W 2006 roku Europa importowała prawie 291 milionów ton ropy oraz 130 miliardów metrów sześciennych gazu z Rosji (przy 330 miliardach importowanego gazu w ogóle). Do 2015 roku Europa będzie potrzebowała dodatkowych 200 miliardów metrów sześciennych gazu. Natomiast do 2030 roku produkcja własna ropy i gazu przez państwa europejskie spadnie odpowiednio o 73 i 59 procent. Według prognoz, Europa w 2030 roku będzie importować nawet 94 procent ogółu niezbędnej ropy naftowej oraz do 84 procent potrzebnego gazu.
Większość zapotrzebowania zaspokoi zapewne Rosja. Nie tylko ze względów geograficznych, czy ekonomicznych. Rosyjskie surowce są względnie tanie, a drogi przesyłu surowców są intensywnie rozbudowywane. Niczym żelazne kleszcze sowieckich dywizji pancernych zamykających w okrążeniu niemiecką stolicę podczas II wojny światowej, nad Europą zamykają się kleszcze dwóch gazociągów – Nord Stream oraz South Stream. Pierwszy ma połączyć ogromne złoże Jużno-Ruskoje z Niemcami, a drugi połączyć Rosję z Bułgarią, a następnie Włochami lub Austrią (przez Węgry). W sumie zapewnią one ok. 80-85 miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie.
Nawet mimo zapewnień ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergieja Ławrowa, według którego Rosja nie będzie wywierać presji na inne państwa ze względu na ich zależność energetyczną od Moskwy, należy stwierdzić, iż potencjalne wpływy Rosji na Europę będą ogromne. Dostrzega to Ariel Cohen, ekspert ds. rosyjskich w Heritage Foundation: „Jeśli obecne trendy będą kontynuowane, Kreml wykorzysta swój monopol energetyczny w celu wpłynięcia na politykę zagraniczną i bezpieczeństwa w Europie, aby zaszkodzić relacjom transatlantyckim.” Cohen dodaje: „Kreml wykorzysta zależność Europy od dostaw surowców, aby promować swoją, w większości antyamerykańską, agendę polityki zagranicznej. To w zdecydowany sposób ograniczy pole manewru europejskich sojuszników Stanów zjednoczonych – stawiając ich przed dylematem: albo stabilne dostawy surowców w rozsądnej cenie, albo wzięcie strony USA w niektórych kluczowych sprawach.”
Rok 2008 będzie bardzo istotny z punktu widzenia starcia interesów Federacji Rosyjskiej i Unii Europejskiej. Rozegra się walka o wpływy w Iranie – jedynym państwie świata, które mogłoby zaspokoić europejskie zapotrzebowanie na surowce. W walce tej Moskwa stoi jednak na uprzywilejowanej pozycji, a zakończenie budowy elektrowni atomowej w Bushehr będzie końcową fazą pierwszego etapu bliskiej współpracy irańsko-rosyjskiej.
Głównym celem Rosji jest zawarcie energetycznego sojuszu z Teheranem, a także wprowadzenie rosyjskich państwowych gigantów – głównie Gazpromu – do Iranu. Kontrolując ok. 20 procent rezerw ropy naftowej oraz prawie połowę złóż gazu, Iran i Rosja w sposób naturalny są dla siebie sojusznikami we wspólnej sprawie – kontroli nad cenami. Deszcz petrodolarów ratuje ich budżety i pozwala na dynamiczny wzrost gospodarczy, gdyż pozostałe sektory przemysłu oraz usługi znajdują się w powijakach. Rosjanom bardzo zależy na intensywnej współpracy z Irańczykami, zwłaszcza w celu uniknięcia możliwej konkurencji. Oba państwa, w wizjach rosyjskich planistów, mają zgodnie współpracować i się uzupełniać.
Niestety dla Europy, Rosja stoi na dużo lepszej pozycji. Kluczowe kraje unijne – Wielka Brytania, Niemcy i Francja – stanęły po stronie Stanów Zjednoczonych w sporze o program atomowy, i niewiele wskazuje na to, aby złe wrażenie i złe emocje, które powstały w wyniku tego zaaganżowania, mogły szybko pójść w zapomnienie. Tym bardziej, że interesy Moskwy i Teheranu są z grubsza zgodne, a pewne różnice – jak np. kwestia demarkacji Morza Kaspijskiego – mogą zostać rozwiązane później, nie blokując postępu w innych dziedzinach.
Więcej o rosyjskiej rozgrywce o kontrolę nad surowcami, a przez nie nad Europą, w arcyciekawym artykule długoletniego indyjskiego dyplomaty M K Bhadrakumara, który opublikował dziennik Asian Times.
Piotr Wołejko