„Potrzebujemy systemu obrony przeciwrakietowej, który uwzględnia nie tylko kraje NATO, ale także Rosję. Im bardziej obrona antyrakietowa jest postrzegana jako wspólny dach, zapewniający nam bezpieczeństwo – zbudowany, wspierany i zarządzany wspólnie tym więcej ludzi od Vancouver po Władywostok będzie czuło się członkami jednej i tej samej wspólnoty„. Słowa te pochodzą z marcowego artykułu Sekretarza Generalnego Paktu Północnoatlantyckiego Andersa Fogh Rasmussena dla brytyjskiego dziennika „The Guardian„. Duńczyk od początku swej kadencji promuje stworzenie ogólnoeuropejskiej tarczy antyrakietowej, szukając przy okazji możliwości zbliżenia z Rosją.
Kłótnie o tarczę
Tarcza odcisnęła dość istotne piętno na polskiej polityce, zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej. W pewnym momencie stała się przedmiotem rozgrywki pomiędzy dwiema największymi partiami na rodzimej scenie politycznej. Jeden z wiceministrów, odpowiedzialny za negocjacje z Amerykanami, odchodził z hukiem z rządu Donalda Tuska, oskarżając premiera o sabotowanie negocjacji z Waszyngtonem. Umowę o umieszczeniu na terytorium Polski elementów tarczy, w postaci rakiet przechwytujących, podpisywano w przededniu zmiany administracji w Stanach Zjednoczonych. Gorącego orędownika projektu obrony przeciwrakietowej, republikanina Georga W. Busha, zastąpił w Białym Domu sceptycznie nastawiony do tego pomysłu demokrata Barack Obama. Dość szybko okazało się, co łatwo było przewidzieć, iż dla Obamy lokalizacja instalacji przechwytujących w Polsce i Czechach (radar) nie będzie priorytetem.
Pomysł w zasadzie zarzucono (zmiana koncepcji, oszczędności, odmrożenie relacji z Rosją) i Polska wraz z Czechami została, mówiąc kolokwialnie, na lodzie. Na osłodę dostaliśmy baterię rakiet Patriot, która stacjonuje u nas rotacyjnie przez kilka miesięcy w roku. Nie ma ona żadnego wpływu na nasze bezpieczeństwo, gdyż tylko dla obrony nieba nad Warszawą potrzeba kilka takich baterii. Niestety, Amerykanie nie zamierzają nam ich fundować i wcale nie kwapią się ze sprzedażą. Wiadomo, Rosji by się to nie spodobało, a demokratyczna administracja amerykańska myśli pragmatycznie.
Nowatorski pomysł NATO
Wygląda jednak na to, że tarcza jednak powstanie. Nie będzie to już projekt stricte amerykański, który w założeniu miał chronić wyłącznie terytorium USA, ale system chroniący niebo sojuszników w ramach NATO. Kilka lat temu, gdy Polska prowadziła negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi, tarcza antyrakietowa była uważana w Europie za projekt wielce kontrowersyjny. Jak zauważa szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski: dziś cały Sojusz się na to [tarczę – przyp. PW] zgadza. – Wyczuwalnym konsensusem jest to, że NATO podejmie decyzję o budowie natowskiego systemu obrony przeciwrakietowej -powiedział Sikorski na konferencji prasowej przed dwoma tygodniami.
Koncepcja forsowana przez Andersa Fogh Rasmussena zakłada, iż nastąpi integracja istniejących już systemów obrony przeciwrakietowej. Pochłonie to ok. 200 milionów euro. To zapewne tylko początek inwestycji w obronę antyrakietową. Co prawda wątpliwości nadal zgłasza Francja, która obawia się konfliktu pomiędzy tarczą a własną doktryną obronną opartą na odstraszaniu nuklearnym, ale francuskie obawy powinna przezwyciężyć niedawna deklaracja niemieckiej kanclerz Angeli Merkel. Stwierdziła ona kilka dni temu, iż „dopóki inne kraje świata posiadają broń atomową, Europa również musi posiadać takie możliwości”.
Jakaś forma obrony przeciwrakietowej dla Europy jest więc przesądzona. Sekretarz Generalny NATO nie zamierza jednak, jak to sam ujmuje, „tworzyć nowych linii podziału”, czy też wykluczać inne państwa ze współpracy. Wręcz przeciwnie. Rasmussen aktywnie zabiega o rosyjski współudział w zabezpieczeniu nieba od wspomnianego już Vancouver aż po Władywostok. Działania Duńczyka można uznać za udane, gdyż rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew zapowiedział udział w listopadowym szczycie sojuszu w Lizbonie. Dialog i współpraca z Rosją w zakresie obrony przeciwrakietowej będą istotną częścią dyskusji poświęconej relacjom NATO-Rosja.
