Wybory prezydenckie na Ukrainie wywołały wielkie zainteresowanie dziennikarzy oraz blogerów. Telewizje poświęcały wiele minut na relacjonowanie przebiegu kampanii wyborczej oraz samych wyborów, blogerzy popełnili wiele notek o przyszłości Ukrainy w zależności od tego, kto okaże się zwycięzcą. W wielu przypadkach zarówno zawodowcy jak i amatorzy przejaskrawiali, upraszczali i generalizowali, sprzedając prostą i chwytliwą narrację. Jak wiadomo, takie postępowanie obarczone jest ryzykiem popełnienia błędu, głównie z powodu eliminacji istotnych niuansów.
Bezpośrednim powodem napisania tej notki jest wywiad [mp3] z dr Adamem Eberhardtem z Ośrodka Studiów Wschodnich, jaki w Poranku Radia TOK FM przeprowadził Igor Janke (właściciel Salonu24 i publicysta Rzeczpospolitej, a od niedawna jeden z prowadzących program Minęła Dwudziesta w TVP Info). Eberhardt, wicedyrektor OSW w klarowny sposób przedstawił sytuację Ukrainy. Skupił się głównie na problemach gospodarczych, trudnościach we współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (nie będzie kolejnych pożyczek, dopóki nie zostaną przeprowadzone wymagane przez MFW reformy) oraz zapleczu Wiktora Janukowycza.
Trudna sytuacja gospodarcza Ukrainy jest powszechnie znana. W ubiegłym roku PKB skurczyło się o 15 procent, kasa państwa świeci pustkami, a skłócona klasa polityczna jest niezdolna do podjęcia koniecznych (często niepopularnych) decyzji. Kilka miesięcy temu Ukrainę dotknęła także epidemia grypy, na którą zachorowało grubo ponad milion osób. To wiemy. Nie wiemy natomiast, kto kryje się za zwycięzcą wyborów prezydenckich. Janukowycz odniósł mało przekonywujące zwycięstwo. Nie zebrał nawet 50 procent głosów, a pond cztery procent Ukraińców, którzy udali się do urn, wybrało opcję przeciw wszystkim.
O uproszczeniach dotyczących Janukowycza (prorosyjski kandydat, będzie chodził na pasku Moskwy) oraz Tymoszenko (proeuropejska gwarantka zachowania owoców Pomarańczowej Rewolucji) pisałem w połowie stycznia. Nie widzę potrzeby powtarzania postawionych wówczas tez. Tylko jedna wymaga powtórzenia, gdyż więcej światła na postępowanie Janukowycza na arenie międzynarodowej (poprzez opis sił wspierających lidera Partii Regionów) rzucił w rozmowie z Igorem Janke dr Eberhardt. Napisałem, że „oligarchowie stojący za Janukowyczem wcale nie garną się do Putina, a chcą robić dobre interesy z Europą i zarabiać w twardej walucie „.
Gość Poranka Radia TOK FM rozwinął powyższą myśl dzieląc siły stojące za Janukowyczem na dwie frakcje. Jedna, głównie oligarchowie z Donbasu (Rinat Achmetow – na zdjęciu – i spółka) nie zamierzają bratać się z Putinem; druga, bardziej polityczna (z Mykołą Azarowem na czele) jest otwarcie prorosyjska. Eberhardt powiedział, że za Azarowem i jego frakcją stoi m.in. lobby przemysłu zbrojeniowego. Janukowycz, jako osoba bezbarwna i pozbawiona charyzmy, idealnie nadawał się do łączenia dwóch różnorodnych frakcji Partii Regionów. Ciekawe, kto zostanie następcą Janukowycza na stanowisku szefa partii i czy uda mu się utrzymać jej jedność.
