„Gdy sprawy idą źle, nieuchronnie – jako premier 75-milionowego narodu – zaczynasz szukać innych dróg. To właśnie ostatnio powiedziałem prezydentowi Putinowi: Weźcie nas do Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW); zróbcie to, a pożegnamy UE, na stałe” – powiedział niedawno w tureckiej telewizji turecki premier Recep Erdogan. Dodał, że „SzOW jest lepsza, znacznie potężniejsza. Pakistan chce zostać jej członkiem. Podobnie Indie. Jeśli zechcą nas w SzOW, zostaniemy członkiem tej organizacji”. Jak należy odczytywać taką deklarację?
Czym jest SzOW?
Szanghajska Organizacja Współpracy liczy sześciu członków – Chiny, Rosję, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan. Pięć państw ma status obserwatorów – Indie, Pakistan, Iran, Mongolia i Afganistan, a trzy partnerów w dialogu – Białoruś, Sri Lanka i właśnie Turcja (od grudnia 2012 r.). Organizacja zaczęła prężnie działać od 2001 roku, ale pierwsze spotkania w gronie pięciu członków założycieli (bez Uzbekistanu) zaczęły się pięć lat wcześniej. W 1996 roku przywódcy tzw. Szanghajskiej Piątki spotkali się w Szanghaju celem podpisania umowy o umocnieniu środków zaufania w kwestiach wojskowych na obszarze pogranicza. Rok później podpisano w Moskwie umowę o wzajemnej redukcji sił zbrojnych w rejonie granicy, co pozwoliło na delimitację czterech tysięcy kilometrów chińskiej granicy. Formalizacja współpracy, poprzez stworzenie organizacji, nastąpiła w czerwcu 2001 roku.
Głównym celem SzOW jest umacnianie bezpieczeństwa, w szczególności w Azji Centralnej (a więc znacznie węższy zakres działalności od UE, w ogóle trudno te dwie organizacje porównywać). Przy okazji jest to instrument ułatwiający współpracę dwóch stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ – Chin i Rosji. Oba państwa łączy wiele wspólnych interesów. Przede wszystkim sprzeciwiają się multipolarnemu układowi sił, w którym Stany Zjednoczone odgrywają rolę wiodącą. Pekin i Moskwa starają się powściągać działania Waszyngtonu, blokując posunięcia USA na forum RB ONZ. Wspólnie działają też na rzecz ograniczenia aktywności i wpływów USA w Azji Środkowej. Jednocześnie toczą twardą walkę między sobą o ten region. Chiny dość agresywnie sięgają po surowce z tego regionu, budują infrastrukturę transportową i energetyczną, udzielają pożyczek i gwarancji poszczególnym państwom. Rosja jest tym zaniepokojona. Uważa Azję Środkową za strefę swoich uprzywilejowanych interesów. Zresztą sporów między Chinami a Rosją jest więcej. Dlatego SzOW odgrywa istotną rolę, tworząc płaszczyznę dialogu.
Nic dziwnego, że kraje takie jak Iran, Indie czy Pakistan pragną uczestniczyć w pracach organizacji, nawet na zasadach pełnego członkostwa. W ich żywotnym interesie leży stabilność Azji Środkowej, a także ewentualna współpraca gospodarcza – z pominięciem państw zachodnich.
Trzecia droga Turcji
Turcja również jest zainteresowana Azją Środkową, przede wszystkim zasobami energetycznymi regionu oraz społecznościami o korzeniach turkmeńskich. Ankara chciałaby też odgrywać większą rolę w polityce globalnej. Dziś jest zawieszona między Europą (czy szerzej – Zachodem) a Azją, szukając właściwej drogi dla wzmocnienia swoich wpływów. Po rewolucjach tzw. arabskiej wiosny stała się bardziej rozpoznawalna w arabskich krajach Afryki Północnej, ale korzyści z tego są na razie ograniczone. Nastąpiło zbliżenie z USA, ale cierniem w dwustronnych relacjach są trudne stosunki z Izraelem (od incydentu z udziałem aktywistów z Navi Marmara). Coraz lepiej układają się relacje z monarchiami z Rady Współpracy Zatoki – na szczeblu politycznym (współpraca w obalaniu dyktatorów w Libii czy Syrii) i gospodarczym (zwiększenie inwestycji).
