Przeczołganie Gruzji i oderwanie od Tbilisi Abchazji i Osetii Południowej mogą być ostatnimi „sukcesami” Rosji w najbliższym czasie. Kryzys finansowy uderzył w Moskwę niczym Lennox Lewis w Andrzeja Gołotę, wysyłając ją na deski tak samo, jak Amerykanin posłał polskiego pięściarza, wiecznego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej.
Rosja także pretendowała do takiej roli, a przynajmniej do roli współmistrza, czyli pozycji równej Stanom Zjednoczonym Ameryki. W multipolarnym świecie Moskwa miała być równorzędnym partnerem dla Waszyngtonu czy Pekinu i tak też się zachowywała. Dla jednych panoszyła się w swoim najbliższym sąsiedztwie, umacniając swoje wpływy w krajach takich jak Kazachstan czy Uzbekistan, z drugiej strony zaś próbowała przywołać do porządku państwa wyrywające się spod kurateli Wielkiego Brata, jak Gruzja czy Mołdowa. Dla innych takie zachowanie Rosji nie jest bulwersujące, gdyż jako kraj potężny ma ona prawo do posiadania swojej strefy wpływów, w której może robić praktycznie wszystko to, co zechce. Kreml z radością stwarzał zaś pozory, że Rosja nadal jest imperium i prowadził politykę imperialną.
Wiele wskazuje jednak na to, że dotychczasowa polityka zagraniczna dobiega końca. Kryzys finansowy i uzależnienie Rosji od eksportu surowców energetycznych sprawiły, że przed decydentami rosyjskimi stają bardzo poważne problemy gospodarcze. Rezerwy finansowe Rosji zmniejszyły się w ostatnich kilkunastu tygodniach o ponad 100 miliardów dolarów. Bank centralny rozpaczliwie broni kursu rubla i pozbywa się dolarów w błyskawicznym tempie. Rosjanie nie ufają działaniom banku i nie tylko wykupują dolary, ale także likwidują lokaty w rublach i zakładają lokaty w dolarach.
Najbardziej dramatyczne dla Rosji jest jednak to, że ropa naftowa kosztuje teraz zaledwie ok. 43-44 dolarów za baryłkę. Jeszcze w lipcu cena oscylowała wokół 150 dolarów. Tymczasem Federacja Rosyjska jest praktycznie uzależniona od eksportu surowców energetycznych, głównie ropy naftowej. To ropa zapewniała zdecydowaną większość dochodów budżetu oraz była źródłem stałego dopływu zagranicznej waluty. Przy cenach na poziomie 40, 50 czy nawet 60 dolarów za baryłkę dla Rosji zaczyna się dramat.
Aby zasypać niewątpliwą dziurę budżetową minister finansów Aleksiej Kudrin zapowiedział wydanie ponad biliona rubli (36,6 miliarda dolarów) z Funduszu Rezerwy. Fundusz ten powstał niedawno z podziału Funduszu Stabilizacyjnego (który był zasilany zyskami z eksportu ropy). Obok Funduszu Rezerwy stworzono także Narodowy Fundusz Socjalny. Pierwszy z nich dysponuje 125 miliardami dolarów (według innych szacunków blisko 142 miliardami), drugi zaś 32 miliardami dolarów. Wracając do słów Kudrina, zapowiedział on właśnie przeznaczenie 1/4 Rezerwy na zbalansowanie budżetu.
Przy okazji długi państwa i rosyjskich biznesmenów wynoszą ok. 500 miliardów dolarów, mniej więcej tyle, ile rezerwy banku centralnego. Przy kontynuacji kryzysu finansowego i wynikającego z kryzysu obniżenia cen ropy, Rosja staje przed ogromnym problemem: skąd brać pieniądze? Rosyjska gospodarka, wyłączając sektor naftowy i metalowy (wydobycie i przetwarzanie) nie istnieje. Ropa napędzała wzrost PKB, a pozostałe sektory pozostały niewydolne i słabo rozwinięte.
Kłopotem jest także to, że wydobycie ropy i gazu, od których uzależniona jest Rosja, będzie trudno utrzymać na obecnym poziomie. Obecnie eksploatowane pola wyczerpują się, infrastruktura jest w kiepskim stanie, a kapitału na modernizację, poszukiwania nowych złóż i ich eksploatację brakuje. Wyrzucenie prywatnych zagranicznych firm odcięło Rosję nie tylko od pieniędzy, ale także od know-how (technologii) oraz nowoczesnych wzorów zarządzania. Kiedy ropa była droga można było pozwolić sobie na taką ekstrawagancję i udawać, że możliwa jest autarkia w sektorze naftowo-gazowym.
Uwłaszczenie się kagiebowskiej elity rządzącej na ropie i gazie przebiegło sprawnie, ale ma i będzie miało znaczące konsekwencje. W tej chwili Rosja wchodzi w fazę zadyszki. W sytuacji, gdy pieniędzy będzie brakować na podstawowe potrzeby, niezbędne są idące przynajmniej w miliardy dolarów inwestycje w sektor naftowo-gazowy. Konieczne są także reformy transformujące gospodarkę z opartej tylko na ropie w bardziej zróżnicowaną, mogącą oprzeć się nieuchronnym wahaniom cen surowców.
Tylko czy Putin i jego ekipa są w stanie przeprowadzić takie reformy? Czy zamiast tego zaostrzą jeszcze antyzachodnią, głównie antyamerykańską retorykę i zamkną się jak w oblężonej twierdzy, winiąc za całe zło świat zewnętrzny. Czy nie sięgną po wojnę jako po narzędzie do odwrócenia uwagi obywateli od bieżących problemów? Jak głosi stare powiedzenie, Rosja nie jest nigdy tak silna ani tak słaba, na jaką wygląda. Teraz wygląda na bardziej słabą, niż silną, ale przede wszystkim na coraz bardziej niestabilną. I mało kto potrafi stwierdzić, czy dla Europy i świata lepsza jest Rosja silna i stabilna, czy słabsza i niestabilna.
Piotr Wołejko