Biją i mordują imigrantów w Południowej Afryce

To jest wojna” – tak określił rozprzestrzeniające się od kilku dni ataki na obcokrajowców w Republice Południowej Afryki Lucas Zimila, imigrant z Mozambiku, który został zaatakowany przez rozwścieczony tłum, uzbrojony w maczety, na północ od Johannesburga. Miasto Złota, jak nazywany jest Johannesburg, największe miasto najmniejszej prowincji Republiki Południowej Afryki – Gautengu – od kilku dni jest miejscem narastającej fali agresji i przemocy skierowanej przeciwko przybyszom z innych krajów afrykańskich. Na celowniku znaleźli się głównie imigranci z Zimbabwe, których w RPA może być nawet trzy miliony, oraz z Mozambiku. Wściekły tłum, a także zwykli przestępcy, zabili już kilkadziesiąt osób, raniąc najpewniej kilka tysięcy.

Leczyłem już rany po kulach, pobitych ludzi, ofiary gwałtów, a także pomagałem osobom znajdującym się w szoku” – mówi doktor Eric Goemaere z organizacji Lekarze Bez Granic. „To mi przypomina sytuacje związane z uchodźcami” – zauważa Goemaere. Zauważa on, że w RPA atakowani imigranci zbierają się pod komisariatami policji szukając pomocy. Rząd jest całkowicie bezradny, a policja mówi wprost, że nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa przestraszonym imigrantom. Jedyne co mogą zrobić, mówi cytowany wcześniej doktor Goemaere, to „reagować na wybuchy przemocy„.

Arcybiskup Desmond Tutu, laureat pokojowej Nagrody Nobla jest zszokowany. Bohater walki z apartheidem wskazuje, że w trudnych czasach sąsiednie kraje i narody udzielały schronienia autochtonicznym mieszkańcom Południowej Afryki walczącym z opresyjnym, rasistowskim reżimem. „Nie możemy odpłacać im zabijając ich własne dzieci” – apeluje Tutu. Prezydent Thabo Mbeki wyraził „głębokie zaniepokojenie” sytuacją i nakazał wysłanie mobilizację dodatkowych oddziałów policji. Niektórzy politycy opozycji mówią nawet, że aby uspokoić sytuację, która wymknęła się spod kontroli, niezbędne będzie skorzystanie z pomocy wojska.

Część opozycji oraz zagraniczni analitycy wskazują, że obecne ksenofobiczne ataki na imigrantów mają swoją przyczynę w „polityce dyskretnej dyplomacji” prowadzonej przez prezydenta Mbekiego wobec dogorywającego ekonomicznie Zimbabwe. – „Dyskretna dyplomacja była cichym przyzwoleniem na działania prezydenta Mugabe oraz ZANU-PF.”, mówi Corne Mulder z reprezentującej interesy Afrykanerów partii Freedom Front Plus, która zdobyła 1 procent głosów w wyborach parlamentarnych w 2006 roku. „Doprowadziło to do tego, że trzy miliony mieszkańców Zimbabwe uciekło przed tyranią Mugabe do Południowej Afryki” – dodaje Mulder. Warto nadmienić, że inflacja w marcu br. sięgnęła przynajmniej 355 tysięcy procent! Być może przekroczyła nawet 400 tysięcy procent. Dla porównania, w lutym br. inflacja wynosiła, według szacunków, 165 tysięcy procent.

Tymczasem, Republika Południowej Afryki zmaga się z własnymi poważnymi problemami. Choć Pretoria jest powszechnie uznawana za regionalną, a nawet kontynentalną potęgę, co czwarty mieszkaniec RPA jest bezrobotny. Kilka milionów osób jest zarażonych wirusem HIV, a prezydent Mbeki znany jest m.in. z gorliwej obrony minister zdrowia, która twierdziła, że naturalne metody leczenia skutecznie zwalczają wirusa HIV i zapobiegają AIDS. Co więcej, RPA balansuje na krawędzi energetycznej katastrofy, a wyłączenia prądu są (i będą nagminne). Przyczyny i skutki tego stanu rzeczy analizowałem w odrębnym wpisie z dn. 21 marca br.

