Lokalny, krajowy i międzynarodowy wymiar „niedasizmu”

Dzisiejszy wpis posiada muzyczne tło, które powinno towarzyszyć jego lekturze. Klikamy w poniższy link i zaczynamy!

The Wire – 5 seasons intro songs

Jak już się rzekło na profilu Dyplomacji na Facebooku, zajmiemy się zjawiskiem niedasizmu, o którym napomknąłem we wpisie poświęconym Barcelonie. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie jest to typowo polskie zjawisko. Wręcz przeciwnie, występuje ono wszędzie tam, gdzie ludzie stworzyli jakiś rodzaj cywilizacji. Niedasizm jest niechcianym dzieckiem instytucji i procedur. Ludzie tworzą je po to, by ich życie było bardziej zorganizowane, w pewnej części powtarzalne, a więc i przewidywalne. Niczym w matematycznym wzorze, instytucje i procedury powinny zapewnić, iż podstawienie konkretnych zmiennych przyniesie ten sam, podkreślmy – przewidywalny, rezultat. Nie tylko teoretycznie instytucje i procedury są wyznacznikiem poziomu rozwoju cywilizacji. Weźmy chociażby starożytny Rzym, który swoje instytucje i procedury nieustannie rozwijał i kodyfikował. Po rzymską spuściznę wracamy niemal każdego dnia, a dla prawników jest ona chlebem powszednim. W pewnym momencie rzymskie instytucje i procedury przestały jednak działać, a wielkie imperium upadło pod naporem barbarzyńców – ludów, które w porównaniu do Rzymu rozwinęły zaledwie podstawowe, nie obawiajmy się użyć tego słowa – prymitywne, procedury i instytucje. Rzym w pewnym momencie po prostu przestał działać. Przestały działać instytucje, procedury oraz ludzie, którzy w ramach tych instytucji wykonywali precyzyjnie określone procedury. Rozkład Rzymu sprawił, że tamtejsze instytucje i procedury nie dawały dłużej pewności, iż 2+2=4. Podobny los spotkał inne wielkie imperia, chociażby Bizancjum, Kalifat czy Cesarstwo Habsburgów. Prędzej czy później następowało „odłączenie prądu” i stopniowy rozkład instytucji, spadek efektywności procedur, rozprężenie ludzi zapewniających wcześniej sprawne funkcjonowanie rozbudowanej instytucjonalnej maszynerii.

I właśnie w tym trójkącie, tj. instytucje – procedury – ludzie, należy rozpatrywać zjawisko niedasizmu. Aby wspomniana wyżej maszyneria sprawnie działała, ułatwiając i porządkując życie, zapewniając pewność, stabilność i przewidywalność, niezbędne jest jednoczesne prawidłowe funkcjonowanie instytucji, procedur i ludzi. Jeśli chociaż jeden z tych trzech elementów nie działa prawidłowo, maszyneria się dławić. Zaczyna się mniej lub bardziej dynamiczny rozkład państwa/urzędu, który wywołuje liczne patologie. Gangrena rozprzestrzenia się na inne instytucje i procedury, a także na ludzi. Występują problemy zarówno na linii urząd-urząd, jak i urząd-obywatel. Sprawna dotychczas maszyna staje się niezdolna do działania, co w dobie social media i błyskawicznego obiegu informacji niemal natychmiast wywołuje powszechne oburzenie i frustrację.

