Prezydent Trump wiele razy powtarzał w czym jest najlepszy na świecie. Nikt tak jak on nie zna się na wojsku, podatkach, imigracji, infrastrukturze, konserwatywnych wartościach, i – a jakże – na Biblii (24 Things Nobody Does Better Than Trump). Nic dziwnego, że o prezydenturze Trumpa, jego administracji oraz o jej kluczowych postaciach powstała książka. I to wykorzystująca słynną wypowiedź prezydenta, który groził Korei Północnej użyciem przerażającej siły – dosłownie Fire and Fury.
Zanim trafił do Białego Domu był już gwiazdą – nie wiadomo czy największą – telewizji. W słynnym programie The Apprentice (Praktyka) zwalniał na prawo i lewo ludzi, którzy nie podołali powierzonym zadaniom.
Nic więc dziwnego, że znalazł się dziennikarz – Michael Wolff, który postanowił sprawdzić jak prezydent Trump radzi sobie na praktyce w Białym Domu. Autor nowo wydanej Fire and Fury, po kilku rozmowach jeszcze w czasie kampanii wyborczej, zaczął być przedstawiany współpracownikom jako „człowiek, który pisze o nas książkę”. Na ile była deklaracja Trumpa i jego sztabu, a na ile plotka rozpuszczona przez samego dziennikarza – wie tylko on. Jedno jest pewne, ludzie Trumpa nie czuli się przy dziennikarzu skrępowani. To zaowocowało barwną w język i opisy publikacją.
Książka pokazuje, że karma wraca. D. Trump zbudował karierę polityczną na rozpuszczaniu plotek o tym, że B. Obama nie urodził się w USA i nie może więc być prezydentem, że H. Clinton prześladowała kobiety które gwałcił jej mąż. Jak zatem mamy traktować treści zawarte w książce? Jako powielenie plotek? Dziennikarskie domysły? A może tak jak innych traktował prezydent – jako zebranie w jednym miejscu głównych zarzutów wobec prezydenta? Sam autor w jednym z wywiadów podzielił się taką refleksją: it’s given everybody this focused opportunity to say „Holy crap”.
Wielu zarzuca książce nieścisłości. Wśród uczestników jednego ze spotkań córki prezydenta wymieniony jest Mark Berman z The Washington Post, który na twitterze zaprzeczył swojej obecności – był tego dnia na porodówce. Chodziło o innego Bermana – lobbystę.
Z drugiej strony Janice Min z The Hollywood Reporter potwierdza, że inne prywatne spotkanie ludzi z zaplecza prezydenta miało dokładnie taki przebieg jak przytoczony. Sam autor broni się w ten sposób, że spisał sprzeczne wersje bo różni ludzie widzą tą samą sytuację z różnych punktów widzenia. Wydaje się jednak, że rolą dziennikarza jest właśnie dotrzeć do wersji odpowiadającej rzeczywistości a nie czyjemuś punktowi widzenia.
Nie sprawdzimy twierdzeń autora, że 45. prezydent USA nie potrafi skupić się na tekście dłuższym niż strona A4, cały poranek i wieczór ogląda telewizję (i wtedy najczęściej twittuje) w sypialni, której notabene nie dzieli z Pierwszą Damą; że o byłym szefie FBI mówi: szczur; o swoim doradcy ds. bezpieczeństwa: że wygląda jak spod budki z piwem. Niecenzuralne określenia celowo pomijam.
Spośród wielu opisywanych wątków warto pochylić się nad jednym – kierunkiem w jakim może iść najbardziej nieprzewidywalna prezydentura od lat. Autor cytuje zwolnionego już głównego doradcę – Steve’a Bannona, który po tym jak stracił złudzenia co do możliwości antyestablishmentowej rewolucji, podsumował krótko przyszłość obecnej prezydentury. Istnieje 1/3 szansy że dochodzenie specjalnego prokuratora ws. kontaktów ekipy Trumpa z Rosjanami skończy się impeachmentem; 1/3 szansy że gabinet Trumpa skorzysta z 25. poprawki do konstytucji USA, która pozwala większości rządu odsunąć prezydenta od sprawowania urzędu; 1/3 że dotrwa końca pierwszej i jedynej kadencji. Skąd taka krytyka ze strony człowieka będącego najbliżej ucha prezydenta? Z niekompetencji samego D. Trumpa i jego otoczenia.
Do ekipy śledczej zajmującej się powiązaniami D. Trumpa i Rosjan dołączył Andrew Weissmann, były naczelnik wydziału ds. oszustw w Departamencie Sprawiedliwości. Człowiek, który do więzienia za przestępstwa skarbowe wysyłał szefów największych amerykańskich korporacji. Jeśli dodamy, że jeden z byłych doradców D. Trumpa otrzymał zarzuty za pranie pieniędzy, ojciec kolejnego doradcy (i zięcia) J. Kushnera został skazany za przestępstwa podatkowe, to łatwiejsze do zrozumienia zdają się słowa Steve’a Bannona: siedzą na plaży i myślą że zatrzymają huragan który podąża w ich stronę.
Jak na te wątpliwości zareagował prezydent? Miał odpowiedzieć: Mueller (prowadzący śledztwo – przyp. DP) nie ma podstaw prawnych do dochodzenia w tym kierunku („That’s not their mandate”) . Bannon takie podejście prezydenta do zagrożenia skwitował w sposób, którego pozwalam sobie nie cytować.
Warto przeczytać całość dla uporządkowania obrazu prezydentury, która może pochwalić się rekordowymi wynikami gospodarczymi. Czy te rezultaty nastąpiły dzięki osobowości pierwszego obywatela, czy też pomimo jego charakteru? Tą ocenę pozostawiam czytelnikom.
Dariusz Pruchniewski, czytelnik Bloga Dyplomacja
Przeczytajcie też wcześniejsze recenzje przygotowane przez Dariusza: