Szczyt UE: wszyscy wygrali?

Szczyt w Brukseli zakończył się nad ranem zawarciem kompromisu, który według słów europejskich przywódców zadowala – mniej lub bardziej – wszystkie strony. System podwójnej większości będzie obowiązywał, choć z lekkim poślizgiem; Polska na 10 lat utrzymała swoją mocną pozycję; Holendrzy wywalczyli prawo parlamentów krajowych do odrzucania w zarodku inicjatyw Komisji Europejskiej, które w mniemaniu legislatyw ingerują w ich kompetencje; Brytyjczycy dostali praktycznie wszystko co chcieli, m.in. niezobowiązujący (tylko dla nich) charakter Karty Praw Podstawowych; Francuzi zaś osłabili zapis o dążeniu UE do poszerzania wolnego rynku, wzmacniając natomiast ochronę pracowników. Zdaje się więc, że wszystkie państwa członkowskie są zadowolone i gotowe do rozpoczęcia pracy nad traktatem, które rozpoczną się na jesieni.

Sam traktat przestanie być nazywany „eurokonstytucją” i będzie zwyczajnym traktatem, jak wszystkie dotychczasowe. Znikną symbole Unii jako państwa – „Oda do radości” nie zostanie uznana za hymn UE, a niebieska flaga z dwunastoma gwiazdami nie będzie oficjalną flagą Unii. Jest to sukces wszystkich tych, którzy nie życzyli sobie widzieć Unii Europejskiej jako swoistego parapaństwa. Nie powstanie stanowisko unijnego ministra spraw zagranicznych, ale – czemu sprzeciwiali się Brytyjczycy – urząd wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zostanie wzmocniony, a osoba piastująca tą funkcję będzie przewodniczyć posiedzeniom unijnych szefów dyplomacji. Co więcej, wysoki przedstawiciel z urzędu będzie wiceszefem Komisji Europejskiej. Powstanie natomiast urząd prezydenta Unii, powoływanego na 2,5 letnią kadencję – z możliwością reelekcji. Zadaniem prezydenta będzie przewodniczenie posiedzeniom Rady Europejskiej i wspomaganie państwa aktualnie sprawującego prezydencję.

O kompromis było trudno i do końca wydawało się, że nie uda się go zawrzeć. Dlatego słowa Angeli Merkel, podsumowujące szczyt, wydają się znaczące: „To [zawarcie kompromisu] pokazuje, że Europa się w końcu zjednoczyła.” Niemiecka kanclerz dodała też, że „udało się osiągnąć to, co chcieliśmy„. Zdaniem prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, który odegrał istotną rolę na brukselskim szczycie, kluczowe znaczenie miał kompromis z Polską. „Nie chcieliśmy pozwolić, aby największy kraj Europy Wschodniej pozostał z tyłu” – powiedział Sarkozy odnosząc się do propozycji Angeli Merkel, która w pewnym momencie rozgłaszała ideę rozpoczęcia konferencji międzyrządowej bez udziału Polski. Prezydent Lech Kaczyński był bardzo zadowolony z podjętych ustaleń i na konferencji prasowej stwierdził, iż po dniu dzisiejszym „Polska jest w stanie lepiej współpracować z Francją, Wielką Brytanią, a także z Niemcami, ponieważ doświadczyliśmy solidarności [z ich strony]”.

Na reperkusje i efekty zakończonego spotkania przywódców państw członkowskich Unii Europejskiej przyjdzie nam poczekać minimum kilka miesięcy. Niektóre media ostro krytykują postawę Polski, która czasem używała retoryki „niezbyt wysokich lotów”, inne chwalą nas za twardość w negocjacjach i zdolność do zawarcia kompromisu w ostatniej chwili. Szczyt pozostawia po sobie mieszane uczucia. Niby kompromis jest, do tego nawet w miarę sensowny, ale pozostaje pewien niesmak. I sam nie wiem, czy bardziej z powodu retoryki, czy pewnej idei osiągnięcia kompromisu za wszelką cenę, forsowanej przez niektórych europejskich liderów oraz znaczną część mediów. Ze swej natury, kompromis nie może być zawierany pod groźbą, nawet pod groźbą czasu. Dla mnie nawet ważniejsze jest jednak to, o czym wspomina chociażby The Guardian czy Financial Times, mianowicie wprowadzona z inicjatywy Francji zwiększona ochrona praw pracowników i ograniczenie roli wolnego rynku, który przestaje być jednym z głównych celów Unii. A to przecież socjalizm jest jedną z głównych przyczyn trawiącego UE oraz jej kraje członkowskie kryzysu. Tymczasem zamiast stawiać na wolnorynkowe rozwiązania i reformować krytycznie chore „welfare state”, Nicolas Sarkozy proponuje protekcjonizm i nowe ograniczenia. Nie wróży to dobrze Unii w dalszej perspektywie czasowej. Na razie jednak wszyscy żyją zakończonym szczytem i nikt tak daleko nie sięga. Próbował sięgać przyszły premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, ale bez rezultatu. Czy jest przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Piotr Wołejko

Cytaty: International Herald Tribune

Share Button