Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podpisał dekret o zarządzeniu wyborów do Dumy na dzień 2 grudnia br. Dokument zostanie opublikowany jutro i ten dzień można uznać za oficjalny początek kampanii wyborczej. Dla demokratycznego świata będzie to jednak kampania dziwna, gdyż od jej startu wiadomo, jaki będzie wynik elekcji. Próg wyborczy przekroczą tylko te partie, które mają błogosławieństwo Kremla, a w parlamencie nie zasiądą absolutnie żadni przedstawiciele prawdziwej opozycji.
Partie w Rosji powstają za zgodą i aprobatą Kremla. Kiedy prezydent, bądź ktoś z jego świty, stwierdzi, że potrzebne jest nowe ugrupowanie – szybko starają się je stworzyć. Politycy bowiem dzielą się na tych, którzy akceptują pokornie nadzór prezydenckiej ekipy oraz tych, którzy chcą działać wbrew głowie państwa. Ci pierwsi bez problemu dostają się do Dumy czy Rady Federacji, a także otrzymują dobrze płatne synekury w spółkach państwowych, bądź należących do podległych władzy oligarchów. Pozostali natomiast są bardzo skutecznie wycinani – wszystko w ramach „dyktatury prawa”, o której wspominał na początku swej pierwszej kadencji prezydent Putin (zmiany w ordynacji, ustawa o liczbie członków należących do partii politycznych, czy też bezwolne komisje wyborcze).
W efekcie, po grudniowych wyborach w Dumie nie będzie zasiadał ani jeden deputowany opozycyjny, a parlament będzie pełnił funkcje wyłącznie fasadową (jak np. w Wenezueli). Zdecydowaną większość mandatów zdobędzie partia Jedna Rosja, stanowiąca bezpośrednie zaplecze parlamentarne Kremla. O pozostałe miejsce powalczą pozostałe proprezydenckie ugrupowania – partia Władimira Żyrinowskiego, powstała rok temu partia Sprawiedliwa Rosja etc. Jedyne względnie antykremlowskie ugrupowanie – Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej – jest coraz słabsza i nieustannie osłabiania przez różne triki Kremla, np. tworzenie lewicowych partii (jak Sprawiedliwa Rosja) oraz rejestrowanie kandydatów o nazwisku KPRF, co miało miejsce podczas poprzednich wyborów. Trzeba jednak dodać, iż komuniści również stanowią coraz bardziej fasadową opozycję.
O zdobyciu choć jednego mandatu mogą zapomnieć partie pokroju Jabłoka czy Sojuszu Sił Prawicowych. O reszcie nawet nie wspominam, gdyż w realnej polityce praktycznie nie istnieją. Wszyscy zostali wyeliminowani, zmarginalizowani i uciszeni. W obliczu kontrolowanych przez państwo (czyli Kreml) stacji telewizyjnych oraz największych gazet, opozycjoniści wszelkiej maści nie mają najmniejszych szans. Kto się nie podporządkował, został wycięty i wyrzucony poza nawias. W tej sytuacji nie ma sensu nawet fałszować wyników wyborów. Elektorat w zdecydowanej większości nie słyszał o żadnych partiach opozycyjnych, którym władza utrudnia jak może prowadzenie kampanii nawet w skali mikro. Metody są proste – nie udostępnia się im miejsc do przeprowadzania spotkań i wieców.
Elekcja do Dumy jest bardzo istotna, gdyż nieubłaganie zbliża się termin wyborów prezydenckich. Zgodnie z konstytucją Federacji Rosyjskiej Władimir Putin musi ustąpić. W marcu odbędą się wybory i rządząca ekipa czekistów misternie je przygotowuje. Najdalej na przełomie grudnia/stycznia poznamy kandydata na następcę Putina, który będzie od tego czasu lansowany i promowany przez media oraz machinę biurokratyczną. Zmiana figuranta na stanowisku prezydenta musi odbyć się bezproblemowo i gładko. Aby osiągnąć tu pełen sukces, wybory do Dumy również muszą mieć podobny przebieg. Są idealnym testem oraz próbą generalną przed kluczową operacją. Operacją, której celem jest utrzymanie obecnego systemu władzy i przywilejów grupy rządzącej. Wybory stanowią przykrą konieczność (Rosja zabiega o uznanie Zachodu), jednak o ich wynik kierownictwo kremlowskie w ogóle się nie martwi.
Piotr Wołejko