Decyzją wyborców, która zapadła 21 października, już wkrótce krajem będzie rządził nowy premier i nowy gabinet. Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiadał podczas kampanii wiele zmian, które powinny nastąpić w polityce wewnętrznej, ale także poruszył kwestie polityki zagranicznej. Najgorętsza dyskusja sprowadza się teraz do kalendarza wizyt nowego Prezesa Rady Ministrów – wiadomo przecież, że kolejność odgrywa istotną rolę i pokazuje m.in. „na kogo” stawia nowy układ rządzący.
Z zapowiedzi Donalda Tuska wynika, że zamierza on odwiedzić w pierwszej kolejności Waszyngton, Brukselę i Moskwę. Cele słuszne, choć nie wiem, czy akurat w tej kolejności. W obliczu kampanii Platformy bardziej korzystne wydaje się odwiedzenie Brukseli – z drugiej jednak strony, pamiętając o obietnicy wycofania polskich żołnierzy z Iraku, Waszyngton także jest niezmiernie istotny. Gdziekolwiek nowy premier nie zdecyduje się pojechać ze swoją pierwszą wizytą, stolica Ameryki i Unii Europejskiej będą stanowić dobry wybór.
Wizyta w Moskwie to moim zdaniem świetny pomysł. Nie przychylam się do zdania ustępującej szefowej dyplomacji Anny Fotygi, która uzależniała wyjazd do Moskwy od zniesienia embarga na polskie mięso. Być może w jej mniemaniu byłaby to polityka prowadzona „na czworakach”, ale każdy obserwator dyplomacji dobrze wie, że tak nie jest. Spotkanie z szefem rosyjskiego rządu, marionetką prezydenta Putina, z pozoru nie ma większego – oprócz propagandowego – znaczenia. Ale właśnie o propagandowy wydźwięk tu chodzi. Polska powinna pokazać swą dobrą wolę – nawet nie Rosjanom, ale partnerom z Unii Europejskiej. Wiadomo, że embargo na polskie mięso nie zostanie teraz zniesione, ale demonstracja dobrej woli – czyli szybka wizyta w Moskwie – może nam tylko pomóc. [Piszę, że embargo pozostanie, gdyż jego zdjęcie teraz byłoby związane z utratą twarzy – chyba, że Rosjanie znajdą jakiś powód, który „usprawiedliwi” zmianę ich nieugiętej od kilkunastu miesięcy postawy. W obliczu wyborów do Dumy i prezydenckich jest to bardzo mało prawdopodobne].
Trzy pierwsze wizyty mamy więc załatwione – o ile Donald Tusk nie zmieni zdania (a nie powinien). Co dalej? Z pewnością spotkanie z kanclerz Merkel w Berlinie. Wizyta kluczowa, a rozmowa absolutnie priorytetowa. Ustąpienie bardzo sceptycznego wobec Niemiec Jarosława Kaczyńskiego poprawi atmosferę i powinno mieć ożywczy wpływ na relacje polsko-niemieckie. Wbrew tezom lansowanym przez premiera, stosunku wcale nie były za jego rządów tak wspaniałe, ale nie były również tak beznadziejne, jak prezentują to najostrzejsi krytycy rządu J. Kaczyńskiego. Jednak nie da się ukryć, że wzajemne relacje mogłyby być o wiele lepsze.
Bruksela, Waszyngton, Moskwa, Berlin. Następnymi celami zagranicznych wojaży nowego szefa rządu, przychylam się w tej kwestii do zdania prof. Bartoszewskiego, powinny być stolice krajów z Polską sąsiadujących. Moim zdaniem w następującej kolejności: Kijów, Wilno, Praga, Bratysława. Z oczywistych względów do Mińska pojechać się nie da. Skąd taka, a nie inna kolejność? Ukraina to nasz strategiczny partner, nie tylko ze względu na Euro 2012. Litwa i Czechy to kraje bardzo nam bliskie, z którymi często tworzymy alianse w ramach Unii Europejskiej. Bratysława na koniec, choć wcale nie oznacza to lekceważenia tego kraju. Po prostu nasze relacje ze Słowacją są dobre, ale kraj ten nie odgrywa w naszej polityce zagranicznej głównej roli.
Kiedy już załatwione zostaną wskazane wyżej wizyty, będzie można udać się do Paryża i Londynu, a także do Dublina i Bukaresztu. Dalsza kolejność nie ma już większego znaczenia, choć jeśli – na co mam nadzieję – będziemy kontynuować politykę wspierania unijnych aspiracji Turcji, nowy premier powinien także odwiedzić Ankarę.
Czy moje przewidywania się sprawdzą? Będziemy mogli stwierdzić już wkrótce. Ważne, aby rozkład wizyt był szczegółowo i mądrze zaplanowany.
Piotr Wołejko