Filip Gańczak napisał na blogu Newsweeka w Salonie24 notkę zatytułowaną Zwycięstwo wypędzonych. Redaktor tygodnika pisze m.in., że to polscy politycy i publicyści wyolbrzymili rolę Eriki Steinbech ze Związku Wypędzonych i w ten sposób ułatwili jej zwycięstwo. Nie dość, że muzeum wypędzeń powstanie w Berlinie, to w radzie fundacji zarządzającej tymże muzeum przedstawiciele wypędzonych zyskali silniejszy głos. Szczegóły w notce F. Gańczaka.
Uwagi dotyczące wkładu polskich polityków i publicystów w zwycięstwo Steibach są słuszne. Niektórzy z nich podnieśli w Polsce straszliwy raban, nie uciekając się od bardzo ostrych stwierdzeń i figur retorycznych. Ponieważ wróg musiał mieć jakąś twarz, obsadzono Erikę Steinbach w roli głównego przeciwnika. Tym samym wykreowaliśmy panią Steinbach i wzmocniliśmy jej pozycję w Niemczech. Ona i jej związek przeciwko państwu polskiemu. Cudowna sytuacja dla kreowania własnego heroizmu.
Nie o Steinbach jednak, ani o przeciw-skutecznym działaniu niektórych polskich polityków i publicystów chcę pisać. Powyższe twierdzenia to oczywistości. Ważne jest co innego. Otóż w Bonn, dawnej stolicy Republiki Federalnej Niemiec, gdzie do dziś rezydują niektóre instytucje federalne, znajduje się Haus der Geschichte der Bundesrepublik Deutschland. Cóż to takiego? Muzeum historii Republiki Federalnej. Czy jest coś złego w istnieniu takiego muzeum? Skądże. Każdy kraj ma prawo, a nawet obowiązek dokumentować oraz prezentować własną historię.
Niestety dla Polski i Polaków, historia pokazywana we wspomnianym muzeum już teraz przedstawia nasz naród w niezbyt pozytywnym świetle. To jeszcze dałoby się przeżyć, w końcu żaden naród nie jest w stu procentach szlachetny przez całą historię swego istnienia. Problem w tym, że w Haus der Geschichte ekspozycje oraz przewodnicy informują zwiedzających o wypędzeniach Niemców przez Polaków po drugiej wojnie światowej. Muszę przyznać, że byłem zbulwersowany zwiedzając omawianą ekspozycję w grudniu ubiegłego roku. Polacy zostali w niej przedstawieni jako winowajcy i oprawcy.
Zwiedzaliśmy to w grupie międzynarodowej, kilkanaście osób nie tylko z różnych państw, ale także kontynentów – w tym ja i dwie koleżanki z Polski. Zadaliśmy od razu kilka pytań naszej przewodniczce. Tłumaczyliśmy m.in., że zaraz po wojnie żadni Polacy nie mogli o wysiedleniach decydować ani ich przeprowadzać i że o wszystkim decydowali Sowieci. Przypominaliśmy, że niektórzy uciekinierzy osiedlili się na terytorium Polski już po wybuchu drugiej wojny światowej. Przewodniczka straciła rezon, czuła się wyraźnie zakłopotana, ale ostatecznie odpowiedziała, że każdy naród ma prawo do przedstawiania własnej historii. A ona jest przedstawiona w taki a nie inny sposób.
Nie wiem, od kiedy w Haus der Geschichte przedstawia się wersję historii, według której Polacy wypędzali Niemców, a proceder ten nie jest ujęty w żadnym kontekście historyczno-politycznym. Nie jest to na pewno kwestia ostatniego roku czy dwóch, czyli okresu sporu polsko-niemieckiego o panią Steinbach. Przykre, że nasi politycy walczą o mające dopiero powstać muzeum (do tego dość nieudolnie), a nie zwracają uwagi na już istniejącą placówkę, w której antypolska propaganda, bo inaczej tego nazwać nie sposób, jest serwowana setkom tysięcy zwiedzających rocznie.
Piotr Wołejko