Od zwycięstwa Hamasu w wyborach parlamentarnych w 2005 roku Autonomia Palestyńska znajduje się w stanie wojny domowej. Rządzący do tego momentu Fatah, wywodzący się z Organizacji Wyzwolenia Palestyny, nie pogodził się z porażką i wszelkimi siłami bojkotował działania radykalnego Hamasu, który zdobył wyraźną większość w jednoizbowej legislatywie. Wojna domowa toczyła się najpierw na „chłodno”, głównie w sferze retorycznej. Kilkakrotnie przechodziła w fazę „gorącą” i na początku obecnego roku groziła eskalacją na nieznaną dotychczas skalę. Wówczas, pod presją Arabii Saudyjskiej, udało się skłóconym ugrupowaniom palestyńskim zawrzeć porozumienie i powołać rząd jedności narodowej. Oprócz członków Hamasu i Fatahu weszli do niego bezpartyjni ministrowie, obejmując kilka kluczowych (i będących wcześniej przedmiotem sporu) ministerstw, m.in. resort spraw wewnętrznych. Porozumienie, zwane deklaracją z Mekki, było od początku chwiejne i analitycy byli pewni, że wcześniej czy później (z naciskiem na wcześniej) zostanie zerwane. Stało się kilka dni temu.
Strefa Gazy jest ponownie polem bitwy między proprezydenckim Fatahem, opowiadającym się za pokojowym rozwiązaniem sporów terytorialnych z Izraelem, a radykalnym Hamasem, negującym prawo Izraela do istnienia. W walkach zginęło już kilkadziesiąt osób, kilkaset zostało rannych. Hamas jest w ofensywie i wypiera Fatah z zajmowanych przez to ugrupowanie pozycji. Fatah stracił kontrolę nad dwoma dużymi (na cztery) miastami – Khan Younis i Rafah. Jak donosi w swoim internetowym wydaniu izraelski Jerusalem Post, pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Rafah powiedział, iż bojownicy Hamasu rozstrzelali przed oczami rodzin i dzieci obrońców zdobytego punktu oporu jednej z bojówek Fatahu. Ostrzelano także siedzibę prezydenta Mahmuda Abbasa w Ramallah, a gwardia prezydencka odpowiedziała ogniem. Jeden z rzeczników Hamasu nazwał obecne wydarzenia, na antenie radia tego ugrupowania, „drugim wyzwoleniem Gazy„. Inny przedstawiciel Hamasu, także na antenie radia powiedział: „Mówimy naszym ludziom, że poprzednia era minęła i już nie powróci„. O ile sytuacja Hamasu wyraźnie się poprawiła, mieszkańcy Gazy mają powoli dość bratobójczych walk. Wczoraj zorganizowali ponad tysięczną manifestację przeciwko przemocy. Jerusalem Post donosi o fatalnej sytuacji szpitali w miejscach toczących się walk – pozbawione wody, prądu i krwi nie mogą normalnie pracować.
Calev Ben Dor, analityk z Reut Institute, twierdzi natomiast, że obecna sytuacja stanowi doskonałą okazję dla Izraela. Jego zdaniem zwycięstwo Hamasu w Gazie, jako swoisty zamach stanu, pozwoli Mahmudowi Abbasowi na rozwiązanie parlamentu i skupienie całej władzy na – spokojnym na razie – Zachodnim Brzegu w swoich rękach. Powstaną de facto dwa quasi-państwa – Hamastan w Strefie Gazy i Fatahland na Zachodnim Brzegu. Izrael mógłby nadal bojkotować wszelkie rozmowy z Hamasem, natomiast prowadzić owocne rozmowy z Abbasem na temat Zachodniego Brzegu. Może udałoby się zawrzeć stosowne porozumienie terytorialne, co pokazałoby Palestyńczykom w Strefie Gazy, że tylko pokojowe negocjacje mogą przynieść oczekiwane efekty. Zdaniem Ben Dora zwycięstwo Hamasu w Gazie może okazać się pyrrusowe, gdyż ugrupowanie to będzie musiało poradzić sobie z całą gamą poważnych problemów – wrogością społeczności międzynarodowej (z drugiej strony Iran byłby bardzo przychylny), napięciami w stosunkach z Egiptem oraz – co bardzo istotne – wewnętrznymi podziałami i koniecznością zapewnienia niezbędnych życiowych świadczeń, usług etc. na rzecz mieszkańców Gazy. Tymczasem, nadal toczą się tam walki, giną ludzie, a niepodległość Palestyny oddala się na całe lata świetlne.
Piotr Wołejko