Zbliżamy się do – jak zapewne zostanie to przedstawione w mediach – „historycznego” szczytu UE, poświęconego nowej perspektywie finansowej na lata 2014-2020. Chociaż perspektywy sukcesu, tj. uzgodnienia budżetu na następne 7 lat są niewielkie, to warto przyjrzeć się kilku zagadnieniom związanym z tą problematyką.
Płatnicy netto tną dalej
Najważniejszym wydarzeniem jest najpewniej nieustająca determinacja płatników netto do dokonania cięć. Nie zważają oni na przyjęte już ustalenia i de facto tną już budżet na rok 2013. Negocjacje nad budżetem wspólnoty na rok 2013 zostały po prostu zerwane i wszystko wskazuje, że go nie będzie. To znaczy, będzie prowizorium budżetowe bazujące na roku 2012. Porozumienia brak, bo płatnicy netto odmawiają „dopłaty” w wysokości 9 mld euro. Dlaczego?
Oprócz niechęci do wydawania pieniędzy i przy okazji – znów – ochrony rabatu brytyjskiego w przypadku pracy wspólnoty na prowizorium budżetowym, chodzi o zmniejszenie wysokości ewentualnego prowizorycznego budżetu na rok 2014. Jeśli negocjacje nad nowym budżetem utkną na dobre, co jest niestety wielce prawdopodobne, to pierwszy rok nowego budżetu, tj. rok 2014, będzie bazował na ustaleniach ostatniego roku starej perspektywy za lata 2007-2013. A ten miał być większy niż w 2013. Prowizorium na rok 2014 będzie więc oparte na prowizorium na rok 2013, które będzie oparte na niższym budżecie z 2012 roku, niż ten planowany na rok 2013.
W takim kontekście nie może dziwić wynik spotkania ministrów finansów w dniu 13 listopada (tzw. ECOFIN), na którym płatnicy netto wymusili dalsze cięcia w już zmniejszonej propozycji cypryjskiej prezydencji. Chociaż tutaj rozmiar cięć nie jest duży, bo sięgnął dopiero 75 mld euro, daleko mniej niż oczekiwania płatników netto. Za alarmujące można będzie uznać cięcia w wysokości przekraczającej 100 mld euro.
Bankructwo prezydencji
Jednocześnie zbliża się oficjalne bankructwo Cypru. Uzgodniono już warunki. Jest to pierwszy w historii przypadek, gdy kraj sprawujący przywództwo w UE jednocześnie prosi niektórych z jej członków o pieniądze. Warunki pomocy wydają się dość twarde, również w aspekcie politycznym. Nikozja została zmuszona do przyznania się, że jej banki są wielką pralnią rosyjskich pieniędzy. Oczywiście nie jest to dla nikogo tajemnicą, tym bardziej że formalnie to Cypr jest jednym z większych inwestorów w Rosji czy na Ukrainie. Oczywiście w ten sposób „do macierzy” wracają już czyste pieniądze tamtejszych oligarchów. Tym niemniej, z perspektywy Moskwy takie oświadczenia (i działania) to jawna niewdzięczność. Rosja wsparła Cypr preferencyjnym kredytem w 2008 roku oraz oferowała 2,5 mld euro pożyczki w tegorocznej „edycji” kryzysu. Strefa euro najwyraźniej niezbyt mile patrzy na zewnętrzne finansowanie jej bankrutujących członków.
Nie jest to dobry prognostyk dla dalszych prac na budżetem. Kompromis cypryjski ciął nasze fundusze, ale to cięcie nie było aż tak radykalne jak chcieli płatnicy netto. Cypr będący już oficjalnie na kroplówce eurogrupy będzie bardziej uległy wobec oczekiwań płatników netto. Kolejnym prowadzącym negocjacje będzie inne państwo będące na europejskiej kroplówce – Irlandia. A może i nie będzie, bo media podały informację, iż za dalszy przebieg negocjacji budżetowych będzie odpowiadał przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy, który przedstawił już nową propozycję negocjacyjną.
Przemówienie Pani Kanclerz
Istotnym wydarzeniem – w zasadzie przemilczanym w Polsce – było wystąpienie kanclerz Merkel na temat przyszłości UE. Wygłosiła je na chwilę przed spotkaniem z brytyjskim premierem Cameronem, co wskazuje, że miało ono stanowić element negocjacji pomiędzy przywódcami. Bez ryzyka popełnienia błędu możemy założyć, że wizja federacji dotyczy eurogrupy.
Cięcia eurokratów
Warto również odnotować strajk eurobiurokratów. Przeciętnemu obywatelowi UE trudno wykrzesać z siebie odrobinę współczucia dla unijnych urzędników, których niebotyczne wynagrodzenia nijak mają się do zakresu odpowiedzialności. Warto zwrócić uwagę na pewien ogólniejszy kontekst. Komisja Europejska i jej przybudówki wydają się być największą ofiarą obecnych przekształceń wspólnoty. Pogłębiona integracja eurogrupy, opiera się wyłącznie na ustaleniach międzyrządowych i tworzonych przez te rządy strukturach. Podobnie wspólna służba zagraniczna – personel „unijny” jest tam wyraźną mniejszością. Obniżki pensji, a być może zwolnienia wśród eurobiurokratów są w zasadzie przesądzone. To pierwsze zaproponowano już w projekcie budżetu komisarza Lewandowskiego, drugiego domaga się kilka państw, z czego najgłośniej Wielka Brytania.