Komentatorzy wielokrotnie podkreślali, że prezydent Janukowycz ma osobisty powód do niechęci do Polski. Przecież to głównie nasze zaangażowanie w 2004 roku spowodowało, że Wiktor ze wschodu Ukrainy ostatecznie przegrał z tym z zachodniej części kraju. Oczywiście, osobisty uraz do Polski na pewno pozostał, ale są dwa powody, dla których nie sądzę, aby uraz ten odegrał istotną rolę w relacjach polsko-ukraińskich. Po pierwsze, Janukowycz już po porażce Niebieskich podczas Pomarańczowej Rewolucji pełnił funkcję premiera i stosunki z Polską były wówczas poprawne. Po drugie, interes narodowy Ukrainy wymaga współpracy z Polską, jako jednym z głównych okien na Zachód.
Przykre, że polskie elity polityczne in gremio, od zwycięstwa Juszczenki pięć lat temu, zupełnie pomijały obóz Niebieskich. Cały czas liczyliśmy, że Pomarańczowi jakoś się dogadają. Więcej, sądziliśmy, że zwrot na Zachód jest nieunikniony. Niestety, realia okazały się inne. Juszczenko z Tymoszenko wzięli się, przepraszam za kolokwializm, za łby, a kraj stał w miejscu. Wkrótce okazało się także, że oportunizm i osobiste spory biorą górę nad, teoretycznie, zdrowym rozsądkiem. Juszczenko dogadywał się z Janukowyczem, aby zdymisjonować i upokorzyć Tymoszenko, zaś Julia z zaprzysięgłego wroga Rosji i nemezis Putina dość stała się dla Moskwy neutralna i dobijała z Putinem energetyczne dile.
Prezydent Janukowycz nie stanowi, wbrew twierdzeniom najbardziej kategorycznych polskich komentatorów, śmiertelnego zagrożenia dla perspektywy polsko-ukraińskiej współpracy. Nie ma mowy o NATO, a zbliżenie do Unii Europejskiej będzie wolniejsze, ale nadal możemy się całkiem dobrze dogadywać. Najważniejsze dla Ukrainy, a także dla Polski, jest wyjście Kijowa na gospodarczą prostą. Niestety, szykuje się kolejna batalia polityczna, tym razem o premierostwo Tymoszenko i dotychczasową większość w parlamencie, co zwiastuje kolejne stracone tygodnie, jeśli nie miesiące.
Realizm nakazuje przyjęcie nowej sytuacji na Ukrainie ze spokojem i rozwagą. Nasza dyplomacja oraz politycy powinni zwrócić uwagę na niuanse, chociażby w postaci różnic w zwycięskiej Partii Regionów. Czas wyrobić wreszcie odpowiednie kontakty w tym ugrupowaniu, gdyż stawianie wyłącznie na skompromitowanego Juszczenkę nie ma żadnego sensu. Z drugiej strony, konieczne jest utrzymywanie dobrych relacji z Julią Tymoszenko – pokazała w wyborach prezydenckich, że należy się z nią liczyć. Warto także przecierać szlaki u trzeciego w pierwszej turze wyścigu prezydenckiego Siergieja Tyhypki, który może być – paradoksalnie – największym zwycięzcą niedawnych wyborów. Po ewentualnych przedwczesnych wyborach parlamentarnych jego ugrupowanie będzie najpewniej trzecią siłą w izbie.
Poczucie porażki, dominujące w polskiej przestrzeni medialnej, jest tylko częściowo uzasadnione. Juszczenko przegrał, a to on był symbolem zmian, na które Polska czekała. Związanie się w zasadzie wyłącznie z nim osobiście sprawiło, że jego klęska była dla niektórych szczególnie bolesna. Można było tego uniknąć, gdyby wcześniej postarano się o kontakty z innymi liderami i ich ugrupowaniami. Skoro Ukraina jest dla Polski tak ważna, nie można było stawiać tylko na jednego konia.
Sukces Janukowycza mnie nie cieszy, ale uważam też, że nie ma dramatu. Wiele wskazuje na to, że nowy prezydent nie jest samodzielny, a wspierające go siły są różnorodne i nie ma zgody na całkowity zwrot ku Rosji. Możemy to wykorzystać, jeśli wyciągniemy wnioski z niedawnej przeszłości.
Piotr Wołejko