Przygotowany dla Rady Europy przez szwajcarskiego senatora Dicka Marty’ego raport nt. więzień CIA wskazuje, że takowe znajdowały się w Polsce i w Rumunii. Amerykanie wykorzystywali je nie tylko do przetrzymywania pojmanych, oskarżonych o terroryzm, ale także mieli ich także przesłuchiwać, a nawet dopuszczać się tortur. Szwajcar jest przekonany o słuszności tez, które głosi – pracował nad raportem przez 19 miesięcy – ale nie widział żadnej umowy pomiędzy rządami zainteresowanych państw. Raport oparł na rozmowach z ponad 30, głównie emerytowanymi lub nie pracującymi już w służbach specjalnych funkcjonariuszami. Jak powiedział Marty, istnienie więzień uważa za „niedopuszczalne w warunkach wolnego, demokratycznego społeczeństwa„.
„Myślenie jest ważniejsze niż wiedza, ale nie ważniejsze niż obserwacja.” – powiedział kiedyś Goethe, notabene usuwany obecnie z list lektur szkolnych. Dodał także: „Sama wiedza nie wystarczy, trzeba jeszcze umieć ją stosować.” Dwa powyższe cytaty bardzo dobrze oddają słabości raportu szwajcarskiego senatora. Nie opiera się on bowiem w swoich domysłach na żadnych dokumentach, a głównie na plotkach, pogłoskach i informacjach ze słyszenia. Trudno podejrzewać go także o obiektywizm, gdyż wielokrotnie krytykował Stany Zjednoczone za przetrzymywanie w Guantanamo podejrzanych o terroryzm, pozbawiając ich m.in. prawa do sądu i obrony. Tezy raportu są trudne do udowodnienia, a przedstawiciele oskarżonych państw kategorycznie zaprzeczają. Kolorytu tym zaprzeczeniom dodaje fakt, iż – jak jeden mąż – zaprzeczają byli rządzący (z lewicy) i obecnie rządzący (z prawicy) w naszym kraju. Oczywiście, baczny obserwator powie, że przyznanie się byłoby kardynalnym błędem strategicznym i wizerunkowym. Jednak robocza hipoteza o tym, że żadnych więzień nie było, jest do przyjęcia i na razie brak dowodów ją podważających.
Skoro więc operujemy w sferze domysłów, lepiej byłoby unikać kategorycznych stwierdzeń i niemalże ostatecznego osądu, dokonanego na Polsce i Rumunii. Wszystko byłoby w porządku, gdyby taki raport przedstawił Dick Marty jako osoba prywatna. Niestety, Marty pracował na zlecenie Rady Europy i to jej autorytetem podpiera wątpliwe tezy swego raportu. Szacowna instytucja została brutalnie wciągnięta do antyamerykańskiego frontu, który tworzy duża część europejskiej lewicy. Organizacja, której celem jest ochrona i promocja praw człowieka nie powinna być manipulowana. Tym bardziej, że jest wiele innych kwestii, którymi chociażby senator Marty mógłby się zająć, np. prawa człowieka mieszkańców Czeczenii, prawdziwy raj dla zbrodniarzy (jak Charles Taylor czy autorzy masakr na Bałkanach) w Szwecji, czy zakazy używania języka ojczystego przez rozwiedzionych rodziców dzieci ze związków z obywatelami Niemiec. Naprawdę jest się czym zająć. Można zrobić wiele dobrego, ale nie można kierować się w swoim działaniu polityką, a problemami do załatwienia.
Piotr Wołejko