Niegdysiejsza rywalizacja Brazylii z Argentyną o prymat na kontynencie południowoamerykańskim powoli odchodzi w przeszłość. Oczywiście nadal rozpala ona polityków w Buenos Aires i Brasilii, ale do dwójki odwiecznych rywali dołączył trzeci gracz – Wenezuela rządzona przez Hugo Chaveza. Uzbrojony w miliardy petrodolarów spadkobierca Fidela Castro jest gotów do objęcia przywództwa nad Ameryką Południową.
Walka Chaveza o hegemonię opiera się nie tylko na potężnych zasobach ropy oraz gazu ziemnego, ale także na antyamerykanizmie. Zadanie Chavezowi bardzo ułatwił prezydent Bush, który lekceważył najbliższe otoczenie Stanów Zjednoczonych przez większość swoich obu kadencji. Tymczasem kontynent wyraźnie zmienił swe oblicze i stał się praktycznie w 100% lewicowy. Tylko w Kolumbii, z większych państw Ameryki Płd., rządzi prawicowy prezydent. Reszta państw znajduje się pod kierownictwem lewicy, różniącej się jednak wyraźnie odcieniami. Od radykałów w Wenezueli i Boliwii, po dość pragmatyczną lewicę w Chile czy – można tak chyba powiedzieć – w Brazylii.
I właśnie o starciu pomiędzy radykalnym Chavezem a pragmatycznym prezydentem Brazylii Inacio Lulą da Silvą napisała dziś Gazeta Wyborcza. Zachęcam do lektury interesującego artykułu.
Piotr Wołejko