistańskiej Partii Ludowej albo Syed Ghous Ali Shah z Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej Nawaza Sharifa. W obliczu klinczu i nieufności pomiędzy PPP a PML (N) [więcej o trudnych relacjach koalicjantów] szansę ma także kandydat z innej partii, być może pusztuńskiej laickiej Ligi Awami.
O implikacjach ustąpienia Musharrafa ciekawie pisze pakistański The Dawn. Odsyłam zainteresowanych do angielskojęzycznego artykułu w gazecie. Jeśli przewidywania The Dawn się sprawdzą, mało kto zauważy zmianę na stanowisku prezydenta, a sojusz ze Stanami Zjednoczonymi nie ucierpi. Należy uważnie obserwować rozwój sytuacji.
Piotr Wołejko