Nowa Duma (rosyjski parlament) zostanie wybrana w grudniu br., a następcę Władimira Putina poznamy w marcu następnego roku (choć akt wyborczy będzie potwierdzeniem wyboru dokonanego przez kremlowskie kierownictwo). Podkręcanie atmosfery jest więc władcom Rosji na rekę. Nie dziwi więc fakt zamachu terrorystycznego na pociąg w rejonie Nowogrodu Wielkiego. Powiem więcej, można było spodziewać się podobnego zdarzenia.
Faktyczni władcy Rosji, czyli grupa tzw. siłowików – byłych wojskowych oraz funkcjonariuszy specsłużb – mają doświadczenie we wprowadzaniu zamętu w kraju, aby osiągnąć korzystne dla nich polityczne rezultaty. Trzeba cofnąć się o kilka lat, do roku 1999, kiedy to rozpętywano drugą wojnę czeczeńską. Preludium do ataku wojsk rosyjskich na maleńką kaukaską republikę stanowiły zamachy terrorystyczne na terytorium całej Rosji. Wybuchały bloki mieszkalne, targowiska, środki komunikacji itd. FSB (której szefem, zanim objął urząd premiera, był Władimir Putin) zręcznie organizowała kampanię terroru, wskazując po każdym zamachu na „czeczeński ślad„. Na fali strachu i nienawiści do Czeczenów budował swoją pozycję polityczną Władimir Putin, wcześniej praktycznie nikomu nieznany szef rządu. W ciągu zaledwie kilku miesięcy jego popularność sięgnęła ponad 70%, a były agent KGB w NRD w cuglach wygrał wybory i sięgnął po prezydenturę.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że gdyby nie rozkręcona przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa kampania terroru, skierowana przeciwko własnym obywatelom, Putin nigdy nie zostałby prezydentem. I choć specsłużby i tak faktycznie rządziłyby Rosją nadal, nie miałyby jednak oficjalnego błogosławieństwa na wiele istotnych działań – m.in. przejmowanie kolejnych państwowych koncernów i ciepłych stanowisk. To fala terroru wyniosła Putina do władzy i pozwoliła skonsolidować siłowikom wpływy w państwie. Przed poprzednimi – w 2004 roku – wyborami prezydenckimi zamachów nie było. Nie istniała taka potrzeba, gdyż Putina należało przedstawić jako wielkiego przywódcę, który zapewnił krajowi stabilizację i bezpieczeństwo. Kiedy jednak sytuacja staje się newralgiczna, gdyż zbliżają się kluczowe, z punktu widzenia interesów obecnie rządzących, wybory prezydenckie – kampanię terroru postanowiono odnowić. Pali licho życie niewinnych obywateli, siewcom strachu przyświeca o wiele ważniejszy cel – utrzymanie władzy. Strach konsoliduje najlepiej, o czym pisał kilka wieków temu Machiavelli, a co w czasach sowieckich twórczo rozwinął Stalin.
Trudno więc mieć wątpliwości, że zamach na pociąg w rejonie Nowogrodu Wielkiego – w wyniku którego rannych zostało 60 osób – został dokonany przez „prawdziwych terrorystów” (w naszym rozumieniu, tj. komórkę Al-Kaidy etc.). Najpewniej dokonała go FSB albo ludzie wyznaczeni przez tą agencję. Co więcej, raczej nie był to ostatni zamach, gdyż do wyborów zostało jeszcze sporo czasu. Jak pokazuje historia, nawet nieudany zamach – jak ten w Riazaniu we wrześniu 1999 r. – nie jest w stanie zdemaskować rzeczywistych wykonawców i inspiratorów spisku. Świetnie przedstawił to Aleksander Litwinienko w książce, którą niedawno przetłumaczono na język polski. Gorąco polecam, gdyż dla mnie była to wstrząsająca lektura – a uznaję się za dość dobrze obeznanego w rosyjskiej polityce. Tymczasem musiałem posypać głowę popiołem.
Rosyjska prokuratura wszczęła już śledztwo z paragrafu dot. terroryzmu. Jeden ze śledczych stwierdził kategorycznie, że z całą pewnością miał miejsce zamach terrorystyczny. Wkrótce zapewne dowiemy się o istnieniu „czeczeńskiego” lub „islamistycznego śladu„. I machina potoczy dalej – kolejne zamachy, rosnąca nienawiść do ich rzekomych autorów w społeczeństwie, konsolidacja wokół przywódcy, zwycięskie wybory. Zamach w rejonie Nowogrodu Wielkiego może wskazywać, że w najbliższym czasie poznamy ostatecznego kandydata na głowę państwa. Operacja „Rok 2008” została rozpoczęta.
Piotr Wołejko