Jesteśmy świadkami schyłku unijnej biurokracji jako takiej. Nie jest to dobry sygnał dla krajów takich jak Polska, bo czasami można było znaleźć oparcie w strukturach unijnych w konflikcie z silniejszymi państwami. Ewentualne redukcje personelu bądź wynagrodzeń dotkną w większym stopniu niższe szczeble urzędnicze we wspólnocie, czyli m.in. zatrudnionych tam Polaków.
Polska ofensywa
Dla porządku należy wspomnieć o „polskiej” debacie europejskiej. W aspekcie międzynarodowym okazała się ona medialnym niewypałem. Wydaje się, że autorzy wystąpienia premiera Donalda Tuska zamieścili w nim dwa główne tzw. leady dla mediów europejskich bądź działów europejskich mediów międzynarodowych. Były to kwota 400 miliardów jako cel negocjacyjny i zapowiedź ratyfikacji paktu fiskalnego. Niestety, zamierzony efekt nie został osiągnięty, co zresztą specjalnie nie dziwi.
Nie zawinił tu jednak brak profesjonalizmu autorów przemówienia, ale po prostu zły timing. Wystąpienie polskiego premiera miało szansę na „medialne” zaistnienie i być może ustawienie debaty budżetowej, gdyby zostało wygłoszone co najmniej miesiąc wcześniej. Aby zapewnić miejsce dla przekazu z Warszawy w medialnych relacjach światowych agencji z „budżetowego frontu UE”, silny „news” z Warszawy powinien zostać nadany w okresie pomiędzy powakacyjnym „rozruchem” machiny brukselskiej (startującej de facto w połowie września) a przed rozpoczęciem medialnej awantury o budżet. Wtedy przemówienie premiera zapewne trafiłby do przeglądów prasy przygotowywanych dla brukselskich (i innych) oficjeli.
Dawało to szanse na personalny atak któregoś z adresatów takiego przeglądu, np. Camerona, na „niedorzeczne żądania Warszawy”. Wówczas „lista życzeń” z Warszawy zaistniałaby w obiegu międzynarodowym i dyskusji, np. pomiędzy Berlinem, Londynem a Paryżem. To z kolei dawało szansę na zrobienie z naszego problemu (chcemy 400 miliardów) problemu innych. Abstrahując od hipotetycznej skuteczności – na strategię „wrzutki” czy też wstawienia nogi w drzwi do pokoju, gdzie dyskutują więksi, jest już za późno. Od połowy października we wszelkich „newsroomach” dominują „rytualne” wypowiedzi głównych aktorów negocjacji. Korespondencja z Warszawy ma marne szanse na przebicie się do publikacji.
Podobne zastrzeżenie można odnieść do tzw. „ofensywy dyplomatycznej” Warszawy. Cykl spotkań naszych oficjeli z prezydentem i premierem na czele może być zapamiętany przez uczestników szczytu jako odbywający się na krótko przed nim. Może też utonąć w ogólnej kakofonii stanowisk wszystkich państw członkowskich, z których wiele ma więcej do powiedzenia w tej sprawie niż Warszawa. Trzeba znów zauważyć, że tzw. konsultacje międzyrządowe pomiędzy Polską a Niemcami mają miejsce zarówno po wspominanym wyżej przemówieniu kanclerz Merkel w Parlamencie Europejskim, jak i po spotkaniu z premierem Cameronem. Zbyt późno żeby uzyskać jakiś wpływ na te wydarzenia.
Inwazja czarnego PR – czyli marnotrawny budżet w mediach
Warto również wskazać na tzw. „czarny PR”, który jest stosowany wobec negocjacji budżetu wspólnoty. Od kilku tygodni przebija się on na łamy polskich mediów. Dostrzega się też opracowania instytucji kontrolnych UE, których dość nudne raporty nagle wędrują na pierwsze strony różnych mediów.
Nie umniejszając roli mediów i nie stawiając się w pozycji wrogiej wobec świata dziennikarskiego, warto zadać pytanie dlaczego przekazy medialne koncentrują się na nieprawidłowościach w wydawaniu pieniędzy UE w tych obszarach, które chcą ciąć płatnicy netto. Gdyby zajrzeć chociażby do raportu audytorów, można tam znaleźć sporo informacji np. o nadmiernych wydatkach osobowych w obszarze projektów badawczo-rozwojowych w Holandii, ect. Przedstawiciele polskiego rządu mogliby się też podpytać, jak właściwe organy europejskie przygotowują się do kontroli wydatkowania środków unijnych na wielkie „rozwojowe” badania, ze szczególnym uwzględnieniem przydatności praktycznej takich projektów.
Marek Bełdzikowski, Czytelnik bloga Dyplomacja