Dziennik
„Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych.” – taką filozofią kieruje się wg wielu Brytyjczyków premier Tony Blair, który transformuje swój kraj na wzór państwa kontrolowanego przez Wielkiego Brata z „Roku 1984” (skąd pochodzi otwierający przegląd cytat) Georga Orwella. Nowe plany premiera zakładają połączenie baz danych różnych urzędów w jedną ogromną bazę, dzięki której – wg Blaira – obywatele będą mieli ułatwione życie poprzez usprawnienie działań administracji. Krytycy ripostują, że pozwoli to dzielić obywateli na lepszych i gorszych, a także spowoduje, że w jednolitej bazie danych będzie mogło dochodzić do różnorakich manipulacji, a także będzie ona narażona na ataki hakerów. Opozycja wobec pomysłu Blaira jest ogromna, a jego przeciwnicy wskazują chociażby na fakt, że w Wielkiej Brytanii podlegają nadzorowi największej na świecie ilości kamer monitoringowych. Oburzenie wywołała też wcześniejsza zapowiedź wprowadzenia dowodów osobistych. Grupy broniące praw człowieka protestują i alarmują, że Wielka Brytania zmienia się w „orwellowskiego” Wielkiego Brata – państwo chce w coraz większym zakresie kontrolować swoich obywateli. Dobrze, że na razie nie wprowadza się państwa totalitarnego w sferze psychologicznej, tzn. „dwójmyślenia”. Jakkolwiek plany Blaira są kontrowersyjne, warto pamiętać, że tylko dzięki kamerom udało się szybko zatrzymać terrorystów, którzy w lipcu 2005 dokonali nieudanych zamachów bombowych w Londynie.
Krótko o nowej irackiej strategii administracji prezydenta Busha. Nie podoba się ona samym Irakijczykom, i to tym z samych szczytów władzy. Są oni bowiem powiązani z terroryzującymi stolicę i dużą część kraju milicjami religijnymi, a niektórzy wprost zależą od poparcia bojówek i ich przywódców. Jak można skutecznie walczyć z Armią Mahdiego Muktady as-Sadra, jeśli od tego kleryka zależy istnienie rządu Nuriego al-Malikiego? Farsa będzie trwać, dopóki nie uda się milicji rozbić i rozbroić. Nie wiadomo jednak, czy chcą tego sami Irakijczycy – a bez ich wsparcia wysłanie 20 tys. dodatkowych żołnierzy amerykańskich do Bagdadu nie ma większego sensu.
Być może kenijskiej policji udało się aresztować radykalnego przywódcę Unii Trybunałów Islamskich szejka Hassana Dahira Aweysa lub innego ważnego przywódcę ruchu islamistów pobitych w Somalii przez wojska etiopskie. Jest to wynik współpracy Kenijczyków z Amerykanami, którzy pomagają ścigać radykałów podejrzewanych o związki z Al-Kaidą. Amerykańskie lotnictwo dokonuje bombardowań miejsc, w których znajdować mają się inni podejrzani o terroryzm islamiści.
Warto przeczytać także wywiad, którego prezydent Bush udzielił stacji CBS, a który publikuje dzisiejszy Dziennik. George W. Bush przyznaje się do popełnienia błędów w kwestii irackiej, a także broni swojej nowej strategii.
Rusza walka o Biały Dom. Choć wybory odbędą się dopiero w listopadzie 2008 roku, główni kandydaci w wyścigu po nominacje partyjne startują z kampanią. Na razie muszą przekonać zwolenników swoich partii i zdobyć wystarczające poparcie, aby zwyciężyć w styczniowych (w 2008 roku) prawyborach partyjnych. Na czele peletonu znajdują się dwa duety – Republikanie John McCain i Rudy Giulani oraz Demokraci Hillary Clinton i Barack Obama. Przynajmniej tak typują media i niektórzy eksperci, gdyż kandydatura tego ostatniego byłaby czymś niebywałym nawet jak na warunki amerykański. Obama jest bowiem senatorem od niedawna, a jego doświadczenie w polityce zagranicznej jest jeszcze mniejsze niż w sprawach wewnętrznych. Jest jednak młody, przystojny, wysportowany i „na luzie” – wielu porównuje go do Johna F. Kennedy’ego. Czy to wystarczy, w obliczu jego wątłych kompetencji, do zwycięstwa nad doświadczonymi rywalami? Mocno w to wątpię. Innych kandydatów jest całe multum i na pewno będziemy świadkami niezwykle interesującej batalii o to, kto zwycięży w prawyborach obu partii. Spekulacje o tym, kto może być czarnym koniem a także rzeczowa debata powinny zająć naszą uwagę.
