Dziewiąta rocznica ataku terrorystycznego na bliźniacze wieże World Trade Center powinna zmusić nas do przemyśleń. Oto bowiem ukazała się w pełnej krasie niszczycielska potęga mediów. Niszczycielska, gdyż opiera się na bezmyślności i absolutnym braku odpowiedzialności za własne słowa i czyny. Bohaterem rocznicy tragicznego zamachu stał się prowincjonalny pastor kościoła, którego liczba członków jest mniejsza od liczby mieszkańców niewielkiego bloku mieszkalnego.
Pastor wymyślił sobie, że 11 września 2001 roku urządzi sobie palenie Koranu. Dzięki głupocie dziennikarzy na całym świecie, ze szczególnym uwzględnieniem amerykańskich żurnalistów, idiotyczne zachowanie zupełnie marginalnej postaci może kosztować życie dziesiątek a może setek ludzi. Nie pastor jest jednak winien całemu zamieszaniu. Zgodnie z amerykańskim prawem, o czym wspomina na swoim blogu Tomasz Deptuła, nowojorski korespondent Newsweeka, wspomniany pastor może spalić Koran, Biblię czy inną świętą księgę. Za cały ambaras odpowiadają dziennikarze, dla których dzień palenia Koranu stał się świetnym, fenomenalnym wręcz newsem, który napompowano do niebotycznych rozmiarów.
O sprawie palenia Koranu wypowiadali się najważniejsi ludzie w Stanach i na świecie. Zamierzenia pastora potępił głównodowodzący amerykańskich wojsk w Afganistanie, gen. David Petraeus, który stwierdził, że wybryk ten może kosztować życie żołnierzy walczących z talibami i Al-Kaidą. Gdy news o paleniu świętej księgi islamu obiegał świat z szybkością błyskawicy, na tzw. arabskiej ulicy szalał już nienawistny tłum. Śmierć tym, śmierć tamtym etc. Standardowe okrzyki w standardowej sytuacji. Dla mediów takie podkręcenie emocji to opłacalny interes i w sumie dość prosta operacja. To, że ktoś może stracić życie w wyniku transformacji igły w widły mało kogo już w mediach obchodzi.
Ostatecznie Koran nie zapłonął. Pastor zrezygnował ze swoich planów. Został już jednak bohaterem medialnym i rzeczywistym bohaterem dla garstki sobie podobnych fanatyków. Szkody wywołane napompowaniem historii, o której w normalnej sytuacji nie dowiedziałby się praktycznie nikt, są na dziś trudne do oszacowania. Kto wie, ilu zradykalizowanych muzułmanów postanowiło zemścić się na niewiernych za groźbę podniesienia ręki na Koran? Zazwyczaj ten, kto sieje wiatr, zbiera później burzę. W przypadku mediów ta zasada niestety nie działa. Burzę zbierze ktoś inny. Media tymczasem przerzucą się na inne historie. A ciemny lud je kupi…
Piotr Wołejko