„Proszę [izraelskiego premiera] Rabina, aby zgodził się na ustępstwa, a on odpowiada, że nie może ustąpić, ponieważ Izrael jest za słaby. Daję mu więc więcej broni, a on mówi, że nie ma potrzeby ustępować, ponieważ Izrael jest silny” – powiedział Henry Kissinger, wytrawny amerykański polityk i dyplomata, sekretarz stanu w okresie przygotowywania gruntu pod zawarcie pokoju Izraela z Egiptem w latach 70. ubiegłego wieku.
Słowa Kissingera wskazują, że Stany Zjednoczone miały ogromny problem z wywarciem wpływu na Izrael, aby kraj ten realizował politykę po myśli Waszyngtonu. Na nic zdały się szczególne więzy łączące Izrael z Ameryką, czy też idąca w miliardy pomoc finansowa oraz wojskowa. Gdy izraelscy politycy uznawali, że sugestie ze strony USA stoją w sprzeczności z interesami Izraela, te ostatnie zawsze zwyciężały.
Można powiedzieć, że prawdziwy wpływ na Izrael, jako ostatni z amerykańskich prezydentów, posiadał Dwight Eisenhower. Potrafił on zmusić Izrael oraz Wielką Brytanię i Francję do wycofania się z regionu Kanału Sueskiego po interwencji w 1956 roku. Późniejsi lokatorzy Białego Domu mieli coraz mniejszy wpływ na Izrael. Warto jednak zauważyć, że za Eisenhowera Izrael nie był jeszcze uznawany za klienta Stanów Zjednoczonych. Dopiero lata 60. przyniosły ściślejszą współpracę Izraela z Ameryką i coraz większe wsparcie finansowo-militarne ze strony Waszyngtonu.
Stosunki amerykańsko-izraelskie mogłyby służyć za modelowy przykład niewielkiego wpływu patrona na swego klienta, jednak duży wpływ tzw. żydowskiego lobby na amerykańską politykę wobec Izraela sprawia, że inne przykłady wydają się bardziej trafne. Z tego samego względu, choć innych powodów, należy pominąć Arabię Saudyjską. Relacje z Rijadem oparte były na eksporcie ropy do Ameryki w zamian za wsparcie reżimu rodu Saudów. W latach 70. Saudyjczycy czuli się na tyle silni (warto pamiętać, w 1973 roku miało miejsce embargo na eksport arabskiej ropy, głównie do USA), że dość pogardliwie odnosili się do sugestii, iż mogą być amerykańskiego wsparcia, głównie nowych rodzajów broni, pozbawieni. Jeden z generałów powiedział wprost: płacimy gotówką.
Gdy jednak spojrzymy na Jordanię po jednej oraz Egipt i Syrię po drugiej stronie, dostrzeżemy klasyczny problem występujący w relacji patron-klient, mianowicie niewielki wpływ pierwszego na drugiego. Jordania, która swe istnienie zawdzięcza Wielkiej Brytanii, od początku była zależna od wsparcia finansowego oferowanego przez szeroko rozumiany Zachód (z bardzo krótką przerwą, gdy pieniądze zapewniała Arabia Saudyjska). Umiarkowana prozachodniość reżimu jordańskiego była utrzymywana dzięki strumieniowi dolarów oraz uzbrojenia made in USA.
Egipt oraz Syria znalazły się z kolei w orbicie wpływów Związku Radzieckiego. Choć daleko im było do przyjęcia komunizmu i poddania się Wielkiemu Bratu, ich rewolucyjni przywódcy i antyimperialistyczne nastawienie wystarczały Moskwie, aby udzielać tym krajom istotnego wsparcia. Jednak mimo pompowania w Egipt i Syrię miliardów rubli oraz przekazywania im wartego kolejne miliardy uzbrojenia, wpływ Związku Radzieckiego na politykę Kairu i Damaszku zawsze był wielce ograniczony. Nawet prześladowanie komunistów uchodziło przywódcom egipskim i syryjskim na sucho – w zimnowojennej grze państwa te były warte więcej niż ideologiczna więź.
