Podejmowanie decyzji to chleb powszedni każdego polityka na ważnym stanowisku. Bez wątpienia najpotężniejszym przywódcą na świecie jest prezydent Stanów Zjednoczonych. Jedna decyzja podjęta w Gabinecie Owalnym może zmienić losy świata. Stąd niezwykle istotne jest, aby politycy zajmujący stanowisko prezydenta byli ludźmi trzeźwo myślącymi, mającymi dobry ogląd sytuacji oraz aby mieli zapewnione szczegółowe informacje. Czasem jednak suche fakty czy raporty nie wystarczają.
Wtedy do akcji wkraczają doradcy, specjaliści w danej dziedzinie, którzy interpretują dane i przedstawiają własny punkt widzenia – pomagają prezydentowi podjąć decyzję. Każdy polityk amerykański, który zamierza na poważnie wykonywać swój zawód jest zwykle otoczony przez doradców i ekspertów. Jeśli natomiast ktoś jest kandydatem na prezydenta, szeregi doradców pęcznieją do ogromnych rozmiarów.
Eksperci ci, w trakcie kampanii, są opłacani przez sztab kandydata. Jednak wcześniej musieli zarabiać pieniądze w inny sposób. Mało który doradca wywodzi się ze środowiska akademickiego i nie ma doświadczeń w prywatnym biznesie. Tutaj właśnie zaczyna się problem – większość specjalistów wspierających merytorycznie kandydatów to pracownicy firm marketingowych (PR-owcy, konsultanci) oraz lobbyści.
W Ameryce zinstytucjonalizowano lobbing. W Waszyngtonie aż roi się od lobbystów, których zadaniem jest wpływanie na polityków, głównie kongresmanów, i lobbowanie za konkretnymi rozwiązaniami, państwami lub firmami. Jakkolwiek kandydaci na prezydenta nie zarzekaliby się, że nie znoszą lobbystów, że są przeciwni wpływom lobbystów i że będą z nimi walczyć – nie można im do końca wierzyć.
Obecnie nie ma praktycznie szans na to, aby przeprowadzić kampanię prezydencką bez udziału lobbystów. Jeśli nie będą w sztabie, będą kręcili się wokół niego. Mogą być fundraiserami, czyli zbierać fundusze dla kandydata. John McCain, który dość ostro wypowiada się o lobbystach, jest nimi otoczony. To samo zresztą Barack Obama.
Ostatnio Daily Kos, bardzo popularny amerykański blog, uderzył w Johna McCaina wskazując, iż jeden z jego najbliższych doradców jeszcze niedawno lobbował intensywnie na rzecz Gruzji. Daily Kos grzmi, że senator z Arizony przyjmuje pozycję prezentowaną przez lobbystę – zdecydowanie antyrosyjską a progruzińską. Uderzenie dosięga także Randy’ego Scheunemanna osobiście – za to, że nie ujawnił, iż pracował dla Gruzinów.
Należy pamiętać, że stanowisko McCaina wobec Rosji jest od dłuższego czasu bardzo stanowcze i ostre. Kandydat GOP wzywa do usunięcia Rosji z grupy G8 (de facto G7 + Rosja) oraz przestrzega przed odradzającym się rosyjskim imperializmem. Trudno więc uznać progruzińskie stanowisko McCaina za zaskakujące. Scheunemann wspiera senatora od wielu miesięcy – z pewnością ma wpływ na stanowisko republikańskiego kandydata, ale, z drugiej strony, McCain dobrał sobie takich doradców, którzy odzwierciedlają jego poglądy.
Lewicowy Daily Kos nie zająknie się nawet o lobbystach w otoczeniu Baracka Obamy. A ten, także nie jest święty. O lobbystach znajdujących się bliżej bądź dalej demokratycznego kandydata można przeczytać w National Review.
Warto także zatrzymać się na chwilę przy lobbystycznym populizmie. Obama nieustannie oskarża McCaina o siedzenie w kieszeni wielkich koncernów naftowych i wskazuje, że tzw. Big Oil finansuje kampanię republikańskiego kandydata na prezydenta. Tydzień temu na stronie FactCheck opublikowano artykuł, w którym wykazano ile pieniędzy dostali obaj kandydaci od pracowników firm naftowych. Przewaga McCaina jest duża (1,3 miliona dolarów do 400 tysięcy), tymczasem to dla Obamy pracuje dwóch szefów amerykańskich firm naftowych.