Choroba dopada najpierw najsłabszych, a jeśli jest śmiertelna, zabiera ich ze sobą w pierwszej kolejności. Dwie islamskie republiki – Iran i Pakistan – znajdują się na prostej drodze ku wiecznemu odpoczynkowi. Państwa te znajdują się na skraju upadku, ledwie dysząc w obliczu narastających problemów.
Strach przed reżimem irańskim może mieć wielkie oczy, ale – jak w przypadku Rosji – Iran okazuje się być kolosem (miarkując proporcje) na glinianych nogach. „Spod imperialnych ambicji i mesjanistycznych pretensji wyłania się ropiejący i dobrze znany system patronażu, korumpujący wszystkich, którzy wejdą w jego orbitę”, komentuje sytuację w Iranie świetny publicysta Asia Times ukrywający się pod pseudonimem Spengler.
Jeszcze w połowie bieżącego roku, kiedy ceny ropy szybowały w górę, aby sięgnąć poziom prawie 150 dolarów za baryłkę, Spengler pisał, iż Iran chyli się ku upadkowi. Oficjalna inflacja sięgała wówczas 25 procent, ale najpewniej była o wiele wyższa. Kraj wydawał więcej niż zarabiał, a pieniądze z ropy – głównego źródła dochodu – były na zastraszającą skalę marnowane i rozkradane. Podobno gdzieś „zapodziało się” 35 miliardów dolarów zysku z „czarnego złota”, które najpewniej trafiły do banków w Dubaju i pozostałych emiratach tworzących ZEA.
Uprzywilejowani członkowie elity rządzącej na potęgę rzucili się do inwestowania przyznanych im pieniędzy w dobra stałe, głównie nieruchomości. Kupowano nie tylko za granicą, ale także w kraju. W efekcie wywindowano ceny nieruchomości na lokalnym rynku. Niezbyt zamożni Irańczycy, a tacy stanowią zdecydowaną większość mieszkańców kraju, muszą uciekać się do przeróżnych nielegalnych dodatkowych działań, aby związać koniec z końcem. Jak pisze Spengler, niezbyt zamożni Irańczycy parają się wszystkim, od odsprzedaży benzyny po prostytucję.
Spengler twierdzi, że w samym Teheranie prostytuuje się 300 tysięcy kobiet, czyli co dziesiąta mieszkanka stolicy w wieku rozrodczym. Iranki prostytuują się także na szeroką w skalę w krajach regionu. Jeśli dodamy do tego absolutny brak pracy dla setek tysięcy młodych wykształconych ludzi, kończących co roku uniwersytety, otrzymamy smutny obraz irańskiego społeczeństwa. W obliczu dysfunkcjonalnej gospodarki ludzie podejmują się wszystkiego, aby zapewnić sobie byt, a kto tylko może opuszcza kraj i szuka szczęścia gdzie indziej. Iran traci swój kapitał – zarówno ten realny, czyli pieniądze, które wsiąkają w skorumpowany system polityczno-religijny, jak i ludzki – następuje drenaż mózgów.
W tej chwili, przy cenach ropy na poziomie 35 dolarów za baryłkę, Iranowi nie pozostało nic innego jak przejadanie rezerw finansowych, sięgających ok. 60 miliardów dolarów. Jednak pieniądze szybko się skończą, a wtedy nastąpi ostateczne załamanie. Żeby go uniknąć należałoby natychmiast zlikwidować wszelkie subsydia, zwłaszcza te na paliwo, ale oznaczałoby to polityczne samobójstwo i poważne ryzyko protestów społecznych. Wybuchu społecznego niezadowolenia nie da się jednak uniknąć, gdyż już wkrótce okaże się, że bogate w surowce energetyczne państwo jest bankrutem.
Różnorakie subsydia to poważny problem nie tylko Iranu, ale także Pakistanu. Jak celnie ujął to Spengler, prezydent Pakistanu Zardari robi to samo co prezydent Iranu Ahmadineżad, tylko że bez pieniędzy. Aby ratować sytuację i choć częściowo załatać ziejącą dziurę w budżecie Międzynarodowy Fundusz Walutowy udzielił Pakistanowi pożyczki w wysokości ponad 7,5 miliarda dolarów. Problem w tym, że potrzeba co najmniej dwa razy tyle, aby jakoś związać koniec z końcem. Inflacja wynosi ok. 25 procent, a 2/3 spośród 175 milionów Pakistańczyków żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.
Pakistan jest przy okazji rozdzierany wewnętrznymi walkami, a granica z Afganistanem płonie. Wyszkoleni w Pakistanie terroryści dokonują spektakularnych ataków w sąsiednich Indiach, prowokując Hindusów do ataku na osłabioną i chwiejącą się islamską republikę. Cywilny rząd jest słaby i bezradny, niezdolny do reform, a także ubezwłasnowolniony przez potężną armię i równie potężne służby specjalne (ISI). Tymczasem Pakistan posiada ok. 20 milionów mężczyzn w wieku wojskowym, którzy mogą chwycić za broń, jeśli ich sytuacja życiowa stanie się katastrofalna. Tym bardziej, że większość z nich nie posiada żadnego wykształcenia albo uczęszczała co najwyżej do radykalnych medres.
Sytuacja Pakistanu jest dramatyczna, o wiele poważniejsza niż opisywanego wcześniej Iranu. Podupadający proamerykański rząd może niewiele zrobić, a Waszyngton nie bardzo ma jak wspomóc swoich sojuszników. Upadek Zardariego i dalsze pogrążanie się Pakistanu w chaosie może doprowadzić nie tylko do wewnętrznych starć i walki o władzę, ale także do wojny z Indiami. Wiadomo przecież nie od dziś, że najłatwiej zrzucić winę na obcych i jednoczyć wokół siebie naród poprzez podsycanie nienawiści do sił zewnętrznych.
Koniec kleptokracji irańskiej nie powinien mieć szczególnie negatywnych konsekwencji, choć może zatrząść Bliskim Wschodem, a Irakiem w szczególności. Oby tylko Rosja nie podążyła ścieżką irańską (a może, gdyż rządzący na Kremlu czekiści także kradli na potęgę, nie reformowali i nie modernizowali gospodarki, a także w dużej mierze subsydiują społeczeństwo, np. poprzez arcyniskie ceny gazu ziemnego), gdyż wtedy stanie się przysłowiową Górną Woltą z głowicami atomowymi.
Piotr Wołejko