Rzeczpospolita
Marnie wyglądają doniesienia z zagranicy w dzisiejszej prasie, dlatego przegląd będzie krótszy niż zwykle. Na początek wieści z popularnego ostatnio Turkmenistanu. Zaginął jeden z liderów miejscowej opozycji, który chciał wystartować w zaplanowanych na 11 lutego wyborach prezydenckich. Poinformował o tym lider Zjednoczonej Demokratycznej Opozycji Turkmenistanu Awdi Kulijew. Wg niego za zniknięciem Nurberdy Nurmamedowa stoją turkmeńskie służby specjalne – a jak pisałem wcześniej, znajdują się one pod kontrolą Akmurada Redżepowa, byłego szefa ochrony Turkmenbaszy i jednego z faworytów wyścigu po prezydenturę. Komentarz do wydarzeń w Turkmenistanie jest tylko jeden: dzieje się to, czego można się było spodziewać.
Gazeta Wyborcza
Tymczasem ładnie „spina się” dzisiejszy przegląd, gdyż zostajemy w temacie talibów, tyle że nie tych afgańskich, ale somalijskich. Zbierają oni cięgi w starciach z regularną armią Etiopii oraz uzbrojonymi przez Addis Abebę watażkami, których wcześniej przepędzili gdzie pieprz rośnie. Premier Meles Zenawi wciąż waha się, czy jego wojska mają zdobywać stolicę Somalii – Mogadiszu – czy zlikwidować tylko siły talibów, ale stolicę ominąć. Do tego pierwszego rozwiązania skłanią Etiopczyków Amerykanie, którzy liczą na wyłapanie kilku terrorystów, którzy znaleźli w Somalii schronienie. Są to m.in. bojownicy odpowiedzialni za zamachy na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii w sierpniu 1998 roku. Jak donosi Washington Post, Etiopia udała się na wojnę z talibami z Unii Trybunałów Islamskich za „wiedzą i zgodą” Waszyngtonu. Pojawiają się także pogłoski o tym, że amerykańscy żołnierze wezmą udział w walkach w Mogadiszu – będą poszukiwać tam ukrywających się terrorystów. Etiopia musi się jednak „streszczać” w Somalii, gdyż coraz silniejszą presję – aby natychmiast się wycofała – wywierają na nią zarówno państwa, jak i organizacje, m.in. Francja, Niemcy, Liga Państw Arabskich, Organizacja Konferencji Muzułmańskich, a ostatnio nawet mająca siedzibę w Addis Abebie Unia Afrykańska (co zaskakujące, kilka dni wcześniej uznała interwencję za w pełni uzasadnioną). Premier Zenawi zapewnia, że do rozprawienia się z talibami wystarczy maksymalnie kilka tygodni, po których Etiopia się wycofa. Czy aby na pewno?
Dziennik
Trzy krótkie informacje z Dziennika pozwolą dobrnąć do końca przeglądu prasy. Pierwsza dotyczy żądań brytyjskiego generała Richarda Shireffa, dowódcy wielonarodowej dwyizji południe – wschód w Iraku, który domaga się lepszego sprzętu, szkoleń i infrastruktury. Wg niego na armię żałuje się pieniędzy, a efektem jest jej zacofanie i nieprzygotowanie do prowadzonych przez nią operacji. Nie chcąc popełnić politycznego samobójstwa gen. Shireff nie skierował krytyki pod adresem konkretnego gabinetu, ale stwierdził, że niedofinansowanie armii to ogólna tendencja. Trudno jednak nie odebrać tego jako uderzenia w rząd Partii Pracy i w Tony’ego Blaira, który sprawuje władzę przez ostatnie 10 lat. Warto przypomnieć też, że podobne głosy dochodziły kilka miesięcy temu z Afganistanu, gdzie dowódcy i zwykli żołnierze także skarżyli się na sprzęt i dziwne oszczędności. Mówili o konieczności „żebrania” naboi od Kanadyjczyków oraz chwalili powietrzne wsparcie udzielane im podczas walki przez Amerykanów, gdyż nie mogli liczyć na pomoc własnych jednostek. A propos Afganistanu, to na dość ekstrawagancki pomysł powstrzymania napływu talibów do tego kraju wpadły władze Pakistanu, które chcą… zaminować liczącą 2,6 tys. kilometrów granicę z Afganistanem – granicę na nie do końca uznawanej przez Kabul linii Duranda. Prezydent Hamid Karzaj skrytykował ten pomysł jako absurdalny i wezwał Islamabad do rozprawienia się z działającymi na granicy jego kraju fundamentalistów. Wcześniej Karzaj mówił nawet, że Pakistan wspiera talibów a walka z terroryzmem w wykonaniu Pakistanu to czcze gadanie.