List ministra spraw zagranicznych Hiszpanii oraz wicepremiera i ministra spraw zagranicznych i ds. imigracji Wielkiego Księstwa Luksemburga – Miguela Angela Moratinosa i Jeana Asselborna – publikuje dzisiejsza „Gazeta„. Ministrowie piszą w nim, że traktat konstytucyjny jest dobry i potrzebny, a idee w nim zawarte są skierowane do Europejczyków. Co więcej, że spełniają ich postulaty. Oprócz wielu (co charakterystyczne) okrągłych słów i pięknych haseł nie mogę dopatrzeć się w liście niczego ciekawego. Bo nie można uznać za interesujące faktu wyliczenia zawartych w traktacie postulatów. Myślą przewodnią listu jest to, że traktat jest instrumentem niezbędnym do usprawnienia Unii i że dzięki niemu uda nam się osiągnąć wiele szczytnych celów. Szkoda tylko, że w liście brak refleksji nad przyczynami odrzucenia eurokonstytucji w referendach we Francji i w Holandii. Obaj ministrowie wyrażają niemal bezkrytyczne poparcie dla tekstu traktatu, który został poddany miażdżącej krytyce – a jego długość nie była tutaj najistotniejszym argumentem. Warto jednak zapoznać się z poglądami decydentów, ale bardziej dla umocnienia przekonania, że zwolennicy traktatu nie mają nam wiele do zaoferowania w kwestii jego zmian.
Kilka słów o Estonii, jednym z mniejszych państw Unii Europejskiej – które jest ewenementem na skalę nie tylko Unii, ale i całego świata. Imponująca szybkość wzrostu gospodarczego (w granicach 9-10%) to dla Europejczyków niedoścignione marzenie – ale w świecie niektóre kraje także rozwijają się tak szybko (Chiny) lub nawet szybciej (odbudowujące się po latach chaosu i wojen państwa afrykańskie). Co naprawdę wyróżnia Estończyków w świecie to postawienie na Internet i informatyzacja kraju. O szczegółach przeczytacie w arcyciekawym artykule Katarzyny Zuchnik, do czego gorąco zachęcam. Nie tylko Irlandia rozwija się bardzo szybko, to pierwsze istotne spostrzeżenie. A drugie, że bez postawienia na rozwój nowych technologii nie ma szans na utrzymanie trwałego wysokiego wzrostu gospodarczego. I trzeci, że jeśli dodać do tego podatek liniowy (jak jest w Estonii), to gospodarka zyskuje niezmiernie ważne bodźce do rozwoju. Eurosocjalistyczna i eurosklerotyczna część Unii Europejskiej (w tym i Polska) powinny wreszcie to dojrzeć i zacząć korzystać ze sprawdzonych wzorców. Pozwoli to też realizować cele Strategii Lizbońskiej (ktoś jeszcze pamięta o tym dokumencie i jego założeniach?!) i wyrównywać przepaść dzielącą Europę od USA.
Kontynuując będący ostatnio na topie temat rozpadu Wielkiej Brytanii zachęcam do zapoznania się z artykułem „Dokąd zmierza Wielka Brytania” z dzisiejszej „Rzeczpospolitej”. Tekst w dużo spokojniejszym i mniej alarmistycznym tonie informuje o całej sytuacji, a także przypomina, że dziś mija 300 lat od podpisania traktatu o unii między Anglią a Szkocją. Konkluzja artykułu jest następująca: SNP jest za słabe, żeby rządzić samodzielnie; winni nastrojów nacjonalistycznych są labourzyści i Tony Blair (w tym zmęczenie rządami Blaira i Partii Pracy); SNP wcale nie chce przeprowadzać natychmiast referendum niepodległościowego, gdyż rachunek ekonomiczny jest dla niepodległej Szkocji zabójczy. Tym samym mam nadzieję kończymy ten temat, a Wielka Brytania będzie żyła długo i szczęśliwie.