Wczoraj w stolicy kraju, Mexico City, zamordowano szefa policji Edgara Eusebio Millana Gomeza (na zdjęciu). Zastrzelono go w jego własnym domu. Dostał dziewięć kul. Śmierć szefa meksykańskiej policji, trzeciego wysokiego funkcjonariusza w ciągu tygodnia, stawia pod znakiem zapytania meksykańską państwowość. Zwykle bowiem państwo jest w stanie sprawować, często za pomocą przymusu, władzę nad swoimi obywatelami. Tymczasem w Meksyku państwo nie tylko nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa obywatelom, ale nawet własnym funkcjonariuszom – i to najwyższej rangi.
Trwająca od kilkunastu miesięcy regularna wojna pomiędzy państwem a narkotykowymi gangami wkroczyła w nową fazę. Gangsterzy pokazali, że są gotowi na wszystko i nie odpuszczą. W normalnym kraju przestępcy nie porywają się na życie szefa policji. Jednak w Meksyku, jak widać, podejmują taką decyzję bez trudu i realizują ją w bezwzględny, wręcz pokazowy sposób. Czy można wątpić, że gangsterzy nie posuną się dalej – próbując zabijać ministrów a może i samego prezydenta Felipe Calderona? Przecież to prezydent zarządził twardą rozprawę z narkotykowym sobiepaństwem.
Do walki z gangami prezydent wykorzystuje wojsko oraz, uznawane za elitarne, oddziały policji federalnej. Miejscowi policjanci siedzą w większości w kieszeni przestępców, a jeśli nie, to są na tyle nieudolni albo przestraszeni, że nie można na nich polegać. W ciągu ostatnich dwóch i pół roku, według szacunków, z rąk gangów zginęło ponad sześć tysięcy osób. Niestety, ale końca przemocy nie widać. Zamordowanie Edgara Millana Gomeza jest pokazem siły, a nie ostatnią próbą przerażonych skutecznością policji gangsterów.
A gangi są potężne, gdyż popyt na kokainę w USA, która stanowi główny towar „eksportowy”, stale wzrasta. Gangi się bogacą, sprowadzają coraz lepszą i groźniejszą broń, a także opłacają i utrzymują tysiące „pracowników” – zarówno zwykłych przestępców, jak i przestępców w mundurach, czyli skorumpowanych policjantów, prokuratorów, sędziów, urzędników etc. Biznes narkotykowy generuje ok. 23 miliardów dolarów rocznie. Tymczasem rząd w Mexico City niemalże błaga Amerykanów o finansową pomoc rzędu 1,4 miliarda dolarów.
Wczoraj pisałem o przejmowaniu kontroli nad państwem libańskim przez Hezbollah. We Włoszech mafia stworzyła tak skuteczne mechanizmy i instytucje – oczywiście nieformalne – że to ona de facto rządzi południem kraju. Czy Meksykowi uda się odzyskać kontrolę nad własnym terytorium i własnymi obywatelami?
Piotr Wołejko