Trzydzieści dni po wyborach odbyło się inauguracyjne posiedzenie Bundestagu. Nowym przewodniczącym izby został dotychczasowy (przez osiem lat) minister finansów Wolfgang Schauble. Zwalnia on ministerstwo dla jednego z potencjalnych partnerów koalicyjnych CDU/CSU, najpewniej dla liberałów z FDP. Negocjacje koalicyjne ruszyły pełną parą. A w Bundestagu mieliśmy do czynienia z przedsmakiem tego, co czeka Niemcy przez całą rozpoczynającą się właśnie kadencję – incydentami z udziałem polityków Alternatywy dla Niemiec (AfD). Co z tego wszystkiego wyniknie?
- O Wolfgangu Schäuble, jego dotychczasowej karierze, poglądach oraz wpływie na rzeczywistość niemiecką oraz europejską miałem przyjemność mówić dziś rano na falach Polskiego Radia RDC (podcast tutaj). Schauble jest parlamentarzystą nieprzerwanie od 45 lat, pełnił liczne funkcje ministerialne, był szefem klubu parlamentarnego chadeków, przewodniczącym partii i potencjalnie jej kandydatem na kanclerza. Do tego ostatniego niewiele mu zabrakło, pogrzebał go skandal korupcyjny z połowy lat 90. Wrócił na najwyższy poziom w wielkim stylu, a przez ostatnich 8 lat pełnił funkcję ministra finansów Niemiec. W kraju doprowadził do tego, że – po raz pierwszy od dekad – pojawiła się nadwyżka budżetowa. W Europie był nieformalnym liderem Eurogrupy (nieformalnego, acz bardzo ważnego ciała w UE, zrzeszającego ministrów finansów państw strefy euro) i architektem polityki zaciskania pasa (austerity). Przez dekady Schauble jest też jednym z najbardziej wpływowych zwolenników projektów europejskiego, wspólnej waluty i bliskiej kooperacji Francji, Niemiec i krajów Beneluksu. Teraz Angela Merkel wysyła go na nowy front, aby zapanował nad AfD w Bundestagu.
- Bundestag, izba niższa parlamentu, jest najliczniejszy w historii – ponad 700 posłów. To wynik skomplikowanej ordynacji wyborczej, która przyznaje partiom tak zwane „mandaty wyrównawcze”. Gdyby w Bundestagu zasiadali tylko zwycięzcy wyborów z 299 okręgów, Angela Merkel odniosłaby przytłaczające zwycięstwo i mogła sformować jednolity rząd CDU/CSU. Tak jednak nie jest, a w Bundestagu po raz pierwszy zasiądą przedstawiciele populistów z Alternatywy dla Niemiec (AfD), którzy zrobili trzeci wynik wyborczy dyskontując niezadowolenie Niemców z problemów gospodarczych w strefie euro (i niechęci do wspólnej waluty) oraz ze strachu przed napływem imigrantów. Główny plan AfD na działalność parlamentarną to powołanie komisji śledczej, która rozliczyłaby Angelę Merkel z jej polityki wobec imigrantów. Nic takiego się nie stanie, gdyż AfD brakuje kilkudziesięciu głosów do skutecznego zawnioskowania o taką komisję, a żadne ugrupowanie nie ma zamiaru współpracować z populistami. Ani w tej, ani w innej sprawie. Czy swego rodzaju kordon sanitarny wokół AfD uda się utrzymać przez całą kadencję stanowi zupełnie inną sprawę. Z podejściem do populistów problemy pojawiły się na samym początku. Przez zastosowanie trików proceduralnych, pozbawiono AfD prawa do otwarcia posiedzenia Bundestagu – nie przewodniczył mu najstarszy wiekiem poseł (a taki wywodzi się z AfD), tylko… nawet nie najstarszy stażem parlamentarnym Wolfgang Schauble, a przedstawiciel liberałów. Po dokonaniu wyboru Schaublego na przewodniczącego Bundestagu, w głosowaniach na wiceprzewodniczących przepadł kandydat AfD Albrecht Glaser. „Wsławił” się on wypowiedzią o charakterze wybitnie antyislamskim, co spotkało się z powszechną krytyką. Czy AfD się ugnie i wystawi innego kandydata, czy pozostanie bez wiceprzewodniczącego izby, który regulaminowo jej przysługuje? Kolejne starcia z AfD to kwestia czasu, a Schauble został oddelegowany na odcinek Bundestagu z jasnym zadaniem – hamowania AfD jak i gdzie tylko się da. Dużo zależeć będzie też od dotychczasowych koalicjantów Angeli Merkel, czyli socjaldemokratów z SPD. To oni mają największy klub opozycyjny, a przez to szansę na nadawanie tonu debacie publicznej Pomogłoby to partii w odbudowaniu poparcia po słabych wynikach sprzed miesiąca. Jednak AfD potrafi zyskiwać poklask i przykuwać uwagę mediów, co stawia SPD w trudnej pozycji. Dobrowolnie zrezygnowali z współrządzenia, a w opozycji mogą zostać przyćmieni przez populistów.
- Negocjacje koalicyjne CDU/CSU z liberałami i Zielonymi mogą potrwać do końca grudnia, a może i przedłużą się na styczeń. Partie nigdy nie współrządziły na szczeblu federalnym, a w landach dopiero od niedawna testowany jest taki właśnie układ. Niektóre postulaty potencjalnych koalicjantów wzajemnie się wykluczają, ale Angela Merkel jest mistrzynią kompromisu. Można śmiało postawić na to, że „zmęczy” FDP i Zielonych rozmowami koalicyjnymi, zapewniając sobie czwartą kanclerską kadencję. Czy taki układ koalicyjny przetrwa 4 lata? To już inna bajka. Niekorzystne sondaże i porażki w wyborach na szczeblu landów mogą podkopać pewność siebie partnerów koalicyjnych. Ważne będzie też to, jak AfD zachowa się w parlamencie. Wchodząc do izby populiści – czy tego chcą, czy nie – dołączyli do establishmentu. Czy będą potrafili wiarygodnie krytykować system będąc jego integralną częścią? Wyzwania leżą także w polityce międzynarodowej. Brexit, potencjalny kryzys gospodarczy, ciągłe problemy w strefie euro, agresywna polityka Rosji, nieprzewidywalny Donald Trump, napięcia wokół Korei Północnej, ryzyko upadku atomowej umowy z Iranem – nie brakuje wydarzeń i osobowości, które mogą generować ból głowy. Angela Merkel do tej pory skutecznie zarządzała kryzysami na różnych szczeblach, wygrywając przy tym kolejne wybory. Te były już chyba jej ostatnimi. W takiej sytuacji z jednej strony powinna czuć większą swobodę, z drugiej zaś pojawia się wewnętrzna potrzeba pozostawienia po sobie czegoś wielkiego (legacy). Na razie na pewno nie to jej w głowie. Najpierw koalicja, później inne zadania.
Piotr Wołejko