Wieczorny przegląd prasy – 05.02.2007 r.

Dziennik

2 lutego były fiński prezydent Marti Athisaari przedstawił, w imieniu zarządzających prowincją od 1999 roku Narodów Zjednoczonych, plan dla Kosowa. Zamieszkane w 90% przez Albańczyków Kosowo miałoby otrzymać status quasi-niepodległego państwa: z własną flagą, hymnem, rządem, a nawet namiastką sił zbrojnych. Znajdujący się w mniejszości Serbowie otrzymaliby dużą autonomię oraz zapewnienie ochrony ich praw. Plan został odrzucony przez Belgrad, a w Prisztinie (stolicy Kosowa) przyjęto go z umiarkowanym entuzjazmem. Według kosowskich Albańczyków (zwanych Kosowarami) uzyskanie praktycznie pełnej niezależności od Serbii to pierwszy krok na drodze do faktycznej niepodległości. Droga do niej potrwałaby jednak minimum 20 lat, gdyż przez taki okres granic Kosowa strzegłyby międzynarodowe siły zbrojne złożone z żołnierzy Unii Europejskiej. Plan w tej postaci mógłby zostać przyjęty, gdyż odpowiada on Prisztinie, a Belgrad właściwie pogodził się już z utratą prowincji. Na scenę wkroczyła jednak Rosja, tradycyjny sojusznik Serbii, która chce mocno namieszać w planie Athisaariego. Zamiast uniezależnienia się całego Kosowa, Moskwa proponuje „przerysować granice” i północną część prowincji dołączyć do Serbii. „Zmiana granic w jednym punkcie wywołuje efekt domina. Nowe granice Kosowa podsyciłyby separatyzm bośniackich Serbów i Chorwatów, sprawiłyby, że żądania przerysowania granic pojawiłyby się wśród mniejszości albańskiej w Macedonii i Czarnogórze.” – pisze dzisiejszy „Dziennik„. Na to Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić. Natomiast Rosja liczy, że jeśli uda się jej przeforsować plan „przerysowania granic”, będzie mogła uczynić podobnie z Naddniestrzem, Abchazją i Osetią Płd. – quasi-państwami utrzymywanymi przy życiu wyłącznie dzięki rosyjskim pieniądzom i wojsku.

Gazeta Wyborcza

Zostajemy na Bałkanach, przenosząc się z Kosowa do Czarnogóry. Nowopowstałe państwo, o czym pisze w „GazecieAgnieszka Skieterska, ma poważne problemy z uchwaleniem konstytucji. W efekcie nadal obowiązuje konstytucja z 1992 r., która… nie uznaje języka czarnogórskiego i czarnogórskiej Cerkwi prawosławnej. Problemów z nową ustawą zasadniczą jest co nie miara i przypomina to trochę problemy, jakie z napisaniem i uchwaleniem konstytucji miała Polska po upadku komunizmu. Wszyscy kłócą się o wszystko, a niewielkie z pozoru problemy urastają do rangi istotnych symboli. A problemów jest naprawdę dużo – od kwestii ponownej unii z Serbią począwszy (co otwarcie zapowiada główna siła opozycyjna – Lista Serbska) na fladze nieuwzględniającej islamskiej tradycji państwa skończywszy. Jednak chyba najpoważniejszym problemem jest brak niezbędnej większości w 81-osobowym parlamencie, aby ustalić i przegłosować projekt konstytucji. Rządząca koalicja złożona z Demokratycznej Partii Socjalistycznej i Socjaldemokratycznej Partii Czarnogóry dysponuje tylko 41 głosami. To zdecydowanie za mało do osiągnięcia wymaganej większości 66% wszystkich posłów. Więcej o problemach Czarnogóry dowiecie się tutaj.

Kolejna wiadomość z cyklu „co zdecyduje o zwycięstwie w wyborach prezydenckich we Francji„. Jak donosi dzisiejsza „Gazeta Wyborcza„, mogą to być głosy nauczycieli. A dokładniej zmiana preferencji wyborczych tej grupy zawodowej, która zwykle karnie stawia się przy urnach i głosuje. Do tej pory nauczyciele stanowili bastion lewicy, oddając swe głosy na kandydatów Partii Komunistycznej lub Partii Socjalistycznej. O głosy nauczycieli Partia Socjalistyczna mogła być spokojna i niewielu jej liderów mogło spodziewać się kłopotów ze strony „belfrów”. Tymczasem, jak pokazał niedawny sondaż ośrodka Ifop-Cevipof, sporo głosów nauczycieli w zbliżających się wielkimi krokami wyborach prezydenckich zgarnęliby kandydaci prawicowi – liberał Francois Bayrou (30%) i przewodniczący UMP Nicolas Sarkozy (25%). Na resztę głosów mogłaby liczyć reprezentująca socjalistów Segolene Royal, jednak tak niskiego poparcia lewica dawno wśród nauczycieli nie notowała. O wielu przyczynach tego stanu rzeczy możecie przeczytać w artykule Konrada Niklewicza. Na konie najnowszy sondaż wyborczy, wg któego w drugiej turze wyborów prezydenckich Nicolas Sarkozy zyskuje wyraźną przewagę nad Royal. Kandydata prawicy popiera 54% wyborców, a na Royal swój głos gotowych jest oddać 46% wyborców. A już wkrótce nowe czynniki, które mogą wpłynąć na wynik wyborów. Kiedy już wreszcie się one odbędą, a w Pałacu Elizejskim zasiądzie nowy prezydent, będzie można o tych czynnikach napisać całkiem grubą książkę.

Rzeczpospolita

Czy Teheran przestraszył się presji ze strony opinii międzynarodowej i groźby kolejnych sankcji, czy też tylko wpuszczenie do nuklearnego ośrodka w Isfahanie zaganicznych gości jest kolejnym elementem gry, jaką ajatollahowie prowadzą ze Stanami Zjednoczonymi? Któraś z tych dwóch hipotez musi mieć w sobie dużo prawdy, gdyż tylko one w racjonalny sposób tłumaczą niespodziewane zaproszenie i wizytę w ośrodku w Isfahanie – gdzie przetwarza się „koncentrat rudy uranu na sześciofluorek uranu przeznaczony dla zakładów wzbogacania w Natanzie„, którą zagranicznym ambasadorom i dziennikarzom. „Trudno sobie wyobrazić większą przejrzystość” – przekonywał gości ambasador Iranu przy Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Ali Asghar Soltanija. „To pokazuje, że rząd Republiki Islamskiej przywiązuje wielką wagę do opinii międzynarodowej wspólnoty” -podkreślał irański dyplomata. Wszystko byłoby pięknie i mogłoby zakończyć spór wokół irańskiego programu nuklearnego happy endem w iście hollywoodzkim stylu, gdyby nie jedno poważne „ale”. Osoby, które oprowadzono po Isfahanie to nie eksperci z dziedziny energii atomowej, tylko – mówiąc kolokwialnie – amatorzy. Waszyngton raczej nie przyjmie tego „gestu dobrej woli” do wiadomości i nie zmieni on nastawienia Stanów Zjednoczonych. Jeśli jednak pokazuje dobrą wolę irańskich władz, może stanowić ważny symbol na drodze do zażegnania sporu o irański atom na drodze pokojowej.

Share Button