Warto odnotować, że klienci stawiali czasem swych patronów w bardzo niekomfortowych, trudnych sytuacjach. W ten sposób należy określić chociażby usunięcie sowieckich doradców z Egiptu przez Anwara Sadata w lecie 1972 roku. Egipski przywódca liczył na wywołanie szoku w Moskwie, którego efektem miała być zgoda na jego żądania dotyczące zaopatrzenia Egiptu w odpowiednie ilości nowoczesnego uzbrojenia. Sadat się nie przeliczył. Dla Kremla Kair był zbyt ważny, aby nawet taki policzek spowodował rezygnację z Egiptu. Sowieci podkulili ogon i spełnili żądania Sadata, który szykował się do wojny z Izraelem.
Gdy ofensywa podczas święta Jom Kippur w roku następnym okazała się kolejną klęską wojsk arabskich, a egipskich w szczególności, Sadat bez wahania postanowił zmienić patrona, uciekając spod sowieckich pod amerykańskie skrzydła. Po prawie dwóch dekadach w orbicie Związku Radzieckiego, Sadat niemalże z dnia na dzień zmienił front, stawiając bezradnych Sowietów przed faktem dokonanym.
Sowieckie wpływy były stosunkowo najsilniejsze w Syrii, która po wojnach z Izraelem w 1967 i 1973 roku była szczególnie zależna od wsparcia Moskwy. Mimo to, Syria prowadziła politykę niezależną i w kluczowych punktach nigdy nie ustąpiła, lekceważąc sugestie Kremla. Było tak chociażby podczas syryjskiej interwencji w Libanie w 1976 roku. Sowieci byli jej przeciwni, jednak Damaszek pozostał głuchy na sowieckie wezwania.
Dlaczego sięgająca miliardów dolarów pomoc ekonomiczna oraz militarna nie pozwala patronowi kontrolować posunięć klienta? Dlaczego, widząc swój niewielki wpływ na klienta, patron nie wstrzyma strumienia pomocy? Na oba pytania należy odpowiedzieć jednocześnie.
Kluczowa w kwestii podejmowania decyzji dotyczących polityki zagranicznej jest asymetria motywacji. Coś, co dla patrona jest zaledwie jedną z wielu spraw, często bywa sprawą wielce istotną dla klienta. Stąd presja na klienta, aby działał wbrew własnemu interesowi jest z góry skazana na porażkę. Dopiero postawienie sprawy na przysłowiowym ostrzu noża może, ale nie musi, pchnąć klienta w pożądanym przez patrona kierunku. Odpowiednia kombinacja marchewki i kija stosowana wobec Izraela oraz Egiptu doprowadziła w 1979 roku do podpisania przełomowego porozumienia pokojowego. Zawarcie pokoju poprzedził jednak długi okres twardych negocjacji oraz dyplomatycznych gierek, których jednym z wielu podsumowań jest cytat rozpoczynający niniejszy wpis.
Asymetria motywacji to najważniejszy, choć niejedyny powód dużej swobody klienta wobec swego patrona. Dla tego ostatniego wspieranie klienta to często kwestia prestiżu. Kissinger tłumaczył w latach 70., że klienci Stanów Zjednoczonych po prostu nie mogą przegrać w walce z klientami Związku Radzieckiego. Waszyngton nie może sobie na to pozwolić. Utrzymywanie klientów podwyższa prestiż patrona, jednocześnie wiążąc go dość niekomfortowym węzłem – klienci często domagają się większej pomocy pod groźbą zmiany frontu. Ponieważ nigdy nie osiągnęliśmy stanu całkowitej hegemonii jednego państwa nad całym światem, zawsze istnieje alternatywna potęga, która może zastąpić dotychczasowego patrona.
Z taką groźbą spotkali się Amerykanie w przypadku Jordanii, która postawiła sprawę otwarcie: przekażecie nam nowoczesny system obrony powietrznej I-HAWK albo zmienimy patrona i Związek Sowiecki z radością wyposaży nas w radziecki odpowiednik. Waszyngton nie mógł pozwolić sobie na stratę cennego sojusznika i na propozycję nie do odrzucenia przystał. Egipt natomiast zmienił patrona po przegranej wojnie w 1973 roku widząc, że tylko sprzymierzenie się ze Stanami Zjednoczonymi daje nadzieje na odniesienie korzyści, głównie terytorialnych.
