Indie, Irak, Nigeria, Turcja. Ostatnie kilkadziesiąt godzin przyniosło nam serię ataków terrorystycznych na kilku kontynentach. Trzy z nich skierowane były przeciwko cywilom, natomiast w Nigerii ponownie uderzono w ropociągi. Od tego ataku także zaczniemy.
Separatyści z prowincji Delta, gdzie wydobywa się większość ropy w Nigerii są coraz skuteczniejsi w niszczeniu infrastruktury transportowej i wydobywczej. Miesiąc temu skutecznie zaatakowali infrastrukturę należącą do Shella oraz ropociąg należący do Chevronu. Jak pisałem 21 czerwca br., „w ciągu dwóch dni możliwości eksportowe Nigerii zmniejszyły się o ponad 300 tysięcy baryłek dziennie„. Teraz spadną o kolejne 130 tysięcy baryłek, gdyż wysadzenie ropociągu uniemożliwi dostarczenie surowca do terminala w Bonny. Ósmy eksporter ropy na świecie jest zakładnikiem garstki ludzi. Dlaczego? Z powodu korupcji i nieudolności władz mieszkańcy zasobnych w ropę terenów nie otrzymują wystarczającej ilości pieniędzy z jej sprzedaży. Czują się okradani. Chwycili więc za broń i od kilku lat coraz skuteczniej uderzają w zachodnie koncerny (porywając także pracowników lub ich rodziny) oraz rząd centralny i władze prowincji.
W Iraku zdawało się przez chwilę, że zamachy zostały opanowane. Sytuacja rzeczywiście ustabilizowała się. Zamachy jednak nie zniknęły.Trzy kobiety wysadziły się w powietrze w Bagdadzie, a jeden mężczyzna w Kirkuku. Zginęło co najmniej 50 osób, rannych jest prawie 250 – jak donosi Reuters. Zwłaszcza ten drugi zamach powinien zwrócić naszą uwagę. Pod koniec br. lub na początku przyszłego ma się odbyć referendum, które rozstrzygnie o przyszłości miasta Kirkuk i jego okolicy. Kurdowie twierdzą, że Kirkuk historycznie należy do irackiego Kurdystanu, a arabska ludność (sunnici) osiedlali się w nim z nakazu Saddama Husajna, który chciał „zarabizować region”.
Nikt nie spierałby się o Kirkuk, gdyby nie pokaźne złoża ropa naftowej, które mogą zapewnić zamożność regionowi na dekady. Nic więc dziwnego, że ani Arabowie (sunnici) ani Kurdowie nie chcą zrezygnować z posiadania Kirkuku. Jakakolwiek będzie decyzja wyborców, przegranym trudno będzie pogodzić się ze stratą ropy. Zwłaszcza sunnitom, hołubionej przez Husajna mniejszości wyznaniowej, którzy w nowym Iraku nie mogą się odnaleźć i są marginalizowani przez uciskaną dotychczas większość szyicką (na której terenach znajdują się pozostałe zasoby ropy naftowej).
Zaniepokojenie budzą także coraz częstsze próby poróżnienia hinduskiej większości z muzułmańską mniejszością w Indiach. Największa demokracja świata do tej pory uznawana była za kraj w miarę tolerancyjny, gdzie muzułmanie „rozpłynęli się” wśród wyznawców innych religii. Oczywiście incydenty skrajnych grup, zwłaszcza hinduistów, zdarzały się i często były krwawe, ale skala takich wystąpień była niewielka. Od kilkunastu miesięcy nabierają na sile ataki terrorystyczne skierowane przeciwko wyznawcom konkretnej religii.
W weekend w Bangalore i Ahmedabadzie (największe miasto prowincji Gujarat) wybuchły bomby, z czego w Ahmedabadzie wybuchów było aż 16. Nieznana dotąd grupa „Indyjscy Mudżahedini” przyznała się do zamachu i stwierdziła, że jest on odwetem za śmierć blisko 2,500 osób, głównie muzułmanów, w 2002 roku, podczas masakr dokonywanych przez hinduistów w stanie Gujarat. Dziś premier Singh oraz szefowa największej partii koalicyjnej Sonia Gandhi odwiedzili szpital w Ahmedabadzie. W perspektywie zbliżających się wyborów zamachy skierowane przeciwko muzułmanom (i spodziewane odwety hinduistów) nie wróżą niczego dobrego.
Na sam koniec Turcja i wczorajsze wybuchy w handlowej dzielnicy Stambułu. Niektóre media na początku nie wiedziały, czy był to zamach terrorystyczny czy też wybuch gazu. Szybko jednak wyjaśniło się, iż winni są terroryści. Kto konkretnie? Obwinianie kurdyjskich separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) to już tradycja. Byłbym ostrożny w tak szybkim wydawaniu wyroków. Napięta sytuacja wewnętrzna w Turcji i rozpoczęcie rozpoznawania przez Trybunał Konstytucyjny wniosku o rozwiązanie partii rządzącej każą zachować daleko posuniętą ostrożność. Trudno obwiniać rząd czy armię o zamachy, ale obu stronom jest on wyraźnie na rękę.
Premier Erdogan niemal natychmiast wezwał do zjednoczenia narodu oraz przeciwstawienia się terrorowi. Szef sztabu generalnego gen. Yasar Buyukanit stwierdził, że ten zamach po raz kolejny potwierdza obrzydliwość i desperację terrorystów, którzy uderzyli we wszystkich – w tym kobiety i dzieci.
Zamachy stały się naszą codziennością, często nie poruszają już nas, gdyż w mediach wszędzie ich pełno. Niektóre mają jednak daleko większe konsekwencje od pozostałych.
Piotr Wołejko