Zdjęcia potrafią przemówić do człowieka bardziej niż jakiekolwiek słowa. Tak właśnie stało się z fotografią przedstawiającą poddające się, trzymające ręce w górze kilkuletnie dziecko w jednym z obozów dla syryjskich uchodźców. Sfotografowana dziewczynka bała się, że aparat to broń i chciała się poddać, by ratować życie. Szokujące.
Po raz kolejny do świadomości ludzi na całym świecie dotarło to, że w Syrii trwa brutalna wojna domowa, w której wszystkie strony mają wiele na sumieniu. Ponad 200 tysięcy zabitych i, jak szacują niektórzy, nawet 12 milionów uchodźców (w większości wewnętrznych). Wszystko to jest efektem czterech lat rebelii przeciwko dyktaturze Baszara al-Assada i późniejszego ciągu zdarzeń, który przekształcił bunt w wojnę wszystkich ze wszystkimi. Za ten ciąg zdarzeń w znacznym stopniu odpowiada Baszar al-Assad, który bez wahania używał wojska oraz wiernych mu bojówek do przepędzania i mordowania własnych współobywateli. Także tych lojalnych wobec niego, nawet wywodzących się z jego religijnego matecznika – alawitów. Wszystko po to, by zastraszyć i stłamsić ludzi, zmusić ich do podległości, większej lojalności.
Assad jest również współkonstruktorem ISIS/Państwa Islamskiego. Wspierał poprzednika tej organizacji – Al Kaidę w Iraku. Wspierał (i wspiera) też ISIS swoimi zaniechaniami i działaniami. W swojej walce z rebeliantami skupia się na wszystkich poza ISIS, atakując radykałów w ostatniej kolejności i bez specjalnej determinacji. Wszystko to ma jednak swój głęboko uzasadniony cel – Assad od początku rebelii przedstawia się jako ofiara radykalnych islamistów i przekonuje, że prowadzi walkę z terrorystami. ISIS doskonale wpisuje się w jego strategię – kto nie będzie sprzeciwiał się bojownikom obcinającym głowy pojmanym do niewoli czy po prostu porwanym ludziom? Kto nie będzie czuł obrzydzenia do bojowników, którzy palą żywcem zamkniętego w klatce więźnia? Dlatego Assad walczy ze wszystkimi, głównie z umiarkowaną opozycją, a ISIS znajduje się na końcu listy jego celów.
I tutaj drugi szok – w połowie marca sekretarz stanu USA John Kerry wyraził gotowość do prowadzenia negocjacji z Baszarem al-Assadem w celu znalezienia rozwiązania dla trwającego cztery lata konfliktu. Głównym celem jest oczywiście powstrzymanie ISIS/Państwa Islamskiego. To z kolei idealnie wpisuje się w strategię Assada, który od początku dąży do nakłonienia Stanów Zjednoczonych do negocjacji. Assad chce odegrać w nich główną, oscarową rolę. Nie pierwszy już raz przedstawi się jako wróg terrorystów, a zarazem ich ofiara. Jednocześnie powie, że jest gotów zwalczać ich do ostatniej kropli krwi, byle tylko przestać już wspierać tą cholerną syryjską opozycję. I porzucić mrzonki, że on – Assad – ma odejść. W końcu to on i tylko on jest gwarantem stabilności i bezpieczeństwa w regionie.
Jeśli Stany Zjednoczone zamierzają z Assadem negocjować, czemu wkrótce po ujawnieniu informacji o woli do prowadzenia rozmów sekretarz Kerry zaprzeczał, będzie to więcej niż zbrodnia. Będzie to błąd. Bardzo kosztowny błąd. Assad nie tylko postara się wymusić na Amerykanach przyjęcie pozycji bliższej klęczącej, niż obecnie (a nogi zdają się pod Kerrym i Obamą uginać), lecz po prostu wygra w sytuacji, gdy jeszcze niedawno leżał na deskach i był liczony. Pal licho Assada – jeśli on zostanie, terroryści w regionie też zyskają. W końcu Assad, podobnie jak wcześniej jego ojciec Hafez, wspiera terroryzm na wiele sposobów.
Rozwiązanie konfliktu w Syrii zajmie bardzo dużo czasu, wymaga także spełnienia wielu warunków. Podstawowym jest odejście Assada i likwidacja jego reżimu. Każdy scenariusz, w którym Assad zostaje jest równoznaczny z tym, że terroryści, w tym ci z ISIS, będą mieli się dobrze. A do tego właśnie Stany Zjednoczone, Zachód i wiele państw na całym świecie nie chce dopuścić.
Piotr Wołejko