Zaangażowanie patrona we wspieranie klienta zazwyczaj tylko rośnie, gdyż utrata sojusznika, nawet mało lojalnego i spolegliwego, często wydaje się zbyt kosztowna. Klient łatwiej będzie poddawał się presji patrona tylko wtedy, gdy sam będzie bardzo słaby, przede wszystkim gdy będzie czuł się zagrożony z zewnątrz oraz od wewnątrz. Nawet pokiereszowany wojną w 1967 roku Egipt, mimo zgody na sporą obecność wojskową Sowietów na egipskiej ziemi, nie stał się bezwolnym narzędziem w rękach Moskwy. To samo można powiedzieć o Syrii po wojnie z 1973 roku.
Asymetria motywacji, możliwość znalezienia alternatywnego źródła wsparcia (głównie zbrojeń) oraz poczucie zagrożenia – to trzy główne czynniki decydujące o wpływie patrona na klienta. Jeśli patron domaga się od klienta działań wbrew jego interesom narodowym, istnieje alternatywne źródło wsparcia, a poczucie zagrożenia jest niewielkie (państwo jest choć w miarę silne), wpływ patrona na klienta będzie minimalny. Wyłącznie silna determinacja patrona może wymóc na kliencie odpowiednie postępowanie, jednak z taką sytuacją mamy do czynienia niezwykle rzadko.
Bazując na doświadczeniach historycznych, świetnie podsumowanych przez amerykańskiego politologa Stephena M. Walta w książce „The Origins of Alliances” [czytaj całą książkę za darmo], możemy z łatwością wyjaśnić, dlaczego Chiny mają niewielki wpływ na Koreę Północną, a Rosja na Iran (choć ja nie dostrzegam w tym przypadku typowej relacji patron-klient). Interesy Phenianu i Teheranu wyznaczają ich tryb postępowania, a Rosja i Chiny bardzo rzadko protestują przeciwko działaniom swych klientów. Asymetria motywacji, alternatywni patroni oraz poczucie zagrożenia – wszystkie trzy czynniki przemawiają na korzyść Korei oraz Iranu.
Kwestia asymetrii motywacji nie wymaga omówienia, gdyż jest oczywista. Alternatywni patroni, w przypadku Korei Północnej – Rosja, a w przypadku Iranu – Chiny, są obecni i gotowi do objęcia swej roli. Tym samym margines swobody klientów jest większy, a wpływ dotychczasowych patronów odpowiednio mniejszy. Obaj klienci są też względnie silni i nie mają podstaw do obawiania się o własne bezpieczeństwo. Amerykański atak na Iran, podobnie jak na Koreę Północną, jest praktycznie nieprawdopodobny, a z lokalnymi potęgami Teheran i Phenian samodzielnie sobie poradzą. Co więcej, bez przyzwolenia Waszyngtonu nic tym reżimom z zewnątrz nie zagraża.
Warto pamiętać o powyższym, w szczególności o braku większego wpływu Rosji na Iran, w obliczu niedawnej wizyty Baracka Obamy w Moskwie. Plotki o handlowaniu tarczą za Iran należy uznać za fantasmagorię, a wiarę w możliwość zmuszenia Ahmadineżada & Co. przez Miedwiediewa bądź Putina do rezygnacji z programu atomowego określić jako ułudę.
Jeśli Iran zdecyduje się wstrzymać prace lub prowadzić je w bardziej transparentny sposób (pierwsze rozwiązanie jest mało prawdopodobne, sprawa ma ogromne poparcie społeczne i jest już traktowana jako przedmiot dumy narodowej), zrobi to samodzielnie i żadne płacze i krzyki ze strony Moskwy, Waszyngtonu bądź innych państw nie będą miały wpływu na władze irańskie. Mówiąc krótko: będzie to suwerenna decyzja Iranu, a nie decyzja podjęta po telefonie Miedwiediewa do Teheranu, po jego spotkaniu z Obamą.
Piotr Wołejko