Usunąć Rosję z G8

Grupa G8 nie jest najważniejszą instytucją na świecie. De facto jest to coroczna formuła spotkań przywódców najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw świata, wywodząca się z połowy lat 70. W skład grupy wchodzą Stany Zjednoczone, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Japonia oraz Kanada. Oprócz wysokiego poziomu rozwoju państwa te łączy ustrój demokratyczny i przywiązanie do praw człowieka oraz wolności obywatelskich.

Rosja, dokooptowana do G7 w 1994 roku, a formalnie przyjęta do niej trzy lata później (zmiana nazwy na G8) od początku pasowała do niej jak pięść do nosa. Z biegiem lat coraz bardziej. Teraz pojawił się świetny pretekst, by – jak się okazuje – bolesną dla Moskwy obecność w G8 zakończyć. Nowy-stary prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin uznał, że ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż pokonywać ocean i spotykać się w Camp David z przywódcami Zachodu. Oficjalne uzasadnienie takiej decyzji Putina to konieczność dokończenia formowania rządu. Zabawne w takim razie, że premier tego rządu, Dmitrij Miedwiediew (do niedawna prezydent), został przez Putina oddelegowany do udziału w szczycie G8, który odbędzie się w dniach 18-19 maja.

Dla Rosji G8 traci na znaczeniu

Jakkolwiek wymówka dotycząca tworzenia rządu może być częściowo prawdziwa, ponieważ Putin musi stworzyć gabinet zdolny odpowiedzieć na coraz większe niezadowolenie społeczne i falę demonstracji, te kilka dni nie robi istotnej różnicy. Problemy wewnętrzne będą zmorą Putina przez cały czas trwania kadencji (6 lat, o ile dotrwa do końca), a rząd i jego członkowie mogą pełnić rolę zderzaków.

Jest jednak mało prawdopodobne, że Putin kierował się taką drobnostką jak formowanie gabinetu. Bardziej przemawia do mnie (i nie tylko) argument, iż prezydent Rosji wymierza policzek prezydentowi Obamie i Zachodowi. Nie od dziś wiadomo, że Putin jest negatywnie nastawiony do wspólnoty państw demokratycznych, żywi przed nią obawę (kolorowe rewolucje, obalanie przyjaznych Rosji reżimów) i zrobi wszystko, aby powstrzymać działania Zachodu. Jak przewidywałem w grudniu ub.r., reset pomiędzy Ameryką a Rosją dobiegł końca. Teraz znajdujemy ostateczne potwierdzenie tych przewidywań. W Rosji już od ponad pół roku dominują zdecydowane antyzachodnie nastroje. Sam Putin, zamiast do Camp David, planuje udać się do Mińska – chyba jasne, jakie wnioski można wyciągnąć z takiego kierunku pierwszej wizyty.

grafika

Zdjęcie ze szczytu G8 w Kanadzie w 2010 r. (źródło: Wikimedia Commons)

Putina nie interesuje G8, umiarkowanie interesuje go G20 (szczyt w Meksyku w czerwcu, planuje wziąć w nim udział), bardzo interesuje go natomiast Szanghajska Organizacja Współpracy, OUBZ oraz integracja środkowoazjatyckich republik postsowieckich (oraz Ukrainy) pod przewodnictwem Kremla. Przed wyborami Putin zapowiadał stworzenie alternatywnej wobec Unii Europejskiej organizacji na obszarze WNP – eurazjatyckiej unii gospodarczej. Tak, jak Obama koncentruje uwagę Waszyngtonu na Pacyfiku, tak Putin skupia uwagę Moskwy na Azji Środkowej. Słusznie rozumuje, że to kluczowy dla Rosji obszar świata. Rosja powinna umocnić tam swoje wpływy, ograniczyć chińską ekspansję i wyrugować Stany Zjednoczone.

Swoiste desinteressement Putina dla G8 i Zachodu ma więc uzasadnienie geopolityczne. Rosja woli rozmawiać z przyjaznymi Niemcami i Francją (być może Putin spotka się z ich przywódcami pomiędzy wizytą u Łukaszenki a wylotem do Pekinu) niż Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. Obecność Ameryki jest Rosji zbędna, co od dawna jest oficjalnym stanowiskiem Moskwy w sprawie bezpieczeństwa Europy.

Usunięcie Rosji to niewielka strata

Skoro Putin nie widzi w udziale w G8 istotnych korzyści, nie ma powodu, by Rosję zmuszać do udziału w jej spotkaniach. Przywódcy najbardziej rozwiniętych demokracji spotykali się bez udziału przedstawiciela Rosji przez blisko dwie dekady, mogą spotykać się bez niego także teraz. Natomiast nie ma żadnego powodu, by przyjmować policzek od Putina (Obama specjalnie przeniósł szczyt G8 z Chicago do Camp David, ponieważ w tym pierwszym odbywa się szczyt NATO) i zapewniać, że obecność Miedwiediewa jest wysoce pożądana. Nasza chata z kraja? Dziękujecie nam? Przyjmujemy to bez żalu.

Rosja w żadnej mierze nie przystaje do G8, ani pod względem gospodarczym, ani pod względem ustrojowym. Ba, zachodnia siódemka i Rosja to niebo a ziemia pod względem demokracji i praw człowieka. Państw dawnego G7 nie łączy z Rosją wspólnota wartości, a wspólnota interesów jest, głównie przez działania Putina, coraz bardziej ograniczona. O ile Miedwiedwiew zgodził się jeszcze na zachodnią interwencję w Libii, o tyle Putin kategorycznie wzbrania się przed jakąkolwiek formą silniejszego nacisku na Syrię. Wiadomo, że z Putinem  nie będzie ustępstw, a negocjacje będą bardzo trudne (jakby do tej pory były łatwe…).

Pożegnanie Rosji z G8 powinno odbyć się bez dyplomatycznych fajerwerków. Po prostu na kolejny szczyt nie należy wystosowywać zaproszenia dla przywódcy Federacji Rosyjskiej. Kraje Zachodu zyskają okazję do szczerej rozmowy w godnym zaufania gronie, a prezydent Putin nie będzie zmuszony szukać kolejnej wymówki. Należy pamiętać, że G8 to tylko klub dyskusyjny, a z racji wyzwań ekonomicznych ważne decyzje zapadają na szczytach G20. Tam udział Rosji jest wskazany, a przez nią samą ceniony. Są więc warunki do dialogu i współpracy. W przypadku G8 jest oczywiste, że formuła kooperacji z Rosją się wyczerpała.

Piotr Wołejko

 

PS. Pomysł, aby wyrzucić Rosję z G8 nie jest nowy. Dyskusja na ten temat odbyła się ostatnio cztery lata temu, po wojnie rosyjsko-gruzińskiej. Zachęcam do przeczytania artykułu Richarda Haassa, szefa Rady Stosunków Międzynarodowych z Waszyngtonu (wpływowego think-tanku), który bronił wówczas obecności Federacji Rosyjskiej w G8.

Share Button