Claude Salhani, redaktor Middle East Times w krótkim tekście przedstawił swoje przewidywania dotyczące wydarzeń na Bliskim Wschodzie w roku 2007. Autor skupił się na trzech głównych – jego zdaniem – państwach i problemach, które się z nimi wiążą.
Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Irak. Salhani nie jest optymistą i przewiduje dalsze zaostrzanie się walk między sunnitami oraz szyitami, a także większą liczbę ataków na żołnierzy koalicji, głównie Amerykanów. Im więcej obcych wojsk, tym więcej celów i tym więcej ofiar – tak można podsumować jego przemyślenia. Są dwie drogi rozwoju sytuacji w Iraku, a decyzja o wyborze jednej z nich należy do prezydenta Georga W. Busha. Pierwsza to zwiększenie ilości żołnierzy amerykańskich o 20-30 tys oraz brak jakichkolwiek rozmów z sąsiadami Iraku – konkretnie Syrią i Iranem – na temat stabilizacji w Iraku. Droga ta doprowadzić może jedynie do zaostrzenia sytuacji i znacznego zwiększenia liczby amerykańskich ofiar. Druga droga przewiduje podjęcie bezpośrednich rozmów z Teheranem i Damaszkiem, co jest wg Salhaniego niezbędne do ustabilizowania sytuacji. Zauważa on jednak, że takie negocjacje będą z natury rzeczy o wiele bardziej kompleksowe i ich tematem musi być także Liban oraz proces pokojowy między Izraelem a Palestyną. Będzie to dla administracji prezydenta Busha trudne nie tylko z powodu jej niechęci do reżimów rządzących w Iranie i Syrii, ale także dlatego, iż Bush wkrótce będzie musiał oddać władzę, więc czas niemiłosiernie go goni.
Drugi kluczowy kraj to Liban, który po blisko 30 latach syryjskiej obecności militarnej (i faktycznego sprawowania rządów) uwolnił się od swojego protektora, ale poważnie ucierpiał w letniej wojnie między Izraelem a Hezbollahem. Kraj znajduje się na granicy kolejnej wojny domowej. Jak można jej zapobiec? Rozmawiać z Syrią i Iranem, aby nie mieszały się w sprawy Libanu. Nie będzie to takie proste, gdyż aby osiągnąć swoje cele Ameryka musi swoim adwersarzom coś zaoferować. Czego chce Syria? Okupowanych od 1967 roku przez Izrael Wzgórz Golan. Jak to osiągnąć? Doprowadzając do zawarcia pokoju między Syrią a Izraelem. Salhani słusznie mówi, że rozwiązanie konfliktu izraelsko-arabskiego pozwoli rozwiązać większą część regionalnych kłopotów. Zauważa on jednak, że niebezpieczne dla Libanu jest to, że Waszyngton może być gotów „przehandlować” ten kraj w zamian za układ z Syrią w sprawie Iraku. Miało to już miejsce trzykrotnie w trakcie ostatniego wieku, ale dotyczyło Kurdów.
I docieramy do punktu trzeciego, ostatniego i chyba najistotniejszego – Iranu. Ostatnia rezolucja RB ONZ nr 1737 nakładająca sankcje na Teheran może mieć podobny wpływ na Iran jak sankcje nakładane na Saddama Husajna. Uderzą w zwykłych obywateli, a nie w elity rządzące. Skutkiem będzie jeszcze większa nienawiść do Ameryki. Niektórzy irańscy opozycjoniści protestują przeciwko takiemu stawianiu sprawy i twierdzą, że sankcje nałożone na podstawie 7 rozdziału Karty Narodów Zjednoczonych mogą być początkiem bardziej konkretnych i skuteczniejszych sankcji możliwych do nałożenia na podstawie innych rozdziałów Karty. Jak zauważają dysydenci, rządzący w Teheranie fundamentalistyczny reżim nie ma aż tak wielkiego poparcia, jak się wielu wydaje. Przegrał z kretesem wybory samorządowe i elekcję do Zgromadzenia Ekspertów przed kilkunastoma dniami. W zeszłym roku miało miejsce ok. 4 tys. antyrządowych demonstracji – o czym w swojej książce, która wkrótce będzie opublikowana – pisze Alireza Jafarzadeh. Uważa on, że teraz nadszedł czas na wywieranie coraz silniejszej presji na reżim. Wspólnota międzynarodowa nie powinna dać się zastraszyć pustymi (nie mającymi pokrycia) groźbami – dodaje Jafarzadeh.
Pozostałe kraje, które będą miały duże znaczenie dla przyszłości regionu to Autonomia Palestyńska i Afganistan. Ale – pyta Claude Salhani – dlaczego przygnębiać was jeszcze bardziej w tym fantastycznym momencie roku. Autor na koniec życzy wszystkim szczęśliwego Nowego Roku!