Dość zabawnie, w obliczu ostatnich wydarzeń, wyglądają projekcje południowoafrykańskiego ministerstwa turystyki, które celuje w przyjęcie dziesięciu milionów turystów w roku 2010. Minister turystyki zauważa, że w 1994 roku kraj odwiedziło mniej niż 600 tysięcy turystów, czyli – dumnie podkreśla minister – „mamy wzrost sięgający 1415 procent”, gdyż w 2007 roku RPA odwiedziło dziewięć milionów turystów. Więcej na ten temat w The Southern Times.

Na falę przemocy i nienawiści zareagowali także organizatorzy piłkarskich mistrzostw świata, które już w 2010 roku odbędą się w RPA. Zapewnili oni, że fani futbolu nie mają się czego obawiać, a ksenofobiczny wybuch ostatnich dni ich nie dotyczy. Prezydent FIFA Joseph Blatter odmówił komentarza odnośnie wydarzeń w Johannesburgu oraz prowincji Gauteng. Komentarza odmawiają także inni oficjele piłkarskiej centrali.

Niespokojnie jest w najludniejszej, choć najmniejszej prowincji Gauteng, ale przemoc rozprzestrzenia się na inne partie kraju. The Sunday Independent zastanawia się, czy wkrótce polem bitwy, a w zasadzie linczu miejscowej ludności – głównie Zulusów – nie stanie się położone na południu kraju miasto Cape Town.

Republika Południowej Afryki musi się zmienić. Po pierwsze, nie może dłużej tolerować nieudolnego i skostniałego reżimu Mugabe w Zimbabwe. Kraj ten niegdyś był spichlerzem Afryki, jednym z bogatszych państw w regionie. Dziś ponad trzy miliony ludzi musiały go opuścić, gospodarka jest zniszczona, a rolnictwo – niegdyś źródło bogactwa – niewydolne. Trzy miliony osób nigdy nie opuściłoby swojego domu, gdyby nie fatalne rządy Mugabe, które RPA de facto wspierała. Polityka „dyskretnej dyplomacji” prezydenta Mbekiego przyniosła fatalne efekty. Prezydent Robert Mugabe stwierdził, że może nie liczyć się z nikim i z niczym. Tymczasem, co było jasne i wiadome od dawna, koszty nieudolności Mugabe ponosi nie tylko Zimbabwe, ale także Republika Południowej Afryki oraz jej mieszkańcy.

Po drugie, w czternaście lat po demokratyzacji, Republika Południowej Afryki musi zrobić więcej dla poprawy poziomu życia własnych obywateli. Obecny prezydent jest oskarżany o zbytnie skupianie się na biznesie i przedsiębiorcach, przy jednoczesnym lekceważeniu problemów zwykłych ludzi. Między innymi dlatego Thabo Mbeki stracił fotel przewodniczącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), partii rządzącej od obalenia apartheidu, na rzecz Jacoba Zumy. Bardziej prosocjalny Zuma, arcyrywal Mbekiego, jest na najlepszej drodze do zastąpienia Mbekiego także na stanowisku prezydenta w roku 2009.

Podsumowując prawie 10-letnie rządy Mbekiego nie trudno dostrzec poprawy w wielu dziedzinach. Jednak pozostawia on po sobie pewien niesmak w postaci wielu niespełnionych nadziei. Bezrobocie dotyka czwartej części społeczeństwa, HIV jest problemem i wyrokiem dla kilku milionów ludzi, brak inwestycji w infrastrukturę – w tym energetykę – odbija się ciężką czkawką. Przez długi czas wydawało się również, że RPA straci organizację Mundialu w 2010 roku na rzecz Australii – ponosząc prestiżową porażkę.

Thabo Mbeki już nic nie zdziała. Przez 90 procent swojej kadencji pokazał, że jest niezdolny do podejmowania decyzji o poważnych reformach i zmianach. Powinien jednak wykrzesać z siebie choć trochę energii i przestać oszukiwać samego siebie, że Robert Mugabe odda władzę w sposób pokojowy. Gdyby RPA lekko dmuchnęło, reżim Mugabe w Zimbabwe już dawno posypałby się jak domek z kart. Czas najwyższy na mocne dmuchnięcie. Dla dobra nie tyle mieszkańców Zimbabwe, ale dla dobra własnych obywateli i własnego kraju. Zaniechania zagraniczne potrafią fatalnie odbijać się w polityce wewnętrznej.

Piotr Wołejko

Share Button