Polskie władze sceptycznie podchodzą do wizji wspólnej, natowsko-rosyjskiej tarczy. Minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział niedawno: nie bardzo widzę potrzebę, aby Rosja była włączana do natowskiej tarczy antyrakietowej, a na pewno nie w tym momencie. Minister Sikorski ma nieco inne zdanie na ten temat. Zwraca on uwagę na fakt, iż do tej pory Rosja uważała tarczę za instalację militarną wymierzoną przeciw sobie. – Dzisiaj zaczyna się to zmieniać, mówi Sikorski i dodaje – mówimy o współpracy, a jak ona będzie wyglądała w praktyce, będzie zależało od rozwoju sytuacji, podejrzewam, że głównie na Bliskim Wschodzie. Nietrudno domyślić się, że minister ma na myśli Iran, który intensywnie rozwija programy rakietowy i nuklearny. Nowa strategia NATO, która ma być głównym tematem zbliżającego się szczytu, stawia na współpracę z Rosją, ale – jak zaznacza Sikorski – „nie na każdych warunkach, co jest zdroworozsądkowe”.
Dobry wujek nas nie uratuje
I właśnie współpraca z Rosją jest oczkiem w głowie Rasmussena, a próba wciągnięcia Moskwy w dyskusję o wspólnej budowie systemu obrony przeciwrakietowej jest tylko pierwszym krokiem ku bliższej kooperacji w innych dziedzinach. Jak mówi sam Sekretarz Generalny na swoim blogu, jest wiele wyzwań i zagrożeń, którym powinniśmy – my NATO oraz Rosja – stawić czoła razem, nie zaś osobno. Rasmussen wymienia chociażby terroryzm, ekstremizm, narkotyki, proliferację technologii rakietowych oraz broni masowego rażenia oraz piractwo. Więcej, Rasmussen liczy na współpracę przy redukcji zbrojeń konwencjonalnych oraz pocisków bliskiego zasięgu z głowicami atomowymi. NATO zredukowało ich ilość o 90%, natomiast Rosja nie dotrzymała kroku w tej dziedzinie państwom europejskim. Należy porzucić myślenie zimnowojenne, wzywa Rasmussen i wyciąga rękę do Rosjan.
Polska wspiera natowską tarczę antyrakietową. Liczy także na wywiązanie się przez Stany Zjednoczone z obietnic dotyczących rakiet Patriot. Nie stawiamy już jednak wyłącznie na Amerykę jako gwaranta obrony naszej suwerenności. Minister Sikorski w dość zdecydowany sposób krytykuje zwolenników bezwarunkowego oddania bezpieczeństwa Polski w ręce USA. – Zadrażniano stosunki z sąsiadami i całą Unią Europejską, wierząc, że z każdej naszej nieroztropności uratuje nas dobry wujek zza oceanu – ocenia Sikorski i puentuje: W ostatecznym rozrachunku tylko sami możemy zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Jak powinna zachować się Polska?
Konstatacja Sikorskiego jest słuszna. Nie można obstawiać tylko jednego konia, tym bardziej, jeśli ma on swoje problemy oraz nową koncepcję polityki zagranicznej (gdzie na pierwszym miejscu znajduje się Pacyfik, nie Europa). Im silniejsze NATO, tym lepiej dla nas. Podobnie ma się rzecz z Unią Europejską. Współpraca z Rosją również jest istotna. Nie możemy mieć złudzeń, że Rosjanie nagle się zmienili i nie zawalczą o własną strefę wpływów. Tak nie będzie. Natomiast Polska nie może być w awangardzie antyrosyjskości. Powinniśmy uczulać, zwracać uwagę, ale nie sypać piasku w tryby. Powinniśmy pamiętać, że bezpieczeństwo Rosji (w tym także obrona przeciwrakietowa) leży w naszym interesie.
Jeśli Rosja będzie się czuła bezpiecznie, nie będzie miała powodu do nieufności wobec sąsiadów, wobec NATO. Sceptycznie patrzący na jakiegokolwiek zacieśnianie więzów z Rosją mają istotny powód do zadowolenia: od deklaracji współpracy do rzeczywistej kooperacji jest bardzo, ale to bardzo daleko. Na razie Moskwa wyraziła wstępne zainteresowanie i porzuciła retorykę tarczy antyrakietowej jako projektu stricte antyrosyjskiego. To niewiele, ale wszelkie rozmowy z Rosjanami na temat bezpieczeństwa to droga pokonywana małymi kroczkami.
Piotr Wołejko, dla Wirtualnej Polski