Po zdecydowanym zwycięstwie w styczniowych wyborach parlamentarnych, nacjonaliści z Kuomintangu (KMT) sięgnęli także po urząd prezydenta. Kandydat KMT Ma Ying-jeou, były burmistrz stolicy Tajwanu Taipei pokonał swojego rywala z Demokratycznej Partii Progresywnej (DPP) Franka Hsieha różnicą aż 16 punktów procentowych – 58 do 42 procent.
Ma zastąpi na stanowisku prezydenta wywodzącego się z DPP Chen Shui-biana. Ciekawostką jest fakt, iż Ma przejmuje już drugi urząd po Chenie. W 1998 roku pokonał lidera DPP w wyborach na burmistrza Taipei. Urząd prezydencki powraca w ręce Kuomintangu po raz pierwszy od wprowadzenia demokratycznych wyborów na ten urząd w 2000 roku. Dotychczas dwukrotnie wybory wygrał ustępujący prezydent Chen.
Wyborcy dali zdecydowany mandat Kuomintangowi do przeprowadzenia niezbędnych zmian. Społeczeństwo jest zaniepokojone spowolnieniem gospodarczym, wzrastającym bezrobociem oraz rosnącą inflacją. Niegdysiejszy azjatycki tygrys ma dziś ewidentną zadyszkę. To właśnie gospodarka zdecydowała o wyniku wyborów. Nośne medialnie i roztrząsane w prasie światowej kwestie niepodległości wyspy, uniezależnienia się de iure od Chińskiej Republiki Ludowej, nie odegrały większej roli. Tajwańczycy nie są ponadto do końca pewni, czy chcą niepodległości. Większość opowiada się, na dziś, za utrzymaniem status quo.
Pod wodzą nacjonalistów Tajwan z pewnością zmieni pełne nieskrywanej niechęci stanowisko wobec komunistycznych Chin. Zacieśnią się związki gospodarcze, uruchomione zostaną nowe połączenia lotnicze między wyspą a kontynentem. Nie będzie jednak żadnej zmiany w kluczowej dla Pekinu sprawie – zjednoczenia ze „zbuntowaną prowincją” nie będzie. Ma odrzuca chińskie warunki i powtarza, że reintegracja może nastąpić tylko pod warunkiem demokratyzacji na kontynencie. Model Hong Kongu, promowany przez pekińskie kierownictwo, nie zachwyca ani KMT, ani samych Tajwańczyków.
W połowie stycznia pisałem o ciekawym komentarzu, który znalazłem na stronach Cato Institute. Ted Galen Carpenter twierdził w nim, że ChRL zawiodą się na powracających do władzy nacjonalistach, z którym to powrotem wiązali duże nadzieje. Zdaje się, że teza ta znajduje potwierdzenie. Prezydent-elekt zabrał głos w sprawie chińskiej pacyfikacji Tybetu, grożąc bojkotem igrzysk w Pekinie, a także wyrażając chęć spotkania z duchowym przywódcą Tybetańczyków – Dalajlamą.
Nie zanosi się więc na przełom. Polityka Taipei przybierze w sferze retorycznej bardziej łagodny wymiar. Zniknie niepodległościowa retoryka, a w jej miejsce pojawi się pragmatyzm, zwłaszcza ekonomiczny. Ameryka z pewnością odetchnęła z ulgą. Prezydent Chen wielokrotnie „wyskakiwał” przed szereg i wprawiał Waszyngton (utrzymujący z Tajwanem specjalne, choć nieoficjalne relacje od momentu uznania ChRL; de facto USA gwarantują Tajwanowi niezależność – quasi-niepodległość) w zakłopotanie. Nowy prezydent, posiadając absolutną większość w jednoizbowym Yuanie Legislacyjnym (takiej większości przez osiem lat rządów nie posiadał prezydent Chen z DPP), skupić się na gospodarce – takie są oczekiwania wyborców Ma Ying-jeou. Giełda oraz rynek finansowy zareagowały na jego zwycięstwo pozytywnie. Na Ma spoczywa ogromna odpowiedzialność – posiada wszystkie niezbędne do przeprowadzenia zmian narzędzia. Czy uda mu się przywrócić blask tajwańskiej gospodarce?
Piotr Wołejko