Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ z marca 2006 roku powołała do życia Radę Praw Człowieka z siedzibą w Genewie. Rada miała zastąpić skompromitowaną Komisję Praw Człowieka, która wsławiła się m.in. tym, że na jej czele stanęła Libia – znana powszechnie z wielkiej dbałości o prawa człowieka zarówno na domowym podwórku, jak i na świecie. Wszyscy dobrze wiemy, że Muammar Kaddafi był, jest i będzie bojownikiem o prawa człowieka, a podejrzenia o wspieranie terroryzmu to potwarz i zniewaga.
Rada Praw Człowieka liczy 47 członków, wybieranych na 3 lata według klucza geograficznego, bez prawa do reelekcji po wypełnieniu kadencji. Aby ponownie być reprezentowanym w Radzie, każde państwo musi „poczekać” co najmniej trzy lata. W przeciwieństwie do Komisji, Rada spotyka się na trzech (a nie na jednej) sesjach w ciągu roku – przy czym istnieje także prawo do zwołania nadzwyczajnej sesji na żądanie 1/3 członków Rady.
Jak podsumowuje tygodnik The Economist, cztery sesje oraz większość rezolucji dotyczących pojedynczego państwa dotyczyły – i tu ogromne zaskoczenie – Izraela. Raz Rada zajmowała się Myanmarem, a raz Darfurem. Rozumiem, że Izrael wielokrotnie pokazał, że prawa człowieka mogą pełnić rolę drugorzędną (odwety za ataki na cele w Izraelu), ale nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że największe problemy z prawami człowieka na świecie mamy właśnie z Izraelem. Rok temu sytuacja nie wyglądała inaczej – pisałem o pierwszej rocznicy istnienia Rady i pozwolę sobie przytoczyć fragment tekstu: „jedynym krajem, który udało się potępić (wielokrotnie) jest Izrael. Z całym szacunkiem, dostrzegając wiele niedociągnięć w tym państwie, nie jest ono liderem w łamaniu praw człowieka.”
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego stare – czyli złe nawyki z czasów istnienia Komisji Praw Człowieka – wraca? Znowu cytat z tekstu z kwietnia ub. r., gdyż nic się w tej materii nie zmieniło – główne problemy pozostają te same: „Wszystko przez – i tu dotykamy najpoważniejszego problemu trapiącego to jakże potrzebne ciało – źle rozumianą solidarność. Po pierwsze, solidarność państw afrykańskich; po drugie, solidarność państw muzułmańskich; wreszcie po trzecie, solidarność tzw. państw niezaangażowanych. Solidarność rozumiana w ten sposób, że należy bronić współwyznawców, pobratymców oraz kraje kierujące się podobnymi pryncypiami w polityce.” W obecnym składzie Rady 25 państw należy do Ruchu Państw Niezaangażowanych (NAM), a 10 do Organizacji Konferencji Islamskiej (należą one także do NAM).
Łatwo jest zająć się Izraelem, gdy nie ma prawa weta, z którego z pewnością skorzystałyby Stany Zjednoczone. Dobrze, że jest forum, na którym można zająć się także łamaniem praw człowieka przez Izrael i w Izraelu. Jednak nie tylko Izrael powinien znaleźć się na cenzurowanym. Rada potępia (słusznie) izraelskie odwety, w których giną głównie cywile, ale już na ostrzał izraelskich miast i wsi przez terrorystów z terytorium Gazy nie reaguje. Ten sposób działania kompromituje ONZ, a sama Rada traci twarz. Nie może być bowiem tak, że – zwyczajowo – na każdej sesji krytykujemy Izrael, a Zimbabwe, Kuba, Iran, Pakistan, Białoruś, Egipt, Arabia Saudyjska, Kongo i inne unikają ostrej oceny. Prawa człowieka, jako podstawa – fundament istnienia systemu Narodów Zjednoczonych, nie mogą być wykorzystywane dla celów doraźnych.
Ciekawą nowością, na którą uwagę zwraca The Economist, jest wprowadzenie trzyczęściowego raportu dotyczącego przestrzegania praw człowieka w poszczególnych państwach. Trójczęściowy raport to w zasadzie trzy niezależne raporty – pierwszy, przygotowany przez rząd oraz lokalne organizacje pozarządowe; drugi, sporządzany przez Wysokiego Przedstawiciela ds. Praw Człowieka; trzeci, autorstwa międzynarodowych grup zajmujących się ochroną i promocją praw człowieka.
Na najbliższej sesji, która odbędzie się w dn. 2-18 czerwca, z raportów dotyczących Polski będą tłumaczyć się przedstawiciele naszego rządu. Rada przez trzy godziny ma prawo przepytywać przedstawicieli państw, a wszystko jest nagrywane przez kamery. Oprócz Polski „na dywaniku” znajdą się m.in. Pakistan, Sri Lanka, Filipiny i Gwatemala – które mają wiele na sumieniu. Może dzięki przesłuchaniom idea Rady i promocji praw człowieka przez ONZ w ogóle zyska jakiś sens.
Mimo drugiej rocznicy istnienia, Rada nie wyzbyła się jeszcze fatalnych nawyków z czasów pracy swej poprzedniczki – Komisji Praw Człowieka. Nadal najłatwiej przychodzi członkom Rady krytykowanie Izraela, przy jednoczesnym chronieniu własnych przyjaciół, którzy popełniają o wiele poważniejsze „wykroczenia”. Możliwe, że Rada, m.in. dzięki instytucji przesłuchań, w miarę kolejnych sesji dojrzeje i otworzy oczy na łamanie praw człowieka w krajach takich jak chociażby Zimbabwe, Uzbekistan czy Arabia Saudyjska. Jest to jednak założenie optymistyczne, w którym marginalizacji uległy twarde zasady realpolitik. Mówiąc po polsku – szanse na poprawę są marne, ale jest jeszcze za wcześnie, aby Radę skreślać.
Piotr Wołejko