The Wire – serial-hymn o niedasizmie

Tutaj wracamy do motywu muzycznego, którzy towarzyszy czytaniu tego wpisu. Motyw ten to piosenka Toma Waitsa pt. „Way Down in the Hole„, wykonywana przez innego wykonawcę w każdym z pięciu sezonów serialu The Wire. Jest to produkcja HBO, która w Polsce była nadawana pt. „Prawo ulicy„. Swoją drogą jest to kolejny z tysięcy przykładów zupełnie bezsensownego „tłumaczenia” tytułów z oryginału na język polski. Mimo tego, że akcja serialu w dużej mierze koncentruje się na zwalczaniu narkotykowych gangów przez policjantów w amerykańskim Baltimore, to wątek ten został wykorzystany do pokazania znacznie szerszego kontekstu. Kontekstu instytucji i procedur, które nie działają i wywołują wpływ zarówno na ludzi pracujących w tych instytucjach, jak również na resztę społeczeństwa. W 60 odcinkach The Wire nie brakuje przykładów degrengolady instytucji i procedur oraz tego, jak z tym wszystkim borykają się ludzie. Na mnie wielkie wrażenie wywarł przykład nastolatka, który musiał trafić do domu dziecka, bo niedasizm po śmierci jego przybranej matki spowodował, że nie mógł natychmiast trafić do innej rodziny zastępczej. Nie mógł go przygarnąć nawet policjant, który próbował walczyć o to, żeby chłopak nie trafił do domu dziecka. Niestety, przegrał z procedurami i bezdusznością pracowników opieki społecznej, dla których dziecko jest tylko kolejną stertą papierów i cyferką w miesięcznych, kwartalnych, półrocznych i rocznych statystykach. Nie da się i już! Instytucje powołane do troski o jakieś dobro, które powinny współpracować z innymi instytucjami, aby to dobro chronić, skupiają się na swoich sprawach, a nie na ochronie tego dobra. Gdy tylko zachodzi konieczność współpracy z inną instytucją, ba – nawet komórką organizacyjną funkcjonującą w ramach tej samej instytucji, piętrzą się problemy, górę bierze niechęć i inne pobudki – a wśród nich strzeżenie własnego podwórka i dbałość o własną autonomię, podkreślanie własnej wagi w odniesieniu do innych instytucji. Między innymi dlatego człowiek odwiedzający urząd najczęściej czuje się jak intruz, który narusza zen pracujących tam urzędników. Urzędnicy ponoszą znaczną część winy za fiasko działania instytucji i procedur. Miałem okazję przez rok obserwować funkcjonowanie jednego z najważniejszych urzędów w naszym kraju i wnioski z tego rocznego pobytu nie są budujące pod żadnym względem. Jak większość obywateli naszego kraju także i ja zadaję sobie pytanie, jak nasze państwo może w ogóle działać? Słowa ex-ministra spraw wewnętrznych, który powiedział, że państwo działa tylko teoretycznie, segmentami, bez koordynacji, stanowią bardzo trafną diagnozę.

Wracając do The Wire, to nie zamierzam spoilerować tym, którzy zechcą obejrzeć ten serial (a warto, jest bardzo mocny i realistyczny) bądź są w trakcie oglądania, lecz niniejszy wpis nie obejdzie się bez spięcia klamrą pierwszego i ostatniego (60.) odcinka. Oto inny bohater robi dokładnie to samo, co zrobił Jimmy McNulty na otwarcie The Wire. Decyduje się pominąć hierarchię służbową, by działać w słusznej sprawie. Działanie McNulty’ego wywołało szereg wstrząsów, lecz koniec końców ta aberracja została przez właściwe instytucje zażegnana, a sytuacja wróciła do punktu wyjścia. I choć nie tylko ja pragnąłbym obejrzeć kolejny sezon The Wire muszę stwierdzić, że kręcenie dodatkowych odcinków nie miałoby większego sensu. Koniec serialu dobitnie pokazuje, że instytucje działające w sposób niewłaściwy są bardzo trudne do naprawienia, ominięcia bądź pokonania. Trudno byłoby o celniejszą klamrę niż 60., trwający niemal półtorej godziny (pozostałe trwają ok. godzinę) odcinek.

Międzynarodowy wyraz niedasizmu

No dobrze, powiecie, ale co to wszystko ma wspólnego z polityką międzynarodową? Odpowiem, iż ma bardzo wiele. Przecież na arenie międzynarodowej również mamy do czynienia z licznymi instytucjami (państwa, organizacje, NGOsy, globalne korporacje, grupy terrorystyczne etc.) i procedurami (prawo zwyczajowe, prawo traktatowe, układy bilateralne etc.), a także ludźmi (liderzy państw, organizacji, korporacji, terroryści, celebryci, a gdzieś  na końcu tej listy również zwykli obywatele poszczególnych państw, na których wpływ wywierają decyzje podejmowane na szczeblu międzynarodowym. Podobnie jak instytucje i procedury stricte wewnętrzne, także i te międzynarodowe mogą działać źle albo w ogóle nie działać. Weźmy Radę Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, która zdaniem wielu działa bardzo źle. Posiadające prawo weta państwa – Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Wielka Brytania i Francja – rozgrywając własne partykularne interesy blokują to, do czego Rada została powołana, a więc działanie w imię dobra wspólnego. Z dobrem wspólnym jest jednak taki problem,  jak ze społeczną własnością w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – co było społeczne, a więc wspólne, było w istocie rzeczy niczyje. I mało kto takie niczyje rzeczy szanował, a jeszcze mniejsze grono stawało w obronie zagrożonej rzeczy niczyjej. Dobro wspólne jest na arenie międzynarodowej, w szczególności w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, taką właśnie PRL-owską rzeczą niczyją. Nikt się do niej nie przyznaje, nikt jej nie chroni.

