Baltimore, banlieues, Polska

Śmierć 25-letniego Freddiego Graya w Baltimore doprowadziła do kolejnych protestów przeciwko brutalności policji. Szybko rozlały się one poza Baltimore. Jest to kolejny przypadek śmierci młodego czarnoskórego mężczyzny z rąk policji (najczęściej z rąk białych funkcjonariuszy). Nie można jednak tej śmierci wkładać w kliszę rasowego konfliktu, który bez wątpienia ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. Sprawa ma szersze tło, a Freddiego Graya możemy bez problemu  zlokalizować w naszym bezpośrednim sąsiedztwie.

Obejrzawszy fenomenalny serial The Wire, którego akcja toczy się w Baltimore, nie można w żaden sposób pretendować do roli znawcy sytuacji w tym mieście. O serialu i smutnym przesłaniu, jakie ze sobą niesie, pisałem tutaj. Każdy z pięciu sezonów serialu traktuje o innym problemie, a w tle głównych bohaterów i ich działań – policjantów z Baltimore zwalczających handlarzy narkotyków – obserwujemy codzienne życie mieszkańców miasta oraz zakulisowe rozgrywki lokalnych polityków. Z The Wire wyłania się przygnębiający obraz Baltimore. Miasto jest biedne, podzielone, brudne. Mieszkańcy, spośród których większość stanowią czarnoskórzy, borykają się z bezrobociem i brakiem perspektyw. W wielu przypadkach, stanowczo w zbyt wielu, dziedziczą biedę, a także uzależnienie od narkotyków. Części z nich można spróbować pomóc i wyjdą oni na prostą, część jest jednak stracona dla społeczeństwa. Od najmłodszych lat chłonęli bowiem  najgorsze nawyki, obserwowali życie swoich rodziców, rówieśników, sąsiadów. Wsiąkali w to, a to wsiąkało w nich. W poświęconym szkołom i edukacji sezonie The Wire pokazano dramatyczną próbę odseparowania najbardziej zdemoralizowanych uczniów od reszty, by nie dawali złego przykładu, a jednocześnie by spróbować pomóc im w ramach specjalnie utworzonej klasy, programu etc. Niestety, pomoc jest bardzo trudna, a szansa na powrót do złych nawyków ogromna.

Czy można pomóc każdemu?

Nie jest to w żadnym przypadku typowe dla Ameryki. Podobna rzeczywistość występuje pewnie w większości państw świata. Występuje w Polsce. Ostatnio wiele kontrowersji wzbudził prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, który pokazał, w jaki sposób ubodzy mieszkańcy traktują zafundowane przez miejscowego podatnika mieszkania socjalne. Ulokowano w nich około setki osób, które zostały eksmitowane z lokali komunalnych za zaleganie z czynszem. Polskie prawo zakazuje eksmisji na bruk. Nowa Sól ufundowała więc nowe mieszkania socjalne. Po czterech latach większość z nich bardziej przypomina chlew niż lokal mieszkalny. Są kompletnie zdewastowane, pełne śmieci, zagrzybione, pozbawione grzejników czy bojlerów, sprzedanych na złom. Wielu mieszkańców nie płaci nawet symbolicznego czynszu w wysokości 1 zł za metr kwadratowy. Prezydent Tyszkiewicz pyta, czy ludziom, którzy tak traktują udzieloną im przez innych mieszkańców pomoc, należy dalej pomagać?

Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, niektórym nie da się skutecznie pomóc. Obrócą oni wniwecz otrzymane przedmioty, zmarnotrawią pieniądze, nie będą zdolni do okazania najmniejszej nawet wdzięczności. Nie są oni chętni ani skłonni do zmiany. Czy są z gruntu źli? Nie. Zbyt długo tkwili w złych warunkach i złym towarzystwie. Próba „odkręcenia sytuacji” wymagałaby ogromnych nakładów i zaangażowania, na które nikt nie może sobie pozwolić. Tym bardziej, że ryzyko powrotu do złych nawyków jest bardzo wysokie (o tym też sporo w The Wire). Dlatego interwencja publiczna powinna następować bardzo wcześnie, gdy zagrożenie chłonięciem złych nawyków dotyczy dzieci. Dla nastolatków jest już zazwyczaj za późno na ratunek.

Tylko jaka interwencja? Kto, w jaki sposób i przy wykorzystaniu jakich metod miałby ją przeprowadzić? Czy mają to robić słabo opłacani, pozbawieni motywacji, a często chronicznie przepracowani (80-100 rodzin pod opieką jednej osoby? Naprawdę?!) pracownicy socjalni na szczeblu gminy czy powiatu? Czy interwencją powinno być przyznawanie zasiłków, kupowanie książek i materiałów szkolnych, opłacanie czynszu i rachunków za media? Czy interwencją powinno być odhaczanie się co miesiąc w powiatowym urzędzie pracy, by zachować prawo do ubezpieczenia zdrowotnego? Czy interwencją powinno być zabieranie dzieci z patologicznych rodzin/środowisk i umieszczanie ich w domach dziecka? Czy interwencją powinno być koszarowanie najbardziej agresywnych i zdemoralizowanych nastolatków w ośrodkach specjalnych, gdzie zamiast pomocy następuje ich dalsza demoralizacja?

