Czytam aktualnie książkę pt. „ISIS: Inside the Army of Terror” autorstwa Michaela Weissa i Hassana Hassana i uznałem, że warto podzielić się kilkoma spośród wielu cennych spostrzeżeń, które się w tej książce znajdują. Gorąco polecam zresztą jej zakup i uważną lekturę. Niniejszy wpis należy traktować też jako uzupełnienie artykułu z czerwca ub.r. Inspiracją do publikacji wpisu dziś, a nie po przeczytaniu całej książki jest przedwczorajsza publikacja jej wielce interesującego fragmentu, w którym opisano irackie i syryjskie więzienia jako uniwersytety dżihadu.
Państwo Islamskie jest tworem, który na Zachodzie pozostaje nierozpoznany. Przekaz medialny, zgodny z zasadą „if it bleeds, it leads” ukazuje ISIS i jego bojowników jako fanatycznych islamistów, psychopatów ogarniętych manią dokonywania krwawych rzezi i gwałtów. Zachodni eksperci wypowiadający się w temacie ISIS niejednokrotnie dostosowują się poziomem do przekazu medialnego, plotąc androny o braku związku ISIS z islamem. Zdaniem tychże „fachowców” od spraw międzynarodowych, można oddzielić dobry islam od złego islamu, który de facto nie jest islamem, a więc – taka to dedukcja – ISIS nie ma z islamem nic wspólnego. Na temat rozmaitych mitów o terroryzmie więcej znajdziecie tutaj.
W zajawionej we wstępie książce Weiss i Hassan cofają się do początków Al Kaidy w Iraku (AQI), czyli protoplasty ISIS oraz pierwszego lidera AQI – Abu Musaba al-Zarkawiego. Mimo upływu niemal 9 lat od śmierci terrorysty, jego metody nadal znajdują zastosowanie. Przede wszystkim mam tu na myśli niesamowitą, nieograniczoną wręcz brutalność ISIS. W połączeniu z ideologią takfir otrzymujemy szokujący miks przemocy z islamem. Tym prawdziwym, czyli sunnickim.
Mylą się jednak ci, którzy uważają, że ISIS to organizacja stricte religijna. Owszem, jej ideologia i propaganda są oparte na pierwotnym rozumieniu islamu, natomiast nie oznacza to, że wszyscy członkowie ISIS są radykalnymi islamistami. Wręcz przeciwnie, ISIS stanowi konglomerat ludzi o szerokim spektrum poglądów, wywodzących się z bardzo różnorodnych środowisk. Wiodącą rolę w organizacji, zdaniem Weissa i Hassana, odgrywają zaś byli członkowie irackiej partii Baas, czyli ex-saddamiści. Sam Saddam na kilka lat przed inwazją z 2003 r. postawił na islam, przeprowadzając powolną, acz szeroko zakrojoną, islamizację kraju. ISIS jest więc nie tylko emanacją Al Kaidy, lecz również potężną organizacją ex-saddamistów. Co więcej, pełni też rolę głównego reprezentanta irackiej mniejszości sunnickiej – obrońcę tejże mniejszości przed prześladowaniami ze strony szyitów.
Sunnicki terroryzm jest więc głęboko ugruntowany w Iraku, a jego korzenie tkwią głęboko również w Syrii – a więc drugim państwie, na terytorium którego Państwo Islamskie uwiło sobie gniazdko. Radykałów i islamistów wspierał w Syrii nie kto inny jak jej prezydent, wywodzący się z szyickiej mniejszości alawitów Baszar al-Assad. Przez lata nakręcał jak mógł sunnicką rebelię przeciwko Amerykanom w Iraku, a po wybuchu rebelii przeciwko jego władzy w Damaszku używał wspieranych przez siebie terrorystów jako argumentu dla świata zachodniego, iż zwalcza nie cywilną rebelię, tylko terrorystów spod znaku Al Kaidy. Zachód łatwo kupił ten argument. Natomiast Assadowi wsparcie Al Kaidy i innych, licznych sunnickich ugrupowań nie bardzo się opłaciło w długim terminie. Jego protegowani zwrócili broń przeciw niemu i odnieśli niemały sukces, de facto grzebiąc istniejące od dekad granice dwóch państw – Iraku i Syrii.
Wracając do polecanego we wstępie fragmentu książki, irackie i syryjskie więzienia zapewniły radykałom schronienie i możliwość nieskrępowanego promowania własnej ideologii. W więzieniach następował werbunek do licznych grup terrorystycznych, a po wyjściu zza krat grupy te były niemal od razu gotowe do walki. Sami terroryści mówią, że gdyby nie więzienie, wielu z nich nigdy by się nie spotkało, ani – tym bardziej – nie nawiązało współpracy. Za kratami mieli zapewnione bezpieczeństwo, wyżywienie i opiekę zdrowotną, a także – powtórzę – nieskrępowane możliwości propagowania swojej ideologii i werbowania „żołnierzy”.
Będąc w trakcie lektury książki Weissa i Hassana nie mogę jeszcze wyciągać kompletnych wniosków, natomiast nie będzie wielkim ryzykiem postawienie tezy, że ISIS jest przeciwnikiem, jakiego jeszcze nie było i w związku z tym bardzo ciężko będzie to ugrupowanie pokonać. Liczenie na kolejne „sunnickie przebudzenie” jest dużą naiwnością. ISIS za pomocą przemocy, perswazji i faktu bycia najsilniejszym obrońcą sunnitów w regionie zapewnił sobie spokój na tym polu. Jak zwrócili uwagę autorzy książki, ironiczne w tym wszystkim jest to, że Irańczycy walczą teraz z rebeliantami (z ISIS) w Syrii i Iraku dokładnie tak samo, jak Amerykanie walczyli z szyickimi bojówkami (wspieranymi przez Iran) w Iraku. Stwierdzenie, że Irańczycy mają teraz swój Afganistan, broniąc stanu posiadania, okazuje się wyjątkowo trafne.
Piotr Wołejko