Inny przykład, świeży i dobitny, który pokazuje upadek instytucji i procedur, co niesie za sobą poważne konsekwencje, to pogwałcenie przez Rosję tzw. Memorandum Budapesztańskiego. Było to podpisane w grudniu 1994 r. porozumienie między Ukrainą, Rosją, Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, w myśl którego Ukraina zobowiązała się przekazać Rosji strategiczną broń jądrową, pozostałą na jej terytorium po rozpadzie ZSRR, a także przystąpić do traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), w zamian za co Rosja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone zobowiązywały się do poszanowania suwerenności oraz integralności terytorialnej Ukrainy, a także powstrzymania się od wszelkich gróźb użycia siły bądź jej faktycznego użycia. Memorandum gwarantowało niezależność Ukrainy i jej bezpieczeństwo, ale gdy Władimir Putin postanowił w 2014 r. odebrać jej Krym, a następnie Donbas, kazał Ukrainie wypchać się sianem, a rosyjscy decydenci argumentowali, iż po zmianie władzy w Kijowie (Wiktor Janukowycz uciekł do Rosji) Rosji nie wiążą już umowy podpisywane z Ukrainą. Zachodni gwaranci suwerenności Ukrainy ograniczyli się do protestów i sankcji, a tzw. hard power (w rosyjskiej narracji: uciskana przez faszystowską juntę w Kijowie mniejszość rosyjska oraz urlopowani rosyjscy żołnierze, a także urlopowana rosyjska broń ciężka oraz przeciwlotnicza) zatriumfowało. Ukraina została przez Rosję rozczłonkowana i nadal nie wiadomo, czy kolejne jej części nie wejdą do Rosji bądź w orbitę jej wpływów. Ba, z niedawnego wystąpienia prezydenta Putina świat i Rosjanie dowiedzieli się, że to Krym (ja do tej pory myślałem, że Kijów i Ruś Kijowska) stanowi kolebkę rosyjskiej państwowości. O tym zresztą należy popełnić oddzielny wpis, a teraz czas przejść do konkluzji.

Podsumowanie

Instytucje, procedury i ludzie decydują o funkcjonowaniu państw. Niestety, zbyt często zastępujemy zdrowy rozsądek instytucjami i procedurami, przez co otrzymujemy efekty odwrotne od zamierzonych. Od mnożenia instytucji i procedur, a w polskich realiach również od uchwalania kolejnych ustaw (typowo polskie rozwiązanie – jest problem? Uchwalmy ustawę!) problemy nie znikają. Wręcz przeciwnie, sprawy coraz bardziej się komplikują. Jak słusznie zauważa były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, niedasizm instytucjonalno-proceduralny (niemożność załatwienia nawet najprostszych spraw) stanowi coraz poważniejsze zagrożenie dla demokracji. W społeczeństwach otwartych, a takie są społeczeństwa w państwach o ustroju demokratycznym, instytucjonalno-proceduralny marazm coraz szybciej i coraz bardziej kole w oczy, zniechęcając obywateli do ustroju, który uznają oni za nieefektywny. Tymczasem instytucje i ludzie je tworzący są coraz mocniej okopani na swoich pozycjach i nastawieni na trwanie. Zmiana to dla nich wręcz egzystencjalne zagrożenie, a więc zwalczają je z całych sił. Pytanie, czy jesteśmy w stanie pokonać opór i zreformować instytucje, pozostaje otwarte. Podobnie jak druga kwestia – czy możemy powstrzymać pęd ku regulowaniu wszystkiego i wyzwalaniu ludzi od myślenia, od używania zdrowego rozsądku? Moje obserwacje i liczne przykłady z historii, która – jak wiadomo – jest najlepszą nauczycielką, od której nikt nie chce się uczyć, pokazują będzie ciężko. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy wywiesić białą flagę i poddać się przeznaczeniu.

Piotr Wołejko

Share Button