W ostatniej „Europie”, weekendowym dodatku do Dziennika, znalazłem niezwykle interesujący wywiad z Robertem Kaganem, amerykańskim politologiem i publicystą. Aż dziw bierze, że o takich rozmowach może być zupełnie cicho w mediach, podczas gdy ekscytują się one tym, kto kogo bardziej obraził w trakcie Rady Gabinetowej, kto komu przerywał etc.
Tymczasem wywiad z Kaganem to prawdziwa kopalnia wiedzy, z której postanowiłem zaczerpnąć pewne fragmenty na własne potrzeby. Robert Kagan mówi: Europa usiłuje przekształcić się w to, co Robert Cooper nazwał potęgą XXI wieku. Czyli uwolnić się od tradycyjnego pojmowania siły, tradycyjnego pojmowania geopolityki. Minimalizować znaczenie środków militarnych i opierać się przede wszystkim na prawie międzynarodowym. Europa chce być postnowoczesną jednostką polityczną XXI wieku. A jednocześnie – wbrew wszelkim oczekiwaniom – znalazła się obok XIX-wiecznej potęgi, jaką jest Rosja. I nie ma na razie żadnych predyspozycji, by sobie z tym poradzić. Nie mówię tylko o kwestiach militarnych – bo jest całkowicie jasne, że Europa nie ma tu żadnych szans. Ale nawet w kwestiach, w których miała być dobra, wcale nie jest dobra. Weźmy problem energetyczny. Rosja jest tutaj wielkim aktorem zdolnym do używania energii strategicznie, geopolitycznie i ekonomicznie. Europa nie ma żadnej możliwości, by odpowiedzieć w podobny sposób.
Kagan kontynuuje: Gdy rozmawia pan z europejskimi oficjelami prywatnie, po godzinach, i mówi im pan, że powinni być bardziej stanowczy w relacjach z Rosją w Gruzji czy Kosowie, odpowiedź zawsze brzmi tak samo: „Ale my nic nie możemy zrobić. Potrzebujemy rosyjskiej ropy i gazu„. Prawda jest taka, że Europa jest absolutnie niezdolna do udzielenia jakiejkolwiek nauczki Rosji. Komisarz Unii Europejskiej ds. handlu Peter Mandelson powiedział to nawet publicznie: „Żaden kraj na świecie nie obnaża ekonomicznych słabości Europy w tym samym stopniu, co Rosja„. Krótko mówiąc, Unia wie, że ma problem. Ale jednocześnie nie wie, co z tym problemem zrobić. Dlatego za każdym razem, gdy Rosja naciska na Estonię czy Polskę i jeden z tych krajów pyta: „Europo, czy mnie obronisz?”, Europa odpowiada: „Przestańcie stwarzać problemy!”.
Jaka jest zdaniem Kagana Europa w XXI wieku? Jest potęgą ekonomiczną, a jednocześnie nie potrafi nie tylko swojej siły wykorzystać, ale – co gorsze – nie zdaje sobie sprawy z własnej siły. Politycznie i militarnie jest natomiast karłem, który musi uciekać pod parasol ochronny Stanów Zjednoczonych. W konfrontacji z Rosją, która – co celnie zauważa amerykański politolog – jest potęgą jakby wyjętą z wieku XIX Europa jest zupełnie bez szans. Potęgi te wyznają inne wartości, kierują się innymi celami, stosują skrajnie różne metody. Ich podejście do świata różni się diametralnie. To, co dla Europy jest oczywistością, dla Rosji stanowi bluźnierstwo – m.in. prawo do tzw. interwencji humanitarnej.
Kagan nie mówi tylko o Europie i Rosji. Porusza także kwestię mocarstwowości Chin. Jego zdaniem, im Chiny są silniejsze, tym silniej w regionie narastają przed nimi obawy. Siła Chin wprost proporcjonalnie przekłada się na nieufność sąsiadów wobec Pekinu. Wzrost chińskiej potęgi powoduje zwrócenie się regionalnych graczy w kierunku Stanów Zjednoczonych – jedynego supermocarstwa i gwaranta ładu światowego – oraz ku sobie. Kagan podaje tu przykład wspólnych manewrów sił morskich USA, Japonii, Australii, Indii oraz Singapuru we wrześniu 2007 roku w Zatoce Bengalskiej. Chiny postrzegały te manewry jako manifestację siły skierowaną przeciwko nim. I moim zdaniem wcale się nie myliły. Tak więc wbrew temu, co mówili politolodzy, na świecie wcale nie widzimy prób równoważenia amerykańskiej potęgi. Jak na razie widzimy próby równoważenia innych potęg. Kagan kategorycznie odrzuca bowiem twierdzenia o słabości Ameryki, zmniejszaniu się jej roli w świecie oraz o korzyściach płynących ze świata multibiegunowego.
Nie da się bowiem ukryć, że świat multipolarny wcale nie będzie lepszy od unipolarnego, z którym mamy do czynienia obecnie. Wszyscy zdają się zapominać o tym, iż przełamanie dominacji USA spowoduje gwałtowne przesunięcia na scenie międzynarodowej. Nie będzie tak, żedo gry powróci tzw. koncert mocarstw, a wszystko pozostanie po staremu. Jeśli Ameryka utraci dominację nad światowym biegiem wydarzeń, a pozycja lokalnych ośrodków – Moskwy, Pekinu, Dehli – wzrośnie, w naturalny sposób ośrodki te zaczną kształtować ład międzynarodowy w kierunku dla nich korzystnym. Wyczekiwana przez wielu erozja unipolarnego świata, przejawiającego się w istnieniu jednego supermocarstwa, nie jest zjawiskiem korzystnym. Straty przeważają nad zyskami.
Na koniec wywiadu Kagan wskazuje także na fakt, którego niektórzy nie chcą przyjąć do wiadomości – niezależnie od tego, kto zastąpi Busha w Białym Domu, polityka amerykańska się nie zmieni. Moim zdaniem są dwie rzeczy, które stanowią o ciągłości amerykańskiej polityki – i jeżeli ta polityka ma ulec zmianie, przynajmniej jeden z tych elementów należałoby wyeliminować. Pierwszy to przekonanie, że Ameryka może używać siły w odniesieniu do innych narodów. Drugi to przekonanie, że Ameryka powinna odgrywać specjalną rolę w świecie. I żaden z kandydatów nie mówi, że nie będziemy używać siły ani że nie będziemy urządzać świata na nasze podobieństwo. To jest trwała postawa Ameryki przynajmniej od II wojny światowej.
Piotr Wołejko