Prezydenci Władimir Putin i Xi Jinping podpisali dziś, negocjowaną przez wiele lat, umowę gazową. Na jej mocy przez 30 lat Rosjanie (Gazprom) zobowiązali się dostarczać Chińczykom (CNPC) 38 mld metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie. Choć propaganda rosyjska usiłuje przedstawić ogromną, wartą ok. 400 mld dolarów umowę jako wielki sukces Władimira Putina i Rosji, trudno zakrzyczeć podstawowe fakty:
1. To Rosjanie byli w sprawie umowy gazowej petentem i to oni musieli w ostatniej chwili ratować się dodatkowymi koncesjami. Chińczycy od 10 lat spokojnie negocjowali umowę i twardo trzymali się swoich postanowień, a przede wszystkim jednego – nie ma zgody na europejskie ceny gazu. I w pełni swój postulat zrealizowali – otrzymali ok. 350 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, podczas gdy średnia europejska to ponad 380 dolarów. Co więcej, Rosjanie zaoferowali rozmaite zniżki podatkowe, które uczynią eksport surowca bardziej korzystnym. Zyskają więc Chiny, nie Rosja i Gazprom. Warto też pamiętać, że gaz ma popłynąć nieistniejącym w dniu dzisiejszym (budowa kosztuje 60-90 mld dolarów) gazociągiem Siła Syberii dopiero w 2019-2020 r. W żaden sposób nie zmienia się więc uzależnienie Rosji (Gazpromu) od eksportu gazu ziemnego do Europy, która przynajmniej do końca dekady pozostanie głównym odbiorcą rosyjskiego gazu. Nawet gdyby udało się zrealizować podpisaną dziś umowę na czas, eksport gazu do Chin będzie wynosił ledwie 1/4 eksportu gazu do krajów UE (38 mld wobec 160 mld metrów sześciennych). Gdy weźmie się pod uwagę całościowy obraz, rosyjska dywersyfikacja nie wygląda zbyt imponująco.
2. W obliczu w sumie dość słabej presji ze strony Zachodu po rosyjskich próbach rozbicia Ukrainy (częściowo udanych – Krym, pseudoreferenda na wschodzie kraju), Rosjanie poczuli konieczność realizacji własnego pivota (zwrotu) ku Azji, podążając tym samym za Stanami Zjednoczonymi. Sęk w tym, że USA reorientują się ku Azji i Pacyfikowi od początku prezydentury Obamy. Rosja do tej pory wolała unikać jasnych deklaracji – Zachód czy Azja (zresztą wokół tego wyboru toczy się w Rosji od dłuższego czasu fundamentalna dyskusja) – i raczej stawiała na umacnianie własnej pozycji jako punktu odniesienia na arenie międzynarodowej. Stąd pomysły reintegracji dawnych republik postsowieckich w ramach Unii Celnej czy Unii Eurazjatyckiej. Teraz plany te zostały odłożone do szuflady i Rosja musiała się ugiąć, wybierając kierunek azjatycki. Moskwa wchodzi tym samym na nową dla siebie drogę. Drogę, na której nie tylko nie będzie już jedynym podmiotem, lecz na której może być podmiotem o drugorzędnym znaczeniu (w relacjach z Chinami).
3. Jeśli słaba presja Zachodu skłoniła Putina do błyskawicznego poszukiwania otwarcia na odcinku chińskim, to można zacząć spekulować, jakie byłyby skutki podjęcia poważnych i skoordynowanych działań przeciwko Rosji. Na dziś sankcje są raczej symboliczne, a gdy Stany Zjednoczone próbują ograniczyć kontakty gospodarcze swoich korporacji z Rosjanami, niemieccy liderzy biznesu podpisują w Moskwie lukratywne kontrakty, a Francuzi nie wstrzymują sprzedaży okrętu wojennego typu Mistral.
4. Umowa Gazpromu z CNPC robi wrażenie – to w końcu 400 mld dolarów w perspektywie 30 lat. Jednak nie powinniśmy zapominać, że jeszcze większy deal Rosjanie (tym razem Rosnieft) zawarli z amerykańskim Exxonem. Ta umowa to, bagatela, nawet 500 mld dolarów, a zawarto ją w celu eksploatacji arktycznych złóż ropy naftowej. Rosyjskie złoża są ogromne, lecz Rosnieft ani żadna inna rosyjska firma nie posiadają odpowiedniego know-how, by na dużą skalę prowadzić wydobycie. W żaden sposób nie deprecjonując wartości i wagi umowy Gazpromu z CNPC należy powiedzieć, że gdy w grę wchodzą najwięksi z największych (zarówno państwa, jak i korporacje), to w grę wchodzą naprawdę duże sumy. To norma, chociaż dla zwykłego człowieka te liczby wydają się czystą abstrakcją.
5. Wreszcie, jeśli Władimirowi Putinowi chodziło o długoterminowe zbliżenie z Chinami i stworzenie antyamerykańskiej osi Moskwa-Pekin, to może się na swoich kalkulacjach zawieść. Chwilowo takie zbliżenie jest w interesie obu mocarstw i Chiny „nie protestowały” wobec rosyjskich zalotów. Jednocześnie mowa tu o fundamentalnych interesach, a nie krótkoterminowych układach. W zakresie tych pierwszych, Chinom nie zawsze jest z Rosją po drodze i żadne umowy gazowe tego nie zmienią. Gdy Amerykanie przedstawią Pekinowi ciekawszą ofertę, powtórzy się sytuacja z lat 70. i słynnego gambitu Nixona i Kissingera. Moskwa powinna zdawać sobie z tego sprawę, gdyż w przeciwnym razie po raz drugi Chiny zostawią ją z opuszczonymi spodniami. Dla Rosji naprawdę bezpieczniej byłoby układać się z niemającą ambicji geopolitycznych Unią Europejską, niż z bodaj najbardziej wytrawnym w zakresie geopolityki graczem na planecie.
Piotr Wołejko