„Teheran uroczyście ogłosił, że wystrzelił pierwszą rakietę w kosmos. Postęp irańskich technologii wojskowych budzi niepokój na Zachodzie” – pisze dzisiejsza „Rz„. Teheran rozpoczyna „irańskie gwiezdne wojny”? Czy tylko podbija stawkę przed negocjacjami z Waszyngtonem, do których sam nawołuje? „Agresywna demonstracja siły i buńczuczne wypowiedzi Ahmadineżada zaniepokoiły nie tylko Zachód, ale również państwa islamskie. Szefowie MSZ siedmiu z nich wezwali do dyplomatycznego rozwiązania narastającego konfliktu pomiędzy Iranem i Stanami Zjednoczonymi. „Ministrowie obserwują to, co się dzieje, z głębokim zaniepokojeniem. Należy zrobić wszystko, aby nie doszło do użycia siły” – napisali w specjalnym oświadczeniu. Podpisali się pod nim szefowie dyplomacji Egiptu, Indonezji, Jordanii, Malezji, Pakistanu, Arabii Saudyjskiej, Turcji oraz sekretarz generalny Organizacji Konferencji Islamskiej (OIC).” Artykuł uzupełnia wywiad z Patrickiem Clawsonem, ekspertem z Washington Institute for Near East Policy, który mówi m.in.: „Wojna rozpocznie się, gdy zostaną spełnione dwa warunki: zawiodą środki dyplomatyczne i będziemy pewni, że Iran stanowi faktyczne zagrożenie dla świata„.
Gazeta Wyborcza
Mimo pojednawczych gestów, nie za bardzo układa się współpraca między niedawnymi sojusznikami z czasów „Pomarańczowej Rewolucji” – Wiktorem Juszczenką i Julią Tymoszenko. O pomarańczowej niemocy pisze Wacław Radziwinowicz. – „Tymoszenko oskarża premiera i jego ludzi o to, że próbując odebrać uprawnienia prezydentowi Juszczence, dążą do przewrotu państwowego i utworzenia „republiki imienia Janukowycza”, a także walczy ze wszystkim, co ukraińskie. A to, jak zapewniła była pani premier, stanowi zagrożenie dla niepodległości.” Brzmi to dość dziwnie w ustach polityka, który stanął ramię w ramię z Partią Regionów przełamując weto prezydenckie w sprawie ustawy odbierającej głowie państwa kompetencje dotyczące formowania rządu i ustalania jego składu. Między innymi z tego powodu „Żelazna Julia” musi udowodnić członkom proprezydenckiej Naszej Ukrainy, że jest osobą godną zaufania. Aby sojusz pomarańczowych liderów został „skonsumowany” muszą oni doprowadzić do przedterminowych wyborów – i o to toczy się teraz walka z rządem Janukowycza.
Dziennik
Chwieje się socjalistyczny rząd Jose Luisa Zapatero, dla którego gwoździem do politycznej trumny może być fiasko negocjacji z ETA. Zamachy w Madrycie w 2004 roku wyniosły jego partię do władzy, a zamach z końca 2006 roku może zakończyć rządy PSOE. Miękkie podejście premiera do negocjacji z ETA (baskijskimi separatystami), które nawet na kilkadziesiąt godzin przed zamachem tak chwalił, okazało się totalną klapą. Opozycja przypuściła na niego frontalny atak, krytykując za ustępstwa wobec terrorystów. Tymczasem ETA nie tylko przez ostatnie lata nie osłabła – wręcz przeciwnie, wzmocniła się i już wkrótce może dokonać kolejnych ataków. Co więcej, może się okazać, że na wolność wyjdzie winny śmierci ponad 20 osób terrorysta, gdyż od wielu tygodni prowadzi głodówkę i domaga się bezwarunkowego zwolnienia. Czy pozwolić mu na śmierć w celi – może to stworzyć z niego męczennika – czy też zwolnić i po raz kolejny okazać swą miękkość? – przed takim dylematem stoi Zapatero, którego partia zaczyna tracić poparcie. W sondażach opozycyjna Partia Ludowa Mariano Rajoya wyprzedza socjalistów o kilka procent. Premier musi teraz wykazać się sporymi umiejętnościami i pokazać, że jest silnym przywódcą – do tej pory nie miał ku temu zbyt wielu okazji.