Zdominowany przez szyitów (i Iran) rząd w Bagdadzie ma poważne problemy z odbiciem utraconych na rzecz ISIS/Państwa Islamskiego miejscowości i terytoriów. Iracka armia jest zbyt słaba i zdemoralizowana, do tego w zdecydowanej większości szyicka. Dla żołnierzy walka o odbicie z rąk ISIS terytoriów rdzennie sunnickich niekoniecznie jest warta ich życia i zdrowia. Dlatego wojsko jest wspomagane przez szyickie (w mniejszym stopniu przez sunnickie) milicje. Te z kolei są w znacznej mierze szkolone i zbrojone przez Iran. Nie dość, że taki miks wojskowo-milicyjny nie jest w stanie, na ten moment, skutecznie walczyć z bojownikami Państwa Islamskiego, to jego skrajnie szyickie oblicze bardziej szkodzi sprawie Iraku niż pomaga.
Trwająca już od wielu tygodni ofensywa, której celem jest odbicie Tikritu – rodzinnego miasta Saddama Husajna, a zarazem serca sunnickiej rebelii – nie przynosi rezultatu. Tikrit nadal stanowi punkt oporu ISIS. Co więcej, pragmatyka działania irackiej armii i sprzymierzonych z nią szyickich milicji sprawia, że sunnici prędzej staną po stronie ISIS niż zwrócą broń przeciw tej organizacji. Szyici działają bowiem w sposób zbliżony do bojowników ISIS – palą, grabią i mordują sunnitów. W ten sposób utwierdzają sunnitów, którzy jeszcze nie popierali ISIS, żeby wreszcie stanęli po którejś ze stron konfliktu. Mówiąc wprost – rząd w Bagdadzie i jego irańscy patroni postępują w sposób, który napędza tylko poparcie dla Państwa Islamskiego, swego zaprzysięgłego wroga.
Takie praktyki nie stanowią co prawda żadnego zaskoczenia dla obserwatorów wydarzeń w Syrii i Iraku. Wręcz przeciwnie – dokładnie tego należało się spodziewać. Irańczycy od lat robią to samo w Syrii. Efekty są analogiczne – ISIS stało się na tyle mocne w tym kraju, że mogło zaatakować północny i środkowy Irak.
Warto wspomnieć jeszcze o wizycie szefa irackiej dyplomacji Ibrahima Dżafariego w Syrii, gdzie spotkał się on z prezydentem Baszarem al-Assadem. Obaj panowie dyskutowali o wojnie z Państwem Islamskim, a Dżafari życzył Assadowi rychłego pokonania rebeliantów i przywrócenia pokoju w Syrii. To dość groteskowe, zważywszy na fakt, że Assad w znacznym stopniu przyczynił się do obecnego stanu rzeczy – przez lata wspierał poprzednika ISIS, Al Kaidę w Iraku, a po wybuchu rebelii w Syrii w dużej mierze pozwalał ISIS rosnąć w siłę, skupiając się na zwalczaniu o wiele słabszej umiarkowanej opozycji. ISIS wyrosło pod okiem i przy wsparciu, aktywnym i pasywnym, Assada.
Czego należy się spodziewać w Iraku? Szyicka nawałnica na rdzennie sunnickie terytoria, prowadzona pod egidą najbardziej radykalnych irańskich generałów (jak szef Sił Quds gen. Sujemani), to nic innego jak dolewanie oliwy do ognia. Ofensywa przeciwko ISIS prowadzona w tej formie przyczyni się tylko do dalszego zaognienia konfliktu i będzie kolejnym krokiem ku temu, by Irak i Syria nie wróciły do swych granic sprzed wybuchu rewolty w Syrii. Można być pewnym tego, że na rosnące zaangażowanie Iranu w zwalczanie irackich sunnitów adekwatną odpowiedź znajdą główni sunniccy rozgrywający w regionie – Arabia Saudyjska, Katar czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Do wszelkich grup działających w imieniu sunnitów, w tym do ISIS, popłyną jeszcze szersze strumienie pieniędzy i uzbrojenia, a także rekruci gotowi walczyć z szyitami.
Piotr Wołejko