Na straży prawa?

Wreszcie, czy interwencją powinna być brutalność policji, która prowadzi nieustanną grę z dobrze znanymi sobie osobami w tych samych dzielnicach bądź na tych samych osiedlach? Śmierć Freddiego Graya to zapewne efekt takiej właśnie gry. Polega ona na tym, że te same osoby są ciągle spisywane, brane na dołek, zamykane na chwilę w areszcie/więzieniu za wykroczenia bądź pomniejsze przestępstwa – zazwyczaj za kradzieże, rozboje, pobicia, posiadanie narkotyków. Policjanci bywają znudzeni tym, że ich praca jest pozbawiona sensu, bo ciągle mają do czynienia z tymi samymi podejrzanymi, którzy są podejrzani za te same wykroczenia bądź przestępstwa. Czasem komuś w tej grze puszczą nerwy i wtedy może dojść do nieszczęścia. Na przykład, podejrzany zamiast dać się aresztować postanowi uciec i podczas pościgu wpadnie pod samochód. Albo inna sytuacja, jak w przypadku Freddiego Graya – policja postanowi dać mu nauczkę, sponiewiera go przy zakuwaniu w kajdanki a następnie zafunduje „ścieżkę zdrowia”. Za komuny ścieżka zdrowia oznaczała pałowanie aresztowanych przez szpaler policji, gdy aresztowani wchodzili/wychodzili z tzw. suki lub gdy wprowadzano ich na komendę/do aresztu. Freddie Gray został zabrany na „przejażdżkę zdrowia”, podczas której policjanci postanowili potraktować go jak worek ziemniaków wieziony w dostawczaku. Zamiast zawieźć Graya na posterunek policji, znajdujący się – w prostej drodze – o ok. półtorej minuty od miejsca aresztowania, zrobili z nim kółko po najbliższej okolicy. W efekcie tej przejażdżki Gray złamał sobie rdzeń kręgowy, a kilka dni później zmarł. Jest oczywiste, że takie metody działania policjantów nie stanowiły jednorazowego wybryku. Oni nagle nie doznali żadnego zaćmienia ani nie postradali zmysłów. Wręcz przeciwnie, robili to z rozmysłem, bo taka była praktyka ich postępowania w podobnych przypadkach. Chcieli dać Grayowi nauczkę, którą długo by pamiętał.

Polska, Francja, dwa bratanki. I do bitki i do łapanki.  

Protesty w Baltimore (i nie tylko), wcześniejsze demonstracje w Ferguson i w innych miejscach, są efektem całego ekosystemu problemów. Wiele z nich dotyczy także nas. W jednym z podwarszawskich miast kilka tygodni temu doszło do zamieszek. Trochę jak w Baltimore. Fakty są jednak takie, że podczas interwencji policji w jednym z miejscowych parków, niedaleko od centrum miasta, śmierć poniósł 19-letni mężczyzna. Udusił się, bo w jego gardle zatrzymała się plastikowa torebeczka zawierająca narkotyki. Wersja znajomych oraz rodziny zmarłego mężczyzny głosi, że to policjanci doprowadzili do jego śmierci, próbując wyrwać mu z gardła torebkę z narkotykami, zamiast ratować mu życie. W Polsce karane jest bowiem posiadanie, a nie spożywanie narkotyków, więc jeśli 19-latek połknąłby torebkę, z punktu widzenia prawa byłby czysty. Wersja policji, potwierdzona później przez lekarza medycyny sądowej jest natomiast następująca – w wyniku nieudanej próby połknięcia plastikowej torebki nastąpiło wstrzymanie dopływu tlenu, a w konsekwencji do uduszenia się przez 19-latka. Nie dopatrzono się żadnych śladów na ciele mężczyzny, które potwierdzałyby zarzuty stawiane policji przez rodzinę i znajomych zmarłego. To wszystko okazało się mało istotne dla setek mieszkańców miasta (i garstki przyjezdnych „poszukiwaczy przygód”), którzy przez trzy dni gromadzili się pod miejscową komendą policji, a przez dwa dni urządzali bitwy z oddziałami prewencji.

Wszyscy pamiętamy też, jak kilka lat temu płonęły przedmieścia (banlieues) francuskich miast. O ile lokalna specyfika (spór rasowy w USA, problem asymilacji imigrantów we Francji) dodaje swoje trzy grosze, to generalne problemy w Baltimore, we francuskich banlieues czy pod Warszawą są podobne. Mamy do czynienia ze strukturalnymi problemami, które dotykają część lokalnej społeczności i nieadekwatną odpowiedzią instytucji państwa na te problemy. Jak opisałem to we wpisie inspirowanym serialem The Wire (gorąco polecam!), instytucje odgrywają kluczową dla funkcjonowania społeczeństwa rolę. Niestety stanowczo za często instytucje te są niesprawne i zawodne. Mowa tu zarówno o urzędach i urzędnikach, jak też o prawie, na podstawie i w ramach którego działają instytucje publiczne. Jeśli nie będziemy potrafili przełamać zaklętego kręgu porażek naszych instytucji, opisane wyżej problemy mogą się tylko pogłębiać.

Piotr Wołejko

Share Button