Przedłużające się negocjacje członkowskie z Unią Europejską coraz bardziej frustrują Turków (czytaj więcej na ten temat we wpisie z listopada 2012 r.). W poczekalni spędzili już kilka dekad, a rozpoczęte w 2005 roku oficjalne rozmowy zostały w większości obszarów wstrzymane. Powód? Zawsze można wyciągnąć spór z Cyprem, ale bardziej chodzi o negatywne nastawienie głównych europejskich państw – Niemiec, Francji, ale też Austrii – do tureckiego członkostwa. Poparcie dla akcesji w Turcji spada. Tylko kurdyjska mniejszość gremialnie popiera unijną perspektywę swojego kraju. Nic w tym zresztą dziwnego, ponieważ Unia gwarantuje poprawę statusu mniejszości narodowych i progres w zakresie praw człowieka i obywatela.
Po co Turcji członkostwo w SzOW?
Deklaracja gotowości porzucenia członkostwa w UE na rzecz integracji w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy może zaskakiwać – chodzi przecież o gruntowną reorientację polityki. Zagrożone jest prozachodnie oblicze Turcji, będące pewnikiem od czasów Ataturka. Turcja może przestać być przedmurzem Europy na niespokojnym Bliskim Wschodzie. Ostatnie lata pokazują zresztą, że Ankara gra coraz bardziej na siebie. Polityka zera problemów z sąsiadami, której architektem jest obecny szef MSZ Ahmet Davutoglu, pozwoliła zwiększyć wpływy polityczne i wymianę handlową. Okazała się ona jednak niekompatybilna z realiami arabskiej wiosny w Syrii. Turcja uczy się, że nie można utrzymywać dobrych relacji ze wszystkimi w nieskończoność.
Co Turcja zyska, zbliżając się do azjatyckich partnerów w SzOW? Znajdzie się bliżej Rosji i Chin, graczy o zasięgu globalnym. Otwarcie na Wschód oznacza nowe możliwości gospodarcze, w szczególności w sytuacji załamania ekonomicznego w Europie. Handel z państwami Unii stanowi ok. 40% ogółu wymiany handlowej, a odsetek ten będzie zapewne spadał. W kontekście politycznym, gra z głównymi potęgami nie będzie łatwa. Rosja i Turcja mają szereg wspólnych interesów, lecz także długi protokół rozbieżności (o relacjach obu państw więcej we wpisie z sierpnia 2009 r.). Taktyczne porozumienia są jak najbardziej możliwe, ale nic ponadto. Wystarczy wspomnieć o Górskim Karabachu, gdzie oba państwa wspierają inne strony konfliktu.
W kwestiach militarnych, nie należy przesadzać z uznawaniem SzOW za wschodnie antyNATO. Rosja ma już swoją organizację wojskową w regionie (OUBZ), a sojusz chińsko-rosyjski to dla obu państw o kilka kroków za daleko. Ewentualne poszerzenie organizacji o kolejne państwa (przypomnę: Indie, Pakistan, Iran) sprawi, że będzie ona w coraz większym stopniu eklektyczna i niezdolna do wypracowania wspólnego stanowiska. Pytanie należy więc postawić w inny sposób – czy członkostwo w NATO nie przeszkadza Turcji zbliżać się politycznie do SzOW? I czy członkowie SzOW będą chcieli bliżej współpracować z „koniem trojańskim” NATO?
Trudny wybór
Turcja stoi przed podobnym wyborem jak Rosja – patrzeć na zachód, czy na wschód? Zmierzać ku UE i USA, czy zmienić front i grać na dynamicznie rozwijające się państwa Azji i Pacyfiku? A może lepiej nadal stać pośrodku, dbając o wzrost pozycji w regionie? Na ile potencjał tej ostatniej opcji został już wykorzystany? Jednoznaczne opowiedzenie się za którymś z dwóch kierunków (bloków) będzie miał dalekosiężne konsekwencje. Z drugiej strony, decyzja o postawieniu na Europę może zostać zmieniona, a więc poważne wolty są dopuszczalne. Warto o tym pamiętać, analizując sprawy międzynarodowe.